Kyle Wright tkwił w rozterce. Była ósma wieczorem, a on siedział w swoim biurze, opierając brodę na zaciśniętej pięści.
Minęły trzy dni, a obraz dziewczyny, która go pocałowała, wciąż powracał do jego myśli. Przeklął swoje położenie.
– Kurwa!
Właśnie wtedy, gdy roboty było po łokcie, ktoś, o kim nic nie wiedział, nieustannie go rozpraszał! Zastanawiał się: „Jak to możliwe, że jakaś dziewczyna nagle wywarła na mnie taki wpływ? Co czyni ją tak wyjątkową?”.
Po chwili rozmyślań zmienił pozycję, opierając się na drugiej ręce i próbując się uspokoić.
To w czasach studenckich oficjalnie zdiagnozowano u niego selektywne zaburzenia erekcji. Kiedy jego matka dowiedziała się, że z nikim się nie spotyka i nigdy nie przejawiał chęci bycia z dziewczyną – a konkretnie, nigdy nie miał erekcji – rodzice wysłali go na badania lekarskie.
Tak, wielki Kyle Wright nie miał wzwodu, odkąd sięgał pamięcią. Rodzice przysięgali, że jako dziecko miewał erekcje, ale jeśli chodzi o Kyle’a, on nigdy nie doświadczył niczego podobnego… aż do czasu sprzed trzech nocy, kiedy pewna dama w szafirowej sukni pocałowała go znienacka.
Kyle pomyślał, że może od początku nic mu nie dolegało. Może lekarze mylili się, stwierdzając u niego problemy z potencją!
Prawda była taka, że lekarze nigdy nie znaleźli u niego żadnych nieprawidłowości. Kyle był zdrów jak ryba! Przyczyna jego niemożności osiągnięcia wzwodu była dla medyków równie zdumiewająca.
Oczywiście przepisywali mu różne leki, w tym sildenafil, ale zanim w ogóle pomyślał o podnieceniu, musiałby najpierw poczuć pociąg do dziewczyny. A to! To też nigdy się nie zdarzało.
Któregoś wieczoru siostra zabrała go na pokaz bielizny. Mówi się, że widok seksownych kobiet w bieliźnie musi wywołać podniecenie, ale nie. Nic się nie stało.
Mimo że prezentowano mu piękne, niemal nagie kobiety, w żaden sposób na niego to nie działało. Nic. Kyle Wright absolutnie nic nie czuł. Nie uważał też żadnej z modelek za atrakcyjną, zwłaszcza że wszystkie od samego początku pożerały go wzrokiem. Zamiast tego czuł obrzydzenie na widok ich kokieteryjnych uśmiechów.
Wyglądało na to, że wciąż boryka się z tym samym problemem co wcześniej. Nie mógł osiągnąć wzwodu, ale dlaczego i w jaki sposób zdarzyło się to ostatnio z tą tajemniczą dziewczyną? Przypuszczał, że pozostanie to zagadką.
Podczas gdy Kyle tonął w tych myślach, usłyszał pukanie do drzwi.
Wyprostował się na widok swojego asystenta, Marka. Sprawdził godzinę i zasugerował:
– Już późno, Mark. – Odchrząknął i dodał: – Możesz iść, poradzę sobie tutaj sam.
Kyle poczuł ukłucie winy. Siedział tu od ponad godziny, rozmyślając o tajemniczej dziewczynie, podczas gdy jego asystent czekał, aż skończy.
– Ach, panie Wright. – Mark podszedł bliżej biurka Kyle’a i położył na blacie teczkę. Wyjaśnił: – Pozwoliłem sobie dowiedzieć się czegoś o dziewczynie, która pocałowała pana trzy noce temu. Nazywa się Gabrielle Taylor.
Mark postukał palcem w teczkę i dodał:
– Wszystko, co musi pan o niej wiedzieć, znajduje się w tych aktach.
Widząc zdziwiony wyraz twarzy szefa, wyjaśnił dalej:
– Pomyślałem, że ta dziewczyna wyraźnie pana rozproszyła, więc znając pana zapracowanie, mógł pan nie mieć czasu, by ją sprawdzić.
Uśmiechnął się pewnie, po czym z dumą kontynuował:
– Jest obecnie bezrobotna i tak sobie myślałem, szefie. Mamy problemy z obsługą w pana apartamencie… Dlaczego by nie zatrudnić jej do tej pracy? Oczywiście, może nie mieć doświadczenia w tej dziedzinie, ale…
– Co sprawia, że myślisz, iż chcę o niej cokolwiek wiedzieć? – głos Kyle’a brzmiał chłodno. Skrzywił się i powiedział: – Rozproszony? Co ci w ogóle podsunęło ten pomysł, Mark? Po prostu miałem wiele spraw na głowie, w tym sprawy rodzinne.
