Perspektywa Elli
Moja mama spojrzała na moją twarz i zaczęła się śmiać.
– Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha – zapytała.
– Colton jest synem Blaise'a? – spytałam, będąc kompletnie zszokowana. – Nie miałam pojęcia, że on ma dzieci.
Moja mama pokiwała głową.
– Nie sądzę, żeby Colton był kiedykolwiek blisko swojego ojca – wyjaśniła. – Wydaje mi się, że mieszkał z matką w innej watasze. Po śmierci ojca wrócił do Calypso. W końcu jest jedynym żyjącym krewnym Blaise'a.
– Gdybym wiedziała, że jest synem Blaise'a, nie zaprosiłabym go. Bardzo mi przykro…
– Przykro? Dlaczego ci przykro? Cieszę się, że go zaprosiłaś. Twój ojciec będzie zadowolony. Bardzo go lubi. Powiedział, że chłopak ma głowę na karku. Z pewnością nie jest taki jak jego ojciec.
– Więc mu ufamy? – spytałam, unosząc brwi.
– Ella, kochanie, nie możemy winić Coltona za to, co zrobił jego ojciec. Powinnaś to wiedzieć lepiej niż ktokolwiek inny.
Uśmiechnęła się delikatnie, wpatrując się w moją zmartwioną twarz. Położyła mi rękę na ramieniu, zmuszając mnie do spojrzenia jej w oczy.
– Obiecuję, jeśli będzie coś, czym powinnaś się martwić, powiem ci – powiedziała łagodnie. – Ale na razie nic takiego nie ma. Colton nie jest czarnym charakterem. Tamte dni już za nami.
Poczułam się lepiej, wiedząc, że się nie martwi. Ufałam mojej mamie bardziej niż komukolwiek innemu.
– Więc kiedy zamierzałaś mi powiedzieć o Scotcie? – zapytała moja mama, gdy wychodziłyśmy z mieszkania. Zatrzymałam się i odwróciłam do niej.
– Skąd o tym wiesz? – spytałam.
Jedna z jej brwi powędrowała do góry, gdy mnie przeskanowała wzrokiem.
– Jestem twoją matką; nie możesz przede mną nic ukryć – odparła.
Chciałam się roześmiać; zawsze wiedziała, kiedy coś się dzieje.
– Tata wie? – spytałam.
– Nie chcesz, żeby wiedział?
– Po prostu nie chcę, żeby Komitet Alfa dziwnie się zachowywał – powiedziałam. – Bo tata Scotta jest członkiem…
– Twój ojciec jest niezwykle profesjonalny. Nie pozwoliłby, żeby coś takiego wpłynęło na jego pracę – odpowiedziała. – Ale nic nie powiem, jeśli nie chcesz. Zakładam, że nie spodziewamy się dziś Scotta.
To nie było pytanie.
Odwróciłam się i zeszłam po schodach, aby powitać przybyłych gości. Pierwszą osobą, którą zobaczyłam, nie była zaskoczeniem. Brianna. Moja najlepsza przyjaciółka. Podbiegła do mnie, objęła mnie ramionami i prawie przewróciła.
Zaśmiałam się z jej entuzjazmu.
– O moja bogini, Ella! – zachwyciła się radośnie, obracając mnie. – Wyglądasz oszałamiająco! Jak się czujesz? Czujesz się jak 18-latka?
Westchnęłam, kręcąc głową.
– Czuję się tak samo, jak zawsze – powiedziałam. – Miałam nadzieję, że dzisiaj dostanę wilka…
– Nadal możesz – zapewniła mnie, obdarzając szerokim uśmiechem. – Dzień jest jeszcze młody. W każdym razie dostaniesz swojego wilka i to będzie wspaniałe, kiedy to się stanie!
Brianna dostała swojego wilka kilka miesięcy temu i nie przestaje o tym mówić. Opisuje to jako posiadanie prawdziwego, szczerego najlepszego przyjaciela, który zna cię od środka i na zewnątrz. Potem zatrzymała się, widząc moją minę, i dodała: – Bez urazy. To po prostu coś innego… wiesz.
Zapewniłam ją, że się nie obrażam i wiem, co ma na myśli.
Moja mama opowiedziała mi o czasie, kiedy myślała, że straciła swojego wilka na dobre. To było jak utrata części siebie. Jej umysł był taki cichy i czuła się bardzo samotna. – Twój ojciec sprawił, że poczułam się mniej samotna – dodała.
To było dokładnie to, jakiej miłości chciałam; chciałam kogoś, kto sprawi, że poczuję się mniej samotna, nawet jeśli nie mam wilka. Ale naprawdę chciałam też poznać swojego wilka. Zastanawiałam się, jak będzie wyglądać. Jak będzie brzmieć. Zastanawiałam się, jak będzie miała na imię.
Wkrótce dom wataszy wypełnił się tymi, których kocham; moja mama przyniosła ogromny tort. To był red velvet z czekoladowym kremem; mój absolutnie ulubiony smak. Kiedy wszyscy zaczęli śpiewać "Sto lat", łzy napłynęły mi do oczu.
Na chwilę zapomniałam o zdradzie Scotta. Zapomniałam o moim zmarnowanym pierwszym pocałunku.
Aż wszedł.
Najpierw poczułam tylko silny zapach pianek marshmallow, ale potem zobaczyłam go stojącego w drzwiach naszego domu wataszy. Miał na sobie ciemną marynarkę zapinaną na guziki i eleganckie spodnie. Jego włosy nadal były potargane, ale tym razem nie był zlany potem.
Przywitało go kilku Alf, w tym mój ojciec. Obserwowałam, jak obaj podają sobie ręce; mój ojciec powiedział mu coś, czego nie słyszałam. Moja mama natychmiast stanęła obok mnie.
– Colton wygląda dziś całkiem nieźle – powiedziała obok mnie.
– Tak, wygląda – przyznałam jej. – Właściwie nie sądziłam, że się pojawi.
– Jesteś córką Alfy Bastiena; oczywiście