Im bardziej Abby odgrywała swoją rolę, tym większe obrzydzenie czuła Jessica.
Od dziecka Abby opanowała sztukę sprawiania wrażenia kruchej, wywołując współczucie u wszystkich wokół. Każda niedola, każdy konflikt, nieuchronnie spadał na Jessicę. Zawsze przedstawiano ją jako tę złą – bezduszną, nierozsądną, która "rzekomo" gnębiła swoją słabą starszą siostrę.
Ale kto tak naprawdę kogo gnębił?
Kto w tym domu był spychany na margines? Kto był ciągle niezrozumiany i lekceważony?
W przeszłości znosiła to wszystko w milczeniu. Ale nie tym razem.
– No tak. Uderz się mocniej. Niech boli – powiedziała chłodno. – Przecież to ty rozmazałaś ten tort na własnej twarzy, tylko po to, żeby zwalić winę na mnie. Z takimi umiejętnościami aktorskimi powinnaś celować w Oscara.
Pah!
Dźwięk rozległ się w powietrzu. Ostry ból przeszył jej policzek.
Jack ją uderzył.
Metaliczny smak krwi wypełnił jej gardło. Przełknęła ją, stojąc nieruchomo.
Spojrzała na Jacka – swojego narzeczonego, z którym była od liceum.
Przez długą chwilę po prostu wpatrywała się w niego, a jej umysł nie chciał przetworzyć tego, co się właśnie stało. On ją uderzył.
Ale…
Kiedyś Jack trzymał ją blisko i szeptał: "Jess, cokolwiek brakowało ci miłości w twojej rodzinie, ja ci to wynagrodzę".
A teraz?
Podniósł na nią rękę – dla Abby.
Za nim Abby wydała z siebie ciche, nieszczere mamrotanie. – Jack, jak mogłeś uderzyć Jess? To moja młodsza siostra.
Zaraz potem rozległ się głos ich ojca. – Jessico, otwórz oczy i zobacz! Abby wciąż cię broni pomimo wszystko. A co ty jej zrobiłaś?
Ból skręcał się w jej wnętrznościach, rozrywając je. Jej wzrok powędrował po twarzach wokół niej – jej ojca, jej siostry, jej narzeczonego.
Zawsze tak było. Gdziekolwiek była Abby, ona była słońcem, a wszyscy inni po prostu wokół niej krążyli.
Ale to nie miało znaczenia.
Siedem dni. Jeszcze siedem dni i wszystko się skończy.
Wyjeżdżała. Zostawiała to nędzne miejsce. Zostawiała tych ludzi.
Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale zanim zdążyła, kolejny przypływ mdłości podniósł się w jej gardle. Szybko się odwróciła, znikając w swoim pokoju, zanim ktokolwiek mógł to zobaczyć.
Za nią Abby nadal płakała, powtarzając te same stare kwestie. – To wszystko moja wina.
A inni? Robili to, co zawsze – obwiniali ją.
W łazience Jessica obmyła twarz zimną wodą. Potem, trzymając się umywalki, kaszlała gwałtownie. Krew spływała jej z ust.
Minęło kilka długich chwil, zanim poczuła się na tyle stabilnie, żeby się poruszyć. Sięgnęła do torby, wyjęła ostatnie dwie tabletki, które jej zostały, i połknęła je.
Jutro. Jutro musi iść do szpitala po więcej leków.
Minęły dwa tygodnie, odkąd poszła na kontrolę, dwa tygodnie, odkąd powiedziano jej, że ma raka żołądka w stadium zaawansowanym. Rok, jak mówili. Plus minus.
Na początku nie chciała w to uwierzyć. Ale w końcu to zaakceptowała. Śmierć była nieunikniona dla każdego. Jej po prostu nadchodziła wcześniej niż oczekiwano.
Skupiła uwagę na walizce leżącej otwartej na łóżku.
Listopad. W Paryżu będzie zimno. Temperatury wahają się od 8 do 15 stopni Celsjusza, z częstymi opadami deszczu. Spakowała grube swetry, płaszcze i szaliki. Letnie ubrania też – na wszelki wypadek. Zanim skończyła, jej walizka była wypchana po brzegi.
Następnie otworzyła laptopa i zalogowała się na stronie sprzedażowej, wystawiając na sprzedaż dziesiątki swoich projektów.
Jej rodzice nigdy nie kochali jej tak, jak jej siostrę. To było jasne. Ale przynajmniej sprowadzili ją na ten świat i wychowali. To się liczyło, jak sądziła.
250 tysięcy dolarów. To będzie jej ostateczna spłata za wszystkie lata wychowania, pomimo zaniedbań.
Kiedy wszystko było zrobione, ogarnęło ją wyczerpanie. Właśnie miała zasnąć, gdy ekran jej telefonu się podświetlił.
To był nowy post od Abby.
Dziewięć zdjęć – tort urodzinowy, prezenty, rodzina, przyjaciele. Idealny obrazek szczęścia.
Podpis brzmiał: [Dziękuję, Tato, Mamo i Jacku, za całą waszą miłość. Wszystkiego najlepszego z okazji moich 23 urodzin. Na zawsze wasza mała księżniczka.]
Gorycz skręciła się w jej piersi, ale zmusiła się, żeby ją stłumić.
A potem zadzwonił jej telefon. To było połączenie wideo od Abby.
Zawahała się, niechętna do odebrania. Ale wtedy przyszła jej do głowy pewna myśl.
Nacisnęła nagrywanie, włączyła mikrofon i odebrała.
W momencie, gdy połączenie się nawiązało, twarz Abby wypełniła ekran, zarozumiała i triumfalna.
– Widziałaś mój post, prawda? – zadrwiła. – Wrzuciłam go specjalnie dla ciebie. Jess, nigdy nie powinnaś się urodzić. Nigdy ze mną nie wygrasz. A teraz nawet narzeczony, którego tak starannie sobie znalazłaś, trzyma moją stronę. Musiał boleć ten policzek, co?
















