Phoebe Jenkins powoli otworzyła oczy, ogarniając wzrokiem pokój. Był dokładnie taki, jak go zapamiętała, w najdrobniejszych szczegółach. Serce waliło jej jak młotem – naprawdę cofnęła się w czasie.
Sięgnęła po telefon na szafce nocnej, przesunęła palcem po ekranie, żeby sprawdzić datę. Na jej twarzy powoli rozpełzł się zadowolony uśmiech. Czas był idealny.
Gwałtowne pukanie do drzwi wyrwało ją z zamyślenia. Z westchnieniem Phoebe wstała i podeszła do nich.
Kiedy je otworzyła, stanęła twarzą w twarz ze swoim drugim bratem i menadżerem, Leonem Jenkinsem, wyglądającym jak zwykle surowo.
"Dzwonię do ciebie od cholernego rana. Dlaczego, do diabła, nie odbierałaś?" Głos Leona był napięty irytacją.
Phoebe wzruszyła ramionami, jej wyraz twarzy był spokojny i obojętny. "Nie miałam ochoty."
Leon zmarszczył brwi, wyraźnie się tego nie spodziewając. Jego cierpliwość się wyczerpywała. "Serio? Możesz chociaż raz przestać?"
Phoebe uniosła brew, kąciki jej ust uniosły się w uśmiechu. "No weź się postaraj. To całe 'przestań' jest takie cholernie stare. Może ciebie jeszcze to podnieca, ale mnie już szlag trafia, jak tego słucham."
Odkąd wróciła do rodziny Jenkinsów, wydawało się, że wszyscy – od jej matki, Lydii, po jej pięciu braci – działają na autopilocie z tym samym oklepanym zwrotem. "Przestań", jakby to miało wszystko naprawić.
Leon stał przez chwilę oniemiały, zanim odzyskał głos. "Czy twoją misją w życiu jest bycie tak cholernie trudną? Sienna po prostu chce tego miejsca w programie. Czy zabije cię, jeśli raz odpuścisz? Czy wszystko musi być z tobą, do cholery, walką?"
Uśmiech Phoebe zniknął, a jej oczy zrobiły się zimne. Spojrzała mu prosto w oczy. "Zasłużyłam na to miejsce i nie oddam go tylko dlatego, że chcesz jej ułatwić życie. Nie podoba ci się to? To twój problem, nie mój."
Phoebe nie dorastała w ciepłej, idealnej rodzinie jak z obrazka. Kiedy miała zaledwie cztery lata, zgubiła się podczas rodzinnego wyjścia, ponieważ jej starszy brat, Jamar Jenkins, nie pilnował jej wystarczająco uważnie.
Niedługo potem rodzina adoptowała inną dziewczynkę w tym samym wieku – która nawet przyjęła jej pierwotne imię: Sienna Jenkins.
Lata mijały, i dopiero około rok temu rodzina Jenkinsów w końcu ją odnalazła i sprowadziła z powrotem do miejsca, które od dawna powinno być jej domem.
Ale wtedy wszystko się zmieniło. Ich serca się przesunęły. Rozpieszczali adoptowaną Siennę, traktując ją jak prawdziwą córkę, podczas gdy Phoebe czuła się jak outsiderka we własnej rodzinie.
Ilekroć dochodziło do konfliktu, nie miało znaczenia, kto zawinił – Phoebe zawsze obrywała. Dla nich to ona robiła zamieszanie, zawsze winna, zawsze nierozsądna.
Mimo to Phoebe przez ponad rok zaciekle walczyła w branży rozrywkowej, zaczynając od zera. Z trudem wywalczyła sobie miejsce jako mało znacząca gwiazda.
Ale kiedy wydawało się, że jej rodzina w końcu zaczyna doceniać jej ciężką pracę, zrobili klasyczny ruch. Naciskali na nią, żeby zerwała dotychczasowy kontrakt i dołączyła do rodzinnej firmy rozrywkowej – twierdząc, że ma to na celu "lepsze dbanie o nią".
A wisienką na torcie? Chcieli, żeby Leon został jej nowym menadżerem. W międzyczasie Sienna, która zawsze była skoncentrowana na karierze muzycznej, nagle odkryła głęboką "pasję" do show-biznesu i wygodnie zapisała się do tej samej firmy, prosto pod skrzydła Leona.
Przez cały rok wydawało się, że wszystko jest podawane Siennie na srebrnej tacy. Dostawała najlepsze fuchy jeden po drugim, wystrzeliwując z nikogo do wschodzącej gwiazdy branży.
