Zac wciągnął mnie na klatkę schodową, a w jego wyrazie twarzy wciąż malowała się złość. "Co ty wygadywałaś przy dziecku?"
Potarłam nadgarstek, który ścisnął i zaczerwienił, i zapytałam go: "Która część tego, co powiedziałam, była nieprawdą?"
"Czy chodzi o tę część o 'żonie', czy o tę, w której obwiniam go o śmierć mojego dziecka?"
Twarz Zaca natychmiast pociemniała.
"Ten incydent był wypadkiem..." - zaczął się bronić.
Oparłam się o ścianę szpitala, obserwując go w milczeniu. "Czy ty w to w ogóle wierzysz?"
Rok temu wróciłam pospiesznie z podróży służbowej, podekscytowana, że podzielę się z Zakiem wiadomością o ciąży. Jednak po wejściu do naszego domu zastałam totalny chaos. Schody były zawalone potłuczonymi zdjęciami ślubnymi.
Wchodząc na górę, żeby sprawdzić, co się stało, nie spodziewałam się, że schody będą śliskie od rozlanego żelu pod prysznic. Poślizgnęłam się i sturlałam na dół, w wyniku czego straciłam dziecko, które nosiłam.
"Wtedy powiedziałeś mi, że to dziecko twojego krewnego narobiło bałaganu w naszym domu" - przypomniałam sobie z goryczą. "To doprowadziło do tego wypadku. Zac Saunders, czy ty masz w ogóle sumienie?"
Próbował coś powiedzieć, ale z trudem znajdował słowa. Po mojej twarzy spływały łzy, a moja postawa się załamała.
"Jak mogłeś, Zac Saunders? Jak mogłeś?" - zawołałam. Utrata dziecka prześladowała mnie po nocach i nie mogłam spać. Śniło mi się dziecko, całe we krwi, obwiniające mnie o to, że go nie ochroniłam.
Nagromadzony żal zebrał swoje żniwo, a moje emocje wymknęły się spod kontroli. Obwiniałam się za nieuwagę, obwiniałam go za to, że nie posprzątał bałaganu i obwiniałam dziecko krewnego.
Zac, który początkowo odczuwał litość i poczucie winy, stopniowo stawał się niecierpliwy. Strofował mnie, nazywając wariatką, mówiąc, że dziecko jest zbyt małe, żeby to zrozumieć.
Nie wiedziałam wtedy, że to dziecko było tak naprawdę jego.
