Mark nagle pożałował tego, co zrobił. Zastanawiał się, czy jego ocena sytuacji była błędna, ale znając szefa od lat, był niemal pewien, że ten… dręczył się myślami o dziewczynie w szafirowej sukni.
Czując, jak serce bije mu szybciej, Mark pochylił głowę i poprosił:
– Wybaczy pan, panie Wright. Ja… błędnie założyłem. To się więcej nie powtórzy.
– Masz cholerną rację, nie powinno! – Kyle wstał z fotela i oświadczył dobitnie: – Nie jestem zainteresowany tą dziewczyną ani nie będę zainteresowany żadną inną! Czy to jasne? Mam firmę do prowadzenia, tysiące pracowników polega na mnie w kwestii swoich codziennych potrzeb! Nie mam czasu na zajmowanie się kobietami!
Uderzając bokiem pięści w stół, zakończył swoją wypowiedź:
– Lepiej wbij to sobie do głowy, Mark!
– Tak jest, szefie! Tak jest! – Głowa Marka była praktycznie przy kolanach, gdy desperacko błagał o wybaczenie. – Obiecuję, to się więcej nie powtórzy.
– A teraz wyjdź, zanim cię zwolnię. Jutro masz być tutaj o siódmej rano – rozkazał Kyle.
– Dziękuję, szefie. Już wychodzę. – Mark najpierw sięgnął po teczkę na biurku Kyle’a, ale gdy tylko jej dotknął, otrzymał kolejną reprymendę.
– Co – ty – sobie – wyobrażasz? – zapytał Kyle, przeszywając wzrokiem tułów Marka.
– Eee… Ja… zamierzałem wyrzucić teczkę, szefie – odpowiedział Mark.
Mark przełknął ślinę, widząc, jak na twarzy Kyle’a maluje się jeszcze głębsze niezadowolenie. Usłyszał, jak szef pyta dominującym tonem:
– Myślisz, że sam nie potrafię jej wyrzucić? Znów czynisz założenia co do tego, co potrafię, a czego nie?
– Nie, szefie! Absolutnie nie! – Mark natychmiast się wycofał, unosząc ręce w górę. – Jeszcze raz przepraszam, panie Wright. Już wychodzę.
W kilka sekund Mark zniknął za drzwiami!
Kyle usiadł z powrotem i przez dłuższą chwilę jego wzrok był przyklejony do teczki na biurku.
Uznawszy, że asystent już sobie poszedł, sięgnął po folder i zaczął przeglądać jego zawartość.
Imię i nazwisko: Gabrielle Taylor
Wiek: 24 lata
– Studiuje medioznawstwo na Uniwersytecie Braeton, gdzie przyznano jej pełne stypendium naukowe – przeczytał cicho. Zdał sobie sprawę, że mimo wieku, nie ukończyła jeszcze semestru.
Przeglądając dalej akta, dowiedział się, że łączy pracę ze studiami. Kyle zrozumiał wtedy, że Gabrielle musiała celowo brać mniej zajęć, by zarobić pieniądze.
Gdy jednak przewracał kartkę na drugą stronę, drzwi nagle się otworzyły!
– Ach, panie Wright. Pana profesor z uczelni dzwonił i powiedział… – Mark zamarł, widząc, jak jego szef rzuca teczkę Gabrielle Taylor na podłogę. Jego wzrok przeniósł się z rozsypanych papierów z powrotem na Kyle’a.
Choć zachowanie Kyle’a go zdziwiło, usłyszał, jak szef mówi:
– Ja… właśnie to wyrzucałem!
Szefa się nie kwestionowało. Mark powiedział tylko:
– Hm… Rozumiem. Oczywiście, panie Wright. Jak mówiłem, pana profesor dzwonił i prosił o przysługę. Zastanawiał się, czy mógłby pan do niego oddzwonić.
– Rozumiem. Zadzwonię do niego. Dziękuję, Mark. Możesz już iść – odpowiedział Kyle, udając obojętność.
– Dziękuję, panie Wright. – Spoglądając ponownie na podłogę, Mark zapytał: – Czy mam to za pana wyrzucić, szefie?
Gdy napotkał lodowate i przeszywające spojrzenie, Mark natychmiast cofnął swoje słowa:
– Albo i nie. – Wykonał ruch, by wyjść, ale wtedy pomyślał, że przypomni szefowi: – Szefie… Hm… Tak na wypadek, gdyby pan zapomniał… Pana kosz na śmieci? Jest tuż pod biurkiem.
Nagle Mark poczuł, jak ogarnia go mrożący chłód. Zobaczył, jak oczy Kyle’a wypalają dziury w jego ciele, aż przełknął ślinę.
– Chcesz wylecieć z pracy?! Wyjdź! – To były ostatnie słowa, jakie Kyle skierował do swojego asystenta, zanim Mark ostatecznie opuścił budynek tego wieczoru.
