Jeśli chodzi o Phoebe, Leon rzucał jej tylko ochłapy po tym, jak Sienna wybrała to, co najlepsze. To było oczywiste, komu jest lojalny.
Ale w zeszłym miesiącu Phoebe w końcu dopisało szczęście. Uratowała żonę znanego reżysera, zapewniając sobie miejsce w bardzo oczekiwanym programie rozrywkowym.
I oczywiście Sienna też na to ostrzyła zęby. Dała Leonowi do zrozumienia, że chce się do niego wkręcić.
Ale lista gości była już zamknięta, i nawet przy rosnących wpływach Sienny, wciśnięcie jej tam nie będzie łatwe. Więc Leon i rodzina sugerują, żeby Phoebe po prostu "oddała" swoje miejsce dla dobra Sienny.
Nie była głupia. Phoebe od razu przejrzała grę Sienny. Dziewczyna próbowała jej ukraść okazję – znowu. Więc tym razem Phoebe postawiła na swoim i kategorycznie odmówiła.
Rodzina wpadła w szał. Nazwali ją samolubną, niewdzięczną, nierozsądną – wszystkim, co tylko przyszło im do głowy, żeby wzbudzić w niej poczucie winy. Ale nie ustąpiła. Po wielu godzinach burzliwej kłótni wybiegła do swojego pokoju, kipiąc ze złości.
Teraz, widząc ponownie Leona, było jasne, że Sienna nie odpuściła. Prawdopodobnie odegrała przed Leonem słodką, bezradną ofiarę, a teraz on przyszedł, żeby postawić Phoebe na jej miejscu.
Leon wziął głęboki oddech, próbując zachować spokój. "Posłuchaj, po prostu pozwól Siennie wystąpić w tym programie rozrywkowym. Załatwię ci coś lepszego."
Phoebe prychnęła, jej głos ociekał sarkazmem. "Coś lepszego? Oszczędź mi tych bzdur. Zachowaj je dla swojej idealnej siostrzyczki." I z tym trzasnęła mu drzwiami przed nosem, kończąc rozmowę na swoich warunkach.
Leon zamrugał, wpatrując się w zamknięte drzwi, kompletnie zaskoczony. Nigdy wcześniej nie była z nim tak bezpośrednia, nie odkąd wróciła.
Jego wyraz twarzy pociemniał, gdy mruknął: "Cholera, Phoebe, przestań być taka cholernie nierozsądna!"
Zapukał ponownie, ale było jasne, że Phoebe nie otworzy. Zrezygnowany i pozbawiony możliwości, odwrócił się i odszedł, przeklinając pod nosem.
W środku Phoebe poczuła nieoczekiwany spokój. Przed podróżą w czasie robiła wszystko, żeby zdobyć sympatię rodziny po ich ponownym spotkaniu.
Gotowała im pyszne posiłki, robiła masaże, ćwiczyła z nimi kwestie, a nawet tańczyła – wszystko po to, żeby ich uszczęśliwić.
Czego tylko chcieli, robiła wszystko, żeby rozgrzać zimne serca Jenkinsów. Ale bez względu na to, co robiła, pozostawali niewzruszeni.
A potem przyszło porwanie. Zarówno ona, jak i Sienna zostały porwane, i kiedy przyszło co do czego, każdy z nich, z wyjątkiem jej nieobecnego ojca, Elliota, bez wahania wybrał ratowanie Sienny.
Pozostawiona sama sobie, spotkała brutalny koniec z rąk porywaczy.
W tych ostatnich, strasznych chwilach w końcu porzuciła wszelką nadzieję na Jenkinsów i desperackie pragnienie ich miłości.
Ale jej historia się na tym nie skończyła. Zamiast tego, znalazła się związana z mistycznym elfem, który zabrał ją przez małe światy, każdy z nową misją.
Każde zadanie dawało jej punkty życia, i po nie wiadomo jak wielu wyzwaniach, w końcu udało jej się tu wrócić.
Phoebe otworzyła prawą dłoń, śledząc krótką, słabą linię życia na swojej dłoni. Powiedziała jej, że zostało jej mniej niż rok – kończący się mniej więcej w tym samym czasie, w którym jej życie zostało przerwane wcześniej.
Kiedy elf ją uwolnił, zostawił ją z jedną ostatnią informacją: jeśli chce przedłużyć swoje życie, będzie musiała zdobyć prawdziwą sympatię ludzi.
