🌹 POV Róży 🌹
*Dwa tygodnie później*
Uśmieszek wkrada się na moje usta, gdy odgłosy strzałów rozbrzmiewają w powietrzu. Głośno wiwatuję, gdy idealnie wycelowałam i zastrzeliłam jednego z zombie. Ekscytujący przypływ ogarnia mnie, gdy kontynuuję grę.
Gram od wielu godzin, chociaż powinnam uczyć się do testu, który zbliża się za kilka dni. Muszę zdać ten egzamin śpiewająco, moja przyszłość od tego zależy, ale oto jestem, gram na playstation Noela, które udało mi się odkupić. Jeśli mnie z tym zobaczy, z pewnością wysłucham litanii skarg, ale na szczęście go tu nie ma.
"Kurwa!" – wycedziłam przez zęby, gdy przegrałam. W tym momencie mój brzuch postanawia wydać z siebie burknięcie, przypominając mi, że jeszcze nic nie jadłam. Przeklinam cicho i rzucam kontroler obok siebie. Upada na miękką poduszkę z lekkim stuknięciem.
Rozejrzałam się, zauważając, jak pokój przygasa, gdy słońce zachodzi za horyzont. Jak długo grałam? Moje brwi zmarszczyły się, gdy sięgnęłam po telefon obok mnie.
Jasność ekranu sprawia, że mrużę oczy, zanim przyzwyczaję się do blasku. Szósta. Grałam w grę przez osiem godzin bez przerwy.
Wsunęłam telefon do kieszeni moich bawełnianych szortów. Wstaję i podnoszę ręce do góry. Strzelanie kości było satysfakcjonujące, gdy wyciągałam kończyny.
Podeszłam do drewnianej podłogi, kierując się do włącznika światła na ścianie. Włączam go i podchodzę do lodówki. Mój brzuch znów zawarczał i skrzywiłam się. Było to na tyle głośne, że można było usłyszeć z odległości kilku metrów.
Moja ręka chwyta za drzwi lodówki i szarpię je, otwierając. Moje oczy skanują na wpół pustą przestrzeń w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Był karton mleka, dwa jajka i sok pomarańczowy, którym ledwo można napełnić szklankę.
Trzasnęłam drzwiami lodówki i patrzę, jak się trzęsą. Mój nastrój natychmiast się pogarsza, gdy zdałam sobie sprawę, że będę musiała wyjść do sklepu spożywczego, aby zaopatrzyć lodówkę. Noel wyszedł z samochodem, co dało mi tylko możliwość pójścia pieszo.
Moje palce podciągają skarpety do kolan, które miałam na sobie, gdy podeszłam do miejsca, gdzie położyłam moje japonki. Japonki i skarpety? Tak, to nie jest dobre połączenie.
Wsunęłam je na stopy i podeszłam do drzwi. Moje stopy zatrzymały się, gdy zdałam sobie sprawę, że zapomniałam wziąć ze sobą trochę gotówki. Odwróciłam się i pomaszerowałam do miejsca, gdzie zostawialiśmy dodatkową gotówkę. Po jej odzyskaniu wyszłam z mieszkania, zamykając je po drodze.
Chłodne nocne powietrze smaga moją twarz, gdy wychodzę z budynku. Moje blond włosy odrzuca lekki wiatr. Bluza z kapturem, którą miałam na sobie, wystarczająco mnie ogrzewała przed zimnym, kruchym wiatrem. Zbliżały się Święta Bożego Narodzenia i pogoda zdecydowanie to pokazywała.
Naciągnęłam kaptur na głowę, wsunęłam ręce do przednich kieszeni i bawiłam się papierowymi pieniędzmi, które miałam w dłoni. Sklep spożywczy był oddalony o zaledwie osiem minut spacerem i zajęłam się oglądaniem scenerii.
"Fajne skarpety, babciu!" – krzyczy szyderczy głos, po którym następuje śmiech. Moja głowa gwałtownie odwraca się w stronę dzieciaka, który krzyknął te słowa i posyłam mu mrożące krew w żyłach spojrzenie, zatrzymując się w miejscu.
"Co, nigdy nie widziałeś skarpet z SpongeBobem, ty kretynie? Rodzice nie chcieli ci kupić kompletu, dlatego jesteś takim małym gno-" – przerwałam, zanim skończyłam, przypominając sobie, że to tylko dziecko, któremu prawdopodobnie ukradziono cukierki.
Moje oczy zwężają się w szparki, gdy przyglądam się jego zirytowanej twarzy. "Dlaczego jesteś tu sam, gdzie są twoi rodzice?" – pytam, teraz już naprawdę zaniepokojona.
Było już ciemno, a ulice zaczynały się robić puste. Miał pewnie około ośmiu lat i pewnie umiałby o siebie zadbać, ale wciąż był dzieckiem.
