Pierścionek zaręczynowy uwierał Sophie Felix jak kajdany, gdy wpatrywała się w kwartalne raporty rozrzucone na biurku. Trzy miliardy w przejęciach. Dwadzieścia tysięcy miejsc pracy. I dziedzictwo ojca obserwujące każdy jej ruch. Cyfry zlewały się ze sobą, a jej wzrok powędrował ku zegarowi: 23:47. Za niecałe dwadzieścia cztery godziny miała iść do ołtarza, by poślubić Ethana.
Gdyby tylko jej matka mogła ją teraz zobaczyć.
Delikatne pukanie przerwało jej wirujące myśli. "Jeszcze pracujesz po nocach?"
Sophia podniosła wzrok i zobaczyła Lily opartą o framugę drzwi biura, z designerskimi szpilkami zwisającymi z jej zadbanych palców. Jej najlepsza przyjaciółka od szkoły z internatem miała na twarzy uśmiech, który zwykle zwiastował kłopoty.
"Niektórzy z nas faktycznie pracują na swój spadek" - odparła Sophia, choć jej usta wygięły się w uśmiechu. Zawsze była to delikatna równowaga - zarządzanie ogromnym imperium rodziny i próba zachowania choćby namiastki normalnego życia. Urodzenie się w bogactwie nie sprawiało, że ciężar odpowiedzialności był lżejszy.
"A niektórzy z nas" - Lily wkroczyła do biura - "wiedzą, kiedy zamknąć laptopa i świętować ostatnią noc wolności". Usiadła na biurku Sophii, zrzucając stertę papierów na podłogę bez chwili zastanowienia. "Daj spokój, nie możesz spędzić swojej ostatniej samotnej nocy pogrzebana w dokumentach fuzji."
"Muszę to skończyć, zanim..."
"Zanim zamienisz się w przykładną żonę korporacyjną?" Idealnie wymodelowana brew Lily uniosła się w rozbawieniu. "Właśnie dlatego musimy wyjść. Jedna ostatnia przygoda, zanim zostaniesz panią Ethan Preston."
Telefon Sophii zawibrował, przyciągając na chwilę jej uwagę. Na ekranie pojawiła się wiadomość od jej przyrodniej siostry Olivii: "Nie zapomnij o jutrzejszym śniadaniu dla panny młodej. Tata liczy na to, że oczarujesz żony członków zarządu."
"Widzisz?" Lily wyrwała jej telefon z ręki, z psotnym błyskiem w oku. "Nawet twoja zła przyrodnia siostra się zgadza. No, nie do końca, ale wiesz, o co mi chodzi." Jej palce szybko poruszały się po ekranie, odpisując, zanim Sophia zdążyła zaprotestować.
"Co ty robisz?"
"Tylko upewniam się, że tam będziesz - wypoczęta i gotowa, by jutro grać idealną dziedziczkę" - odparła Lily z uśmiechem. "Chociaż nie mogę obiecać, że będziesz wypoczęta, jeśli pozwolisz mi zabrać cię do tego niesamowitego nowego klubu w centrum."
Odpowiedzialna odpowiedź brzmiała: nie. Sophia znała na pamięć wykłady ojca na temat wizerunku i reputacji, wyryte w jej umyśle od dzieciństwa. Jutro nie był tylko jej dzień ślubu - to było połączenie dynastii, starannie zaaranżowane porozumienie biznesowe owinięte białymi koronkami i różami.
Ale coś w niej pękało, jak nić ciągnięta zbyt mocno i zbyt długo. Nagle ogarnął ją ostry przypływ buntu, gdy spojrzała na błyszczącą stertę papierów czekających na jej uwagę.
"Jednego drinka" - powiedziała, wstając i wygładzając ołówkową spódnicę. "I mówię poważnie, Lily. Tylko jednego."
Uśmiech Lily poszerzył się, triumfalny. "Oczywiście, kochanie. Tylko jednego."
Gdy wchodziły do windy, Sophia nie zauważyła, jak palce Lily znów tańczą po jej telefonie, ani jak uśmiech jej najlepszej przyjaciółki nie do końca sięga jej oczu.