Niezależnie od tego, czy pochodziła z okazanego jej dobra, czy z jej pomocy innym, ta sympatia przełoży się na dodatkowy czas – jak wymiana wiary na punkty życia.
Na szczęście to nie odbierało niczego tym, którzy ofiarowali jej dobroć, i przysięgła, że nigdy nikogo nie skrzywdzi tylko po to, żeby się uratować.
W tej chwili jedyne, na czym jej zależało, to pozostać przy życiu. Drama rodziny Jenkinsów była ostatnią rzeczą, na którą miała energię.
Zaczęła się pakować, przeglądając swoje rzeczy i zostawiając wszystko, co dali jej Jenkinsowie.
Po zliczeniu wszystkich wydatków, jakie poniosła od czasu dołączenia do nich, wyciągnęła kartę bankową, którą Elliot dał jej, kiedy się poznali, z ulgą, że nie wydała z niej ani grosza.
Niosąc ciężką walizkę, Phoebe otworzyła drzwi i ruszyła na dół po schodach.
W salonie rodzina Jenkinsów siedziała sztywno, z twarzami pełnymi dezaprobaty, obserwując, jak schodzi na dół z walizką w ręku.
Lydia spojrzała na nią gniewnie, jej głos był ostry i protekcjonalny. "Co ty, do cholery, teraz robisz? Odkąd wróciłaś, jesteś tylko problemem."
Phoebe wydała z siebie gorzki śmiech. "O, tak. Bo ja błagałam, żeby tu wrócić? Nie, to wy mnie tu zaciągnęliście. A teraz to ja robię gówno, tylko dlatego, że Sienna chce tego, co moje, a ja nie chcę jej tego oddać?"
Jej głos stwardniał. "Jeśli mamy wytykać palcami, to prawdziwym problemem jest ona. I wy wszyscy, którzy jej na to pozwalacie."
Lydia była przez chwilę zaskoczona, ale szybko odzyskała swój grymas. "Sienna po prostu chce tego programu, a ty jesteś Jenkinsem. Straciła nazwisko rodowe – nie uważasz, że coś jej jesteś winna?"
"A czy twój brat nie obiecał ci jeszcze lepszej okazji? Po co walczyć o tę?"
Jej trzeci brat, Joshua, wtrącił się, kręcąc głową. "Po prostu żywisz urazę, bo nigdy nie lubiłaś Sienny. Teraz się na niej wyżywasz."
Jej czwarty brat, Cain, już na granicy wytrzymałości, westchnął zirytowany. "Jezu, Phoebe, możesz przestać być taka upierdliwa i zachowywać się jak prawdziwy Jenkins?"
W przeszłości ich słowa mogłyby głęboko zranić. Ale teraz ledwo zadrapały powierzchnię.
Phoebe wydała z siebie gorzki, prawie szyderczy śmiech. "Wow, więc to, że bronię swojego, czyni mnie czarnym charakterem? Niewiarygodne. Naprawdę macie talent do przekręcania wszystkiego, żeby pasowało do waszych potrzeb. To prawie imponujące, w pokręcony sposób."
Jej głos stał się mocniejszy, jej słowa jaśniejsze. "Wyjaśnijmy sobie coś. Po pierwsze, nigdy nie chciałam niczego od Sienny. Mieszkała w moim miejscu, żyła życiem, które miało być moje, a wy wszyscy zachowujecie się, jakby to było nic wielkiego.
"A po drugie, nie zapominajmy, to wy wszyscy mnie zgubiliście. Nie jestem jej nic winna. Cholera, nikomu z was nic nie jestem winna. Więc nie, nie będę się wyginać, żeby naprawić coś, czego nie spierdoliłam na początku."
Lydia otworzyła usta, żeby odpowiedzieć, ale Phoebe przerwała jej ostrym, lekceważącym ruchem ręki. "A co do bycia Jenkinsem? Może sobie zatrzymać to miano. Gówno mnie to obchodzi."
Lydia wpatrywała się w nią, wyraźnie oszołomiona. "Co to ma znaczyć?"
Spojrzenie Phoebe stało się lodowate, jej głos płaski i ostateczny. "To znaczy dokładnie to, co słyszysz. Mam dość tej rodziny. Od teraz jesteśmy sobie obcy – tak jak wcześniej."
Wydała z siebie gorzki śmiech i dodała ostrzegawczo: "Kiedy mnie nie będzie, wasza cenna Sienna może pozostać w centrum waszego małego świata. Nie będziecie musieli się martwić, że cokolwiek od niej zabiorę – albo od kogokolwiek z was. Uważajcie to za mój ostateczny prezent."