"Nie wtrącaj się, babciu!" – i z tym odwraca się i odchodzi ode mnie. Moja buzia otwiera się w szoku, gdy patrzę na jego oddalającą się sylwetkę. To właśnie dostaję za okazywanie współczucia. Pomyślałam smutno.
"Nie jestem stara!" – krzyknęłam do niego, zanim całkowicie zniknął z mojego pola widzenia. Podnosi rękę i mogę się domyślić, że pokazuje mi środkowy palec. Co za bachor.
Potrząsnęłam głową i kontynuowałam drogę do sklepu, idąc teraz tak szybko, że można to było pomylić ze sprintem. Gdy sklep spożywczy pojawił się w zasięgu wzroku, szybko zeskanowałam okolicę w poszukiwaniu nadjeżdżających pojazdów, zanim przeszłam przez jezdnię.
Mój telefon wibruje w kieszeni i szybko go wyciągam. Przewracam oczami, gdy widzę, kto dzwoni i otwieram szklane drzwi sklepu. Uśmiecham się do kasjerki, zanim odbieram telefon.
"Hej, możesz nakarmić Bruno?" – zapytał Noel przez telefon. Głośna muzyka dudniła po jego stronie i zastanawiałam się, gdzie on jest.
Zacisnęłam szczękę, gdy ścisk na telefonie wzmocnił się na jego słowa. "Może nakarmię Bruno tobą, a jeszcze lepiej, odetnę ci jaja i nakarmię nimi Bruno?" – wyplułam, zanim się rozłączyłam. To jego wina, że gryzoń polubił pobyt w mieszkaniu.
Wsunęłam telefon z powrotem do kieszeni i kontynuowałam skanowanie okolicy w poszukiwaniu tego, czego chciałam. Gdziekolwiek był, prawdopodobnie wpłynęło to na niego, że pił, bo po jego tonie można było wywnioskować, że nie jest do końca trzeźwy.
_________________
"Dziękuję." Uśmiechnęłam się do kasjerki, gdy podaje mi ostatnią torbę. Chwyciłam dwie plastikowe torby wypełnione jedzeniem w dłonie i ruszyłam w kierunku drzwi, otwierając je. Mój kaptur odrzuca się do tyłu, gdy silny, zimny wiatr mnie owiewa. Nie zawracałam sobie głowy zakładaniem go z powrotem, zamykając szklane drzwi.
Podeszłam do betonowej nawierzchni. Ulice są teraz całkowicie puste, gdy kontynuuję spacer. W tej części miasta rzadko spotyka się cywilów o tej porze, mimo że jest wcześnie. A jednak byłam jedyną idiotką spacerującą o tej porze.
Gwałtowny dźwięk rozbija kojącą ciszę. Moje ciało zamarza, a mój uścisk na torbach zaciska się. Moje serce wali w piersi, strach narasta w dołku żołądka.
Rozejrzałam się za siebie, zastanawiając się, czy biec do sklepu, czy kontynuować spacer. Kolejny głośny dźwięk tłuczonego szkła sprawia, że rozglądam się gorączkowo. Nie wiem, co mnie opętało, żeby zrobić coś takiego, ale zauważam, że robię małe kroki w kierunku dźwięku, mając nerwy napięte do granic możliwości.
Dźwięki stawały się coraz głośniejsze, gdy zbliżałam się do ciemnej uliczki. Z daleka mogłam dostrzec dwie sylwetki, obie męskie z ich sylwetki. Moje kroki zaczynają słabnąć, gdy się do nich zbliżam, obserwując, jak jeden z nich wymachuje czymś, co dziwnie wygląda jak kij bejsbolowy w okno, rozbijając je na milion kawałków.
Ich głośny śmiech unosi się w powietrzu, gdy drugi podnosi ogromny kamień i rzuca nim w drugie okno. Tylko przy delikatnej poświacie latarni ulicznych oświetlających drogę, mogłam zobaczyć, w co są ubrani. Obaj ubrani na czarno i nie zostaliby zauważeni, gdyby pozostali w ciemności.
Zauważam, że idę w ich kierunku, czując się zaintrygowana, gdy obserwuję, jak wyższy z nich podnosi puszkę ze sprayem i zaczyna malować farbą na ścianie. Jest do mnie odwrócony plecami, gdy kontynuuje wandalizowanie budynku. Odwraca się, by spojrzeć na drugiego faceta. Poświata latarni ulicznej pada na bok jego twarzy i wydaję zdumiony okrzyk.
"Luke?" – zapytałam, mój głos był cichym szeptem, gdy się na niego wpatrywałam. Na dźwięk mojego głosu jego ciało natychmiast napina się, gdy zaprzestaje swoich działań.
















