~~SLOANE~~
***
Od dziesięciu lat, od kiedy poznaliśmy się na studiach, jestem zakochana w moim najlepszym przyjacielu, Finnie Hartleyu.
To nie tak, że kiedykolwiek mu powiem, co do niego czuję. Wiem, że on mnie tak nie postrzega. Pewnie nigdy nie będzie.
W tej chwili jesteśmy w jego salonie, a ja trzymam go w ramionach, słuchając, jak szlocha.
Ta jego cholerna dziewczyna znowu złamała mu serce, trzeci raz w tym roku.
– Nie mogę uwierzyć, że mi to zrobiła, Sloane – mówi Finn.
Przeczesuję palcami jego włosy, starając się ignorować, jak dobrze się to czuje.
– Co dokładnie zrobiła? – pytam. – Nadal mi nie powiedziałeś.
– Nie wiem, jak to powiedzieć.
– No to zacznij od czegoś.
Moja cierpliwość się wyczerpuje. Jestem tu od godzin, poświęcając swoją sobotę, żeby patrzeć, jak się rozpada.
Nie wiem, po co w ogóle płacze, skoro i tak za tydzień wróci do jej łóżka. Robią tak za każdym cholernym razem.
Powinnam być bardziej współczująca, wiem. Ale dziesięć lat patrzenia, jak goni za tą samą toksyczną kobietą, ma tendencję do erozji ludzkiego współczucia.
– Delilah nie wróci, Sloane – mówi. – Tym razem odeszła na dobre.
– Wiesz, że to kłamstwo.
– To prawda. Zaręczyła się. Wysłała mi to cyfrowe zaproszenie na ślub i zastanawiałem się nad przepuszczeniem mojego telefonu przez maszynkę do mięsa.
To mnie właściwie zaskakuje. Zaręczona? Delilah wychodzi za mąż?
Finn odsuwa się ode mnie i w końcu widzę jego twarz.
Zarost na jego szczęce wyrósł poza seksowną fazę i stał się czymś bardziej dzikim. Jego biały t-shirt jest pognieciony i poplamiony czymś, co może być wczorajszą kolacją. Nigdy nie widziałam go w takim stanie, a to już coś znaczy.
Sięga po telefon, palce mu drżą, gdy włącza ekran.
Potem podsuwa mi telefon. Jest – mdłe, różowo-złote zaproszenie z płynnym pismem ogłaszające związek Delilah Crestfield i jakiegoś faceta o imieniu Hunter. Za osiem tygodni.
Moje serce przeskakuje kilka uderzeń, a po mojej piersi rozchodzi się trzepoczące uczucie.
Przygryzam wewnętrzną stronę policzka, żeby powstrzymać się od uśmiechu. To najlepsza wiadomość, jaką słyszałam od lat. Wiedźma w końcu, naprawdę, autentycznie zniknęła z obrazu.
– Biedny skarbie – mówię, starając się brzmieć współczująco. – Wiedziałeś, że z kimś się spotyka?
– No wiesz, to Delilah. Kiedy ona była wierna?
– Masz rację.
Oddaję mu telefon.
– Po prostu nie mogę uwierzyć, że mnie zostawia, Sloane. – Osuwa się z powrotem na sofę, wpatrując się w sufit, jakby mógł zaoferować jakieś kosmiczne wyjaśnienie.
– Trudno mi w to uwierzyć – mówię.
Moje oczy śledzą jego mocną szczękę, jego usta, rzęsy posklejane zaschniętymi łzami. Przez lata zapamiętałam każdy cal jego twarzy, skatalogowałam każdą minę. Ta jest nowa – całkowita i absolutna klęska.
Powinno mi być smutno, widząc go tak załamanego, ale jedyne, o czym myślę, to: „To moja szansa”.
Byli kochankami od liceum, na długo zanim pojawiłam się w życiu Finna. Czasami zastanawiam się, czy to jest klucz do jej władzy nad nim – znała go wcześniej niż ja, kiedy był tylko chłopcem z kruchym sercem.
Obserwowałam, jak Delilah go zwodzi, zawsze wiedząc, że wróci na kolejną rundę. Myśl, że w końcu go uwolniła, jest zarówno ekscytująca, jak i przerażająca. Co się teraz z nami stanie?
– Kim jestem bez niej, Sloane? – pyta Finn.
– Jesteś Finn Hartley. Będziesz w porządku. – Wyciągam rękę, żeby ścisnąć jego kolano.
– Nie mogę być w porządku bez Lili.
– Na tym świecie jest ponad osiem miliardów ludzi, statystycznie. Po prostu wybierz kogoś nowego.
– Statystycznie? Jesteś takim nerdem.
