"Twoje blizny nie są twoją historią, kochanie.
To, jak walczyłaś z tym/tym, co cię naznaczyło."
-Nieznany-
==============
Dziewczyna ciężko wypuściła powietrze, gdy ostry policzek wylądował na jej skądinąd nieskazitelnej twarzy. Zachwiała się i straciła równowagę. Jej czoło uderzyło w twardą, solidną ścianę obok.
"Jesteś taka cholernie bezużyteczna!"
Głośny głos, wypełniony urazą, rozbrzmiał w pokoju, odbijając się echem od ścian i dzwoniąc w jej uszach.
To nie był pierwszy raz, kiedy Yara słyszała, jak ktoś rzuca w nią tak bolesnymi słowami i uderza ją w twarz, a jednak nie mogła zrobić nic poza mocnym zagryzieniem warg, aby powstrzymać łzy przed spłynięciem.
Nikt nie stanie się jej wybawieniem. Nawet jej ojciec. Notoryczny uzdrowiciel z Północnych Ziem.
Okropnie było być tak traktowanym, ale skoro słowa Marety były prawdziwe, mówiły, że jest czarną owcą w swojej rodzinie, Yara nie mogła zrobić nic poza wziąć się w garść.
Stłumiony płacz wyrwał się z jej ust, gdy Mareta postanowiła wymierzyć kolejny cios w jej prawy policzek, zanim zostawiła ją samą w tej składziku.
"Jesteś bezużyteczna! Nic dziwnego, że Alfa Lucjan nie chce cię za swoją partnerkę!" Jej słowa były jak sztylety wbijane w jej pierś.
Fakt, że Alfa Północnych Ziem i córka głównego uzdrowiciela są partnerami, powinna być radosną wiadomością.
Jednak rzeczywistość mówiła co innego, gdyby tylko Yara była tak dobra jak jej starsza siostra, Lyra, i nie była bezużyteczną córką, która nie potrafi nawet wyleczyć własnych ran, jej ojciec płakałby ze szczęścia, mając Lunę za córkę.
Jednak nawet dla własnego partnera była hańbą.
Lucjan jeszcze jej nie odrzucił, mimo że dowiedzieli się o tym miesiąc temu, ponieważ ból byłby nie do zniesienia przy zerwaniu takiej więzi, ale też nie traktował jej dobrze...
Alfa był nawet na tyle śmiały, by otwarcie zabrać Lyra na randkę tydzień temu.
Nikt nie krytykowałby go za to, w rzeczywistości wiele osób wspierało tę parę i żałowało go, że ma Yarę za swoją prawdziwą partnerkę.
Tymczasem, pomimo bólu zdrady, który przepływał przez więź, którą mieli dzielić, Yara nic nie czuła do Alfy.
Mógł spotykać się z każdą kobietą, jaką chciał, o ile nikt jej nie przeszkadzał.
"Na co jeszcze czekasz?!" Ktoś otworzył drzwi pomieszczenia, w którym Yara wciąż kucała na ziemi, i obrzucił ją śmiertelnym spojrzeniem. "Przestań się obijać i pomagaj, skoro nie potrafisz nikogo wyleczyć."
Yara otarła krew z kącika ust i wstała, odwzajemniła spojrzenie niewyrażającą nic twarzą i otrzepała swoją niebieską suknię.
Nie pamiętała dokładnie, kiedy straciła ich szacunek jako córka głównego uzdrowiciela, może to było dziesięć lat temu, kiedy miała siedem lat... kiedy po raz pierwszy nie udało jej się wyleczyć własnych ran.
"Wielki Król Alfa wkrótce przybędzie, musisz posprzątać pokój" - powiedziała Yara kobieta o imieniu Azura, odchodząc, wiedząc, że dziewczyna idzie za nią.
"Czy Mareta nie zleciła ci tego zadania?" - zaprotestowała Yara. Zajmowała się wieloma rzeczami, które nie powinny być jej obowiązkiem, tylko dlatego, że ją do tego zmusili, a nikt nie stanął w jej obronie.
"Dlaczego?" - Azura odwróciła się i tupnęła nogą, podchodząc do Yary. Zamierzała ją uderzyć, ale kiedy zobaczyła ranę w kąciku ust, powstrzymała się. Przynajmniej w jej systemie pozostało jeszcze trochę sumienia.
Azura nie chciała być obwiniana za ranę, której nie zadała. W końcu Yara wciąż była córką głównego uzdrowiciela tej ziemi.
To było dość skomplikowane. Traktowali ją jak śmiecia, a jednocześnie znali swoje granice i nie chcieli za bardzo przekraczać, chociaż czasami schodzili na tę ścieżkę.
"W porządku, możesz wybrać, czy posprzątać pokój, czy leczyć rannych zmiennokształtnych" - powiedziała wyniośle Azura, zakładając ręce na piersi. "Wybieraj."
To nawet nie był wybór dla Yary, ponieważ nie mogła nic zrobić, aby pomóc rannym. Wciąż zagadką było, dlaczego nie potrafi wyleczyć ani jednej rany, chociaż pochodziła z wielkiej rodziny uzdrowicieli.
================
Yara obserwowała z jednej z trzech wież zamku, jak wielki król przybywa ze swoimi tysiącami wojowników-zmiennokształtnych.
Ustawili się w długą linię przy wejściu, z Alfą Lucjanem i ojcem Yary na końcu, czekając na króla.
Była pewna unikalna prawda o królu. Ponieważ jego życie było w ciągłym niebezpieczeństwie, ponieważ w walce o tron przelano wiele krwi, zawsze nosił maskę. Zawiłą białą maskę, która zakrywała połowę jego twarzy i odsłaniała jedynie jego blade, niebieskie oczy.
Tylko nieliczni widzieli jego prawdziwą twarz.
Tak jak teraz.
Szedł przed armią zmiennokształtnych, wysoki i dzielny. Plotka głosiła, że jego bestia jest bardzo potężna i może sprawić, że każdy, kto ją zobaczy, zadrży ze strachu.
"Nawet jeśli nie widzimy jego twarzy, jestem pewna, że musi być najprzystojniejszym mężczyzną na całym kontynencie" - zaszeptała marzycielsko Lyra.
Yara odwróciła się i zobaczyła swoją siostrę obok siebie. Nawet nie zauważyła, kiedy przyszła. "Myślałam, że spotykasz się z Lucjanem."
Lyra obrzuciła ją gniewnym spojrzeniem. "Jeśli mogę mieć króla, dlaczego mam zadowalać się Alfą? Dlaczego? Nie lubisz, jak zdradzam twojego partnera?"
Yara parsknęła, słysząc to. "Możesz robić z nim, co chcesz. Ale kiedy rozłożysz przed nim nogi, powiedz mu, żeby był na tyle odważny, by mnie odrzucić" - powiedziała spokojnie.
















