Shermaine nie spodziewała się, że zwykły masaż przerodzi się w pułapkę. Pomyślała: "Ruth naprawdę odwaliła kawał dobrej roboty jako matka – robi wszystko, by zrujnować mój wizerunek i sabotować zaręczyny z Joshuą, tylko po to, żeby wcisnąć Wendelyn na moje miejsce."
Sądziła, że po tym, jak Joshua jasno określił swoje stanowisko, Ruth w końcu odpuści. Ale najwyraźniej przeceniła inteligencję Ruth. Albo stronniczość Ruth przysłoniła jej wszelki osąd.
Shermaine zastanawiała się: "Jak ktoś taki jak Ruth może być moją matką? Po prostu tego nie rozumiem."
Jej pusta mina nie zmieniła się, gdy wpatrywała się w kosmetyczkę wymachującą rękami w wodzie.
Głos Ruth zabrzmiał ostro z wyrzutem. "Popatrz, co narobiłaś." Wyciągnęła rękę i wyciągnęła kosmetyczkę z basenu.
Kosmetyczka była przemoczona od stóp do głów, kaszlała od wody, którą się napiła, i wyglądała kompletnie żałośnie.
Ruth nie przestawała. "Ona po prostu robiła ci normalny masaż. Co takiego mogła zrobić, żeby cię obrazić? Z takim temperamentem, jak twój, kto wytrzyma w twoim towarzystwie?
"Szczerze mówiąc, powinnam ci wynająć trenera savoir-vivre'u, żeby nauczył cię dobrych manier, zanim ludzie zaczną myśleć, że zawaliłam jako matka."
Shermaine stała tam, słuchając, jak Ruth ciągle ględzi.
Sadie Sutton zauważyła: "Shermaine, nie odbierz tego źle, ale naprawdę musisz trochę stonować ten swój temperament. Nawet jeśli jej technika była do bani, mogłaś po prostu to powiedzieć. Naprawdę musiałaś ją wrzucić do basenu?"
Lottie Marshall również wtrąciła się: "Dlaczego musisz utrudniać życie tej biednej dziewczynie?"
Maria Burton dołączyła do chóru. "A ty jesteś dziedziczką fortuny rodziny Jean. Musisz myśleć o reputacji swojej rodziny, zanim zaczniesz się tak zachowywać. Nie dawaj ludziom powodów do plotek."
Te trzy panie zaczęły paplać razem z Ruth, wygadując różne bzdury.
Od ich głosów brzęczących w uszach, Shermaine poczuła, że pulsuje jej głowa. Jej twarz pozostała kamienna, gdy warknęła: "Zamknijcie się."
Trzy panie natychmiast zamarły, oszołomione siłą jej obecności.
Ruth zachowała idealny spokój i powiedziała: "Wendy, idź na górę i przynieś tej pani coś na zmianę."
"Dobrze, mamo." Wendelyn właśnie weszła z powrotem do salonu, kiedy zobaczyła Jamesona i Joshuę schodzących po schodach. Podeszła do nich i przywitała się: "Tato, panie York."
Jameson skinął głową w odpowiedzi, ale Joshua nawet jej nie zauważył.
Wendelyn lekko spuściła wzrok i przygryzła wargę. "Wszyscy mówią, że Joshua zawsze jest idealnym dżentelmenem w stosunku do kobiet, więc dlaczego zachowuje się wobec mnie dokładnie odwrotnie?" – zastanawiała się.
Ale odpowiedź była oczywista. Jedynym powodem, dla którego traktował ją tak chłodno, była Shermaine.
Jameson zapytał: "Gdzie jest Shermaine?"
"Jest na podwórku" – odpowiedziała Wendelyn.
Jameson powiedział: "Idź, zawołaj ją, żeby pożegnała pana Yorka."
Wendelyn zawahała się, wyglądając na skonfliktowaną. "Tato, nie sądzę, żeby przyszła. Shermaine właśnie wrzuciła kosmetyczkę, która przyszła zrobić jej masaż twarzy, do basenu. Mama właśnie ją tam strofuje."
Wyraz twarzy Jamesona zmienił się lekko. "Kolejny bałagan?" – pomyślał. Spojrzał na twarz Joshuy, ale Joshua nic nie zdradził, jego wyraz twarzy był nieczytelny jak zawsze.
Jameson zastanowił się przez chwilę, a potem powiedział: "W takim razie ty pożegnaj pana Yorka za nią."
"Dobrze" – odpowiedziała Wendelyn.
Była w końcu posłuszną adoptowaną córką, która przez lata trwała u boku Jamesona. On doskonale wiedział, co myśli Wendelyn. Jameson uznał, że danie jej chwili sam na sam z Joshuą to najmniej, co może zrobić.
Jameson pomyślał: "Jeśli naprawdę ma to coś, żeby zdobyć Joshuę i wyjść za mąż do rodziny Yorków, to dobrze dla niej. To byłaby o wiele bardziej szanowana partia niż Shermaine kończąca z nim."