Jego słowa bolą. Powiedział to milion razy wcześniej, jego zwykłe żarty na temat mojej pracy analityka cyberbezpieczeństwa, mojej miłości do przypadkowych faktów i mojej kolekcji starych powieści science fiction. Ale dzisiaj ląduje inaczej.
Nerd. To wszystko, czym dla niego jestem. Nie kobieta. Nigdy kobieta.
Wstaję gwałtownie, wygładzając dżinsy i poprawiając okulary. Pokażę mu, jak bardzo potrafię być szalona.
– Wiesz co? – mówię. – Chodźmy do klubu i się upijmy.
Finn patrzy na mnie, jakbym zaproponowała napad na bank. – Chcesz iść do klubu?
– Tak.
– Byłaś kiedyś w klubie?
Siada prościej, a część mgły znika z jego oczu, gdy mi się przygląda – zwykła Sloane w swoim weekendowym uniformie dżinsów i spranej koszulce zespołu, włosy w zwykłym bobie i grzywce.
– Nie do końca. Ale będzie picie i tańce. Założę się, że będzie fajnie. – Brzmię bardziej pewnie, niż się czuję. Prawda jest taka, że kluby to moje osobiste piekło – głośna muzyka, spoceni nieznajomi, drogie drinki. Ale przeszłabym przez prawdziwy ogień, jeśli to sprawiłoby, że Finn znowu się uśmiechnie.
Na jego twarzy pojawia się powolny uśmiech. – Świetnie – mówi. – Masz rację. Potrzebuję rozrywki. – Wstaje, nagle pełen energii. – Pójdę założyć coś odpowiedniego, a potem zatrzymamy się u ciebie, żebyś mogła przebrać się z tego, cholera, co masz na sobie.
Patrzę na swój strój, nagle speszona. – Co jest nie tak z tym, co mam na sobie?
– Nic, gdybyśmy szli na wyprzedaż książek w bibliotece. – Znika w sypialni, wołając z powrotem: – Zaufaj mi, Sloane. Pokażmy Delilah, czego jej brakuje!
Osuwam się z powrotem na kanapę, już żałując mojego impulsywnego pomysłu. W co ja się wpakowałam?
~~~
Klub jest wszystkim, czego się obawiałam, i jeszcze gorszy.
Sukienka, którą Finn nalegał, żebym założyła – wyciągnięta z tyłu mojej szafy, relikt ze ślubu kuzynki sprzed trzech lat – jest za ciasna, za krótka i sprawia, że boleśnie uświadamiam sobie części ciała, które zwykle udaje mi się ignorować.
Jesteśmy tu od czterdziestu minut.
Czterdzieści minut obserwowania, jak Finn przekształca się w kogoś, kogo ledwo rozpoznaję – waląc shoty przy barze.
Dwadzieścia minut temu znalazł dziewczynę – wysoką, wiotką blondynkę w sukience, która wygląda, jakby została na nią natryśnięta. Amber. Tak ma na imię.
Stoję niezręcznie na parkiecie, sącząc rozwodnioną wódkę z sodą, obserwując, jak Finn i Amber ocierają się o siebie w sposób, który prawdopodobnie powinien być nielegalny w miejscach publicznych.
Ona jest tyłem do jego piersi, jej ramiona uniesione nad głową, palce zaplątane w jego włosy. Jego ręce są na jej biodrach, prowadząc jej ruchy, jego twarz jest zagrzebana w jej szyi.
Czuję się chora. Czuję się głupio. Czuję się boleśnie, oczywiście samotna.
– Sloane? – woła Finn. – Nie możesz po prostu tam stać. Tańcz!
– Nie wiem, jak – odkrzykuję.
Amber marszczy na mnie brwi. – To po co tu jesteś?
– Żeby pilnować mojego najlepszego przyjaciela.
– Jak opiekunka?
– Tak – mówię. – Na wypadek, gdybyś próbowała mu coś wrzucić do drinka.
Finn wygląda na zawstydzonego. – Po prostu ją ignoruj – mówi do Amber, zaciskając ramię wokół jej talii. – Ona jest maniakiem kontroli.
Amber prycha. – Bardziej jak twoja mama.
– Starsza siostra byłaby bardziej odpowiednia – poprawia Finn.
Oczy Amber lustrują mnie w sposób, który sprawia, że moja skóra cierpnie. – Ale jest seksowna, z tą grzywką i okularami "przeleć mnie". Seksowny nerd.
Finn krzywi się. – To nie jest zbyt przyjemny obraz.
– Daj spokój. Nie widzisz tego?
– Widzieć co?
– Nie uważasz jej nerdowskich wibracji za stymulujące?
Finn na szczęście unika mojego wzroku. – Więcej tańca, mniej gadania.
– Serio? Nie masz nawet odrobiny ochoty zobaczyć Sloane nagiej?