Kiedy się obudziłam, w jakiś sposób byłam uwięziona w ciele mojej nieposłusznej córki. Poświęciłam wszystko, żyjąc oszczędnie, żeby posłać ją do najlepszej szkoły. Mimo to dzwoniła do mnie prawie codziennie, twierdząc – jak ktoś pogrążony w paranoicznych urojenach – że jej nauczyciele i koledzy z klasy chcą ją skrzywdzić. Była uparta i zbuntowana, wybredna w jedzeniu, zadawała się z niewłaściwym towarzystwem, a nawet w młodym wieku zaczęła spotykać się z rozrabiaką. Jako siostra, była daleka od bycia miłą, nieustannie znęcając się nad swoim młodszym bratem. A szkoła? Z pewnością nie mogła być trudniejsza niż praca na pełen etat. Ale potem, kiedy żyłam w jej skórze, grupa dziewcząt osaczyła mnie w toalecie, bezlitośnie kopiąc. Po powrocie do domu nie spotkałam się z troską, ale z żałosną namiastką posiłku. Dopiero wtedy zaczęłam rozumieć ból, którego doświadczyła moja córka...

Pierwszy Rozdział

Moja córka próbowała popełnić samobójstwo. Byłam w trakcie podróży służbowej, kiedy odebrałam ten telefon. Poczułam falę irytacji na widok numeru szkoły migającego na moim telefonie. To był już trzeci raz w tym miesiącu, kiedy moja córka, Madeline, dzwoniła ze szkoły. Każda rozmowa była taka sama – albo chciała opuścić kampus, albo przenieść się do innej szkoły. Naciągnęłam mnóstwo sznurków, żeby zapewnić jej miejsce w tej prestiżowej prywatnej akademii, a ona nigdy nie wydawała się wdzięczna. Zamiast tego utrudniała mi życie swoimi niekończącymi się skargami. Odrzuciłam połączenie trzy razy, zanim w końcu odebrałam. Ale to nie Madeline była po drugiej stronie. To szkoła informowała mnie, że Madeline próbowała odebrać sobie życie w swoim pokoju w akademiku, podcinając sobie nadgarstki. Te słowa do mnie nie docierały. Telefon wypadł mi z ręki, a świat zniknął mi z oczu. Potem wszystko pociemniało. Kiedy odzyskałam świadomość, coś było inaczej. Nie byłam już sobą. Obudziłam się w łóżku Madeline i wpatrywałam się prosto w… moją własną twarz. "Wstawaj już! Mówiłaś, że jesteś chora, prawda? Zadzwoniłam do szkoły, żeby cię usprawiedliwić z zajęć, ale kiedy próbowałam zabrać cię do szpitala, odmówiłaś. Myślisz, że nie wiem, że tylko udajesz?" Uderzyło mnie to jak grom z jasnego nieba. Pamiętam ten moment. Dwa miesiące temu Madeline zadzwoniła do mnie, narzekając, że źle się czuje. To był wtorek – niewygodny dzień, kiedy nie mogłam sobie pozwolić na żadne rozproszenia. Mimo to upierała się, żeby wziąć dzień wolny. I nawet po tym, jak pozwoliłam jej zostać w domu, uparcie odmawiała pójścia do lekarza, mówiąc, że potrzebuje tylko odpoczynku. Wtedy myślałam, że jest dziecinna. Ale teraz, przeżywając tę scenę jej oczami, zaczęłam dostrzegać wszystko, co przeoczyłam. Chociaż z trudem mogłam zaakceptować fakt, że w jakiś sposób zostałam uwięziona w ciele Madeline, nie mogłam znieść myśli, że zostanie w tyle z nauką. Z ociąganiem zmusiłam się, żeby wstać. Kiedy się poruszyłam, ostry, przeszywający ból przeszył moje dolne partie ciała. Zamarłam, oszołomiona. Wtedy sobie przypomniałam. Zauważyłam, że Madeline kuleje, ale zlekceważyłam to jako kolejny dramatyczny występ z jej strony. Myślałam, że jej gra aktorska jest boleśnie mało przekonująca. "Mamo..?" – zawołałam. To słowo brzmiało dziwnie na moim języku. Patrzenie na kogoś z moją własną twarzą i nazywanie jej "mamą" nie wydawało się naturalne, ale chciałam jej powiedzieć o bólu. Odwróciła się w moją stronę – moja twarz – jej wyraz twarzy był niecierpliwy. "No co teraz? Dlaczego zawsze jesteś taka powolna? Masz w ogóle pojęcie, jak ciężko pracowałam, żeby cię wychować? Nie możesz okazać odrobiny zrozumienia chociaż raz? Czy nadal udajesz chorą? "Nie obchodzi mnie, czy masz raczkować, idziesz dzisiaj do szkoły. Jak ja mogłam skończyć z tak niewdzięczną córką?" Jej słowa przecięły mnie jak szkło i nie mogłam się zmusić, żeby odpowiedzieć. To były te same słowa, których używałam, żeby jej powiedzieć. Słysząc je teraz, z moich własnych ust, czułam się nie do zniesienia. Przełknęłam ból i słowa, które chciałam powiedzieć, decydując się zamiast tego poczekać do po szkole, żeby jej o tym powiedzieć. Śniadanie było zbilansowane i odżywcze, chociaż nie mogłam przełknąć ogórka. Bez względu na to, jak bardzo się starałam, po prostu nie mogłam go zjeść. W naszej rodzinie tylko Madeline odmawiała jedzenia ogórków. Zawsze nalegałam na zbilansowaną dietę, mając nadzieję na wyleczenie jej wybrednych nawyków żywieniowych, więc upewniałam się, że ogórki są podawane do każdego posiłku. Tego ranka zjadłam wszystko z talerza, zostawiając tylko nietknięte ogórki. "Moje" ostre oczy od razu to zauważyły. "Spójrz na to – znowu wybrzydzasz przy jedzeniu, co? Tyle czasu zajęło mi wykorzenienie cię z tego złego nawyku. Co się dzisiaj dzieje? Dlaczego teraz ich nie zjesz?" Byłam oszołomiona. Wtedy zdałam sobie sprawę: Madeline już od dawna nie wspominała o swojej niechęci do ogórków. Zanim zdążyłam się nad tym zastanowić, "ja" przede mną zaczęła mnie znowu poganiać. "Jedz! Spóźnisz się. Pospiesz się! Za moich czasów nie mieliśmy takich luksusów. Nie mogliśmy nawet marzyć o ogórkach na naszych talerzach."

Odkryj więcej niesamowitych treści