– Gratuluję, panno Jordan. Jest pani już w drugim miesiącu ciąży.
Kiedy usłyszałam te słowa od lekarza, kompletnie mnie zamurowało.
Dlaczego? Cóż, dlatego że nie miałam pojęcia, kto jest ojcem tego dziecka.
Krótka historia – po dwóch tygodniach wyczerpujących nadgodzin padłam trupem. Ostatnią rzeczą, jaką zapamiętałam przed utratą przytomności, był przerażony wyraz twarzy mojego bezdusznego szefa.
Moja ostatnia myśl brzmiała: „Czy nie powinnam przynajmniej wycisnąć z niego porządnego odszkodowania?” Ale okazało się, że nie będę miała nawet takiej szansy – odeszłam.
Dobra wiadomość? Tak naprawdę nie umarłam.
Zła wiadomość? Zostałam przeniesiona do powieści.
Mało tego, nie do byle jakiej postaci – stałam się fałszywą dziedziczką, tłem dla głównej bohaterki, która właśnie została wyrzucona ze swojej bogatej rodziny za wrobienie prawdziwej dziedziczki.
Gdybym pojawiła się sekundę wcześniej, mogłabym bezczelnie błagać o przywrócenie mnie na dawne miejsce.
Promyk nadziei w tym wszystkim? Przeniosłam ze sobą swoje wieloletnie, sekretne oszczędności.
Natychmiast sprawdziłam stan mojego konta w telefonie i kiedy zobaczyłam miliony na koncie, prawie wybuchnęłam śmiechem.
Dla bogatej rodziny to były drobne. Ale dla kogoś takiego jak ja – harującego za kilka tysięcy dolarów miesięcznie – to był majątek zesłany z niebios.
Przypominając sobie tragiczną śmierć, która czekała moją postać w powieści, natychmiast postanowiłam uciec od protagonistów i oddać się beztroskiemu życiu.
Aby rozładować stres związany z nagłą śmiercią i nowym życiem, pobiegłam do baru i zrobiłam coś, o czym marzyłam od dawna. Wydawałam pieniądze jak szalona, wynajmując nawet dziesięciu modeli, aby traktowali mnie jak królową.
Nieustanne okrzyki mojego imienia topiły moją duszę i całkowicie zapomniałam o mojej nagłej śmierci i wszystkich moich kłopotach.
Właściwie to zmieniałam chłopaków co trzy dni i żyłam marzeniem bycia nową panną młodą każdej nocy.
Niemniej jednak nigdy nie myślałam, że faktycznie zajdę w ciążę. Byłam pewna, że zachowałam środki ostrożności, ale jakoś jeden pocisk trafił w cel.
Teraz miałam poważne kłopoty. Nie miałam pojęcia, kto jest ojcem tego dziecka.
W domu, leżąc na kanapie i wpatrując się w pozytywny wynik testu ciążowego, zawęziłam listę podejrzanych do trzech mężczyzn na podstawie osi czasu.
Czułam się, jakbym grała w ciemno.
Ucieczka z dzieckiem w ogóle nie wchodziła w grę. Chociaż miałam pewne oszczędności, to nie było wystarczająco dużo, aby wychować dziecko.
Odblokowałam numery wszystkich trzech mężczyzn i kiedy zobaczyłam ich nazwiska, nagle poczułam przypływ pewności. Cóż, przynajmniej na mleko dla dziecka będzie mnie stać.
Jeden nazywał się Griffin, drugi Bailey, a trzeci Larsen. Z mojego bogatego doświadczenia w czytaniu podobnych powieści wiedziałam, że te nazwiska są praktycznie standardem dla apodyktycznych prezesów. Jeśli każdy z nich nie byłby wart co najmniej miliardów, ich nazwiska byłyby zmarnowane.
Zastanowiłam się przez chwilę. Do kogo powinnam się zgłosić najpierw? W tak krytycznym momencie dała o sobie znać moja niezdecydowanie.
Po długich rozważaniach nadal nie mogłam zdecydować, do kogo podejść najpierw.
Wtedy zerwałam z każdym z nich dzień po tym, jak spaliśmy razem, przechodząc następnego dnia do nowego romansu. Jeśli pojawiłabym się teraz, mogłabym faktycznie zostać zabita.
Pogłaskałam się po brzuchu i pomyślałam, że przynajmniej mam asa w rękawie – to dziecko.
Gdy moje palce zawisły nad klawiaturą, postanowiłam napisać do wszystkich trzech i zobaczyć, kto odpowie pierwszy. Ku mojemu zaskoczeniu Reuben Griffin odpowiedział w kilka sekund.
Wiedziałam, że ten facet będzie najbardziej responsywny! Był też najbardziej imponujący w łóżku. Był zaskakująco wprawny jak na kogoś, kto wydawał się nowicjuszem w tej grze.
[Masz jeszcze czelność się ze mną kontaktować?]
Czułam jego gniew emanujący z ekranu i na chwilę się zachwiałam.
Potem pomyślałam o dziecku rosnącym we mnie, którego wychowanie kosztowałoby mnie fortunę po jego narodzinach i natychmiast zrobiłam zdjęcie pozytywnego testu ciążowego, aby mu je wysłać.
[Jestem w ciąży. To może być twoje.]
Kilka sekund później mój telefon zawibrował z powodu połączenia przychodzącego. Po chwili wahania odebrałam.
Jego wściekły głos praktycznie eksplodował przez telefon. – Eliza Jordan, wytłumacz się! Co masz na myśli, mówiąc, że to może być moje?
Słysząc gniew w jego tonie, nie odważyłam się pisnąć słowa.
– Eliza, mów!
Nerwowo bawiłam się palcami i wymamrotałam: – Zapomniałeś, że po naszym rozstaniu następnego dnia znalazłam kogoś innego?
Wydał z siebie zimny śmiech, zgrzytając zębami, mówiąc: – Czyli chcesz, żebym wziął odpowiedzialność za dziecko, które może nie być moje?
Zirytowana wymamrotałam cichą ripostę: – Istnieje 33% szans, że jest twoje. Czy możesz nie być tak dramatyczny?
To go całkowicie wyprowadziło z równowagi. Krzyknął: – Co masz na myśli, mówiąc 33%? Nie mów mi, że w te dwa dni był jeszcze ktoś inny? Eliza, naprawdę się postarałaś. Czy my dwaj to dla ciebie za mało?
Jak miałam na to odpowiedzieć?
Szerokie ramiona, wąska talia, jędrne uda, idealnie okrągła pupa i ośmiopak – kto mógłby się temu oprzeć?
Na pewno nie ja. Więc udawałam głupią.