***
Klub był dokładnie takim miejscem, którego jej ojciec by nienawidził - same pulsujące światła i bas dudniący w podeszwach jej butów, wibrujący w jej piersi. Neonowe światła odbijały się od lustrzanych ścian, a zapach drogiej wody kolońskiej i papierosów unosił się w zadymionym powietrzu. Lily poprowadziła ją prosto do strefy VIP, gdzie czekała na nie butelka szampana w lodzie.
"Za pannę młodą!" - ogłosiła Lily, nalewając z rozmachem do kieliszków. "I za wolność."
Coś w jej tonie sprawiło, że Sophia się zawahała, a słowa te utkwiły jej w pamięci. Wolność? Lily mówiła, jakby małżeństwo było wyrokiem więzienia, utratą autonomii. Ale zanim zdążyła w pełni przetworzyć tę myśl, Lily wcisnęła jej kieliszek do ręki, nakłaniając do toastu. Sophia pozwoliła sobie na chwilę zapomnienia, pozwalając chłodnym bąbelkom łaskotać jej nos, i odsunęła na bok dręczące ją uczucie, że coś jest nie tak.
"Widzisz?" - powiedziała Lily, stukając swoim kieliszkiem o kieliszek Sophii z olśniewającym uśmiechem. "Czy to nie jest o wiele lepsze niż analizowanie marż zysku i obcowanie z nudnymi członkami zarządu?"
Sophia uśmiechnęła się słabo, choć myślami była bardzo daleko. Ethan. Jutro. Zarząd. Potrząsnęła głową, próbując stłumić hałas. Tylko jedna noc, przypomniała sobie.
Ale wtedy, po drugiej stronie zatłoczonego parkietu, zobaczyła go.
Stał przy barze, wysoki, o szerokich ramionach i prezencji, która zdawała się przyciągać uwagę bez wysiłku. Jego włosy były potargane w ten starannie niedbały sposób, a jego oczy... Było coś w jego oczach - ciemnych, ponurych, niemal nawiedzonych - co pociągało ją głęboko wewnątrz. Ich spojrzenia spotkały się na ulotną chwilę, ale to wystarczyło, by przeszedł ją dziwny dreszcz.
"Kto to jest?" - zapytała, nie mogąc oderwać wzroku od nieznajomego.
Lily podążyła za jej wzrokiem i uśmiechnęła się, ale tym razem był to uśmiech ostry, drapieżny. "To, kochanie, to kłopoty."
Kłopoty. To słowo odbiło się echem w umyśle Sophii, ale jakoś jej nie przestraszyło. Nie dziś wieczór. Dziś wieczór czuła się niebezpiecznie żywa i po raz pierwszy od miesięcy coś innego niż obowiązek czy odpowiedzialność zamigotało w jej wnętrzu.
Zanim Sophia zdążyła zapytać o więcej, Lily wcisnęła jej kolejny kieliszek do ręki. "Pij, mała. Dziś zapominasz o jutrze."
Gdy bąbelki musowały na jej ustach, Sophia poczuła, jak ostre napięcie w jej piersi zaczyna ustępować, i po raz pierwszy tej nocy pozwoliła sobie zatopić się w chwili. Muzyka dudniła, światła błyskały, a świat poza klubem zniknął w zapomnieniu.
Nie zauważyła subtelnych ruchów Lily, gdy jej najlepsza przyjaciółka wsunęła coś do jej następnego drinka. Nie widziała też, jak Lily spogląda na swój telefon, szybko wpisując wiadomość: Połknęła haczyk. Wyślij Ethana za godzinę.
***
Klub pulsował energią, ale myśli Sophii wciąż wracały do mężczyzny przy barze. Sposób, w jaki na nią patrzył - to było tak, jakby mógł przejrzeć jej fasadę, poza starannie skonstruowane życie, które zbudowała wokół imperium swojej rodziny. Potrząsnęła głową, próbując otrząsnąć się z niepokojącego uczucia, ale drink w jej ręku sprawił, że wszystko wydawało się rozmazane, bardziej miękkie na krawędziach.
"Potrzebuję trochę powietrza" - wymamrotała Sophia, czując, że pokój lekko wiruje.
Lily machnęła ręką ze śmiechem. "Śmiało, ja tu będę."