Ale w następnej sekundzie ta nadzieja została zniweczona. Joshua nie dał Wendelyn najmniejszej szansy.
"Nie trzeba" – odpowiedział chłodno Joshua. "Jeśli Shermaine nie może przyjść do mnie, to ja pójdę do niej."
Jameson poczuł, jak narasta niezręczność. "Dobrze" – powiedział, w końcu rezygnując z tego pomysłu.
"Którędy na podwórko?" – zapytał Joshua.
"Zaprowadzę cię" – powiedział Jameson.
Wendelyn stała tam zupełnie sama, cichy ból ściskał ją w piersi. Pomyślała: "Tylko dlatego, że jestem adoptowana, Joshua nawet nie da mi szansy."
Tymczasem na podwórku Shermaine zacisnęła swoje czerwone usta.
Kosmetyczka szlochała, skarżąc się Ruth, upierając się, że jej technika zawsze była najlepsza w spa, że żaden klient nigdy nie zostawił złej recenzji i nie ma mowy, żeby była zbyt szorstka.
Upierała się, że jest tylko zwykłą osobą, która nie odważyłaby się obrazić rodziny Jean ani ich dziedziczki.
Było jasne, co kosmetyczka miała na myśli – to Shermaine miała zły temperament, była nierozsądna i trudna do zniesienia, znęcając się nad kimś takim jak ona, kosmetyczka, która nie miała mocy, by się bronić.
W promieniach słońca Joshua zbliżał się spokojnym krokiem. Sceneria nie była niczym szczególnym, ale z nim w kadrze nagle wyglądała jak coś wyjętego prosto z obrazu olejnego – bogata i żywa.
Jego wzrok spoczął na Shermaine. Wyglądała oszałamiająco. W jej wyrazie twarzy było chłodno, na jej ustach błąkał się cień uśmiechu, spokojna i zdystansowana. Dla Joshuy było to jak oglądanie powolnego rozkwitu czarnej róży, której zapach był odurzający, ale zabójczy.
Trzy panie jako pierwsze zauważyły Joshuę idącego obok Jamesona. Ich wyraz twarzy się zmienił, po ich twarzach przemknęło zaskoczenie, a następnie zazdrość, że rodzinie Jean udało się nawiązać kontakt z Yorkami.
Oczy Ruth zmrużyły się, gdy szybko przyjęła swój zwykły ton moralnej wyższości. "Shermaine, jestem tobą naprawdę rozczarowana. Kiedy przestaniesz mnie martwić?"
"Mamo, dlaczego mi nie wierzysz?" Oczy Shermaine zalśniły, jakby były pokryte łzami, jej głos był pełen bólu. Wyglądała rozdzierająco bezbronnie i pięknie, wszystkie ostre krawędzie i ciernie nagle schowane. Ta miękkość sprawiała, że niemal niemożliwe było jej nie współczuć.
Ruth zachwiała się. Shermaine zawsze była ostra i buntownicza, ale teraz ta nagła zmiana całkowicie zaskoczyła Ruth, pozostawiając ją bezradną.
"Czy to dlatego, że bez względu na to, co powiem lub zrobię, nigdy mi nie uwierzysz?" Oczy Shermaine napełniły się łzami, jej głos był przesiąknięty smutkiem. "Powiedz mi – kto jest tak naprawdę twoją córką, ona czy ja?
"Wczoraj było tak samo. Dziś jest tak samo. Nigdy nie pytasz, co się naprawdę stało. Od razu zaczynasz mnie obwiniać. Pierwszą rzeczą, którą robisz, jest podnoszenie ręki, żeby mnie uderzyć.
"Jeśli naprawdę tak bardzo ci przeszkadzam, opuszczę rodzinę Jean. Nie będę już twoją córką. Nie ma potrzeby być dla mnie tak okrutną.
"Masz rację. Nie dorastałam z waszymi wskazówkami, twoimi i taty, przez te wszystkie lata. Więc jak mogłabym stać się idealną debiutantką, którą zawsze chciałaś, żebym była?"
Głos Shermaine był pełen smutku, gdy łzy spływały po jej policzkach. Ostatnia linijka uderzyła Ruth jak cios prosto w pierś.
Shermaine wstała zaraz potem, przyciskając rękę do skroni, jej twarz była blada z dyskomfortu, jej ciało chwiało się niepewnie.
Jameson, który wyraźnie wszystko słyszał i teraz widział, że Shermaine ledwo trzyma się na nogach, zawołał: "Shermaine."
W następnej chwili wpadła w ciepłe, lekko pachnące objęcia Joshuy. Jego ramię owinęło się wokół jej talii, delikatnie przyciągając ją do jego piersi.
Rzęsy Shermaine lekko zadrżały. Nie otworzyła oczu, tylko schowała twarz w zagłębieniu jego szyi i wymamrotała: "Panie York, wyświadcz mi przysługę."
W jej głosie było przebiegłe ostrze. Była jak lisica – ostra, chytra i cicha bezwzględna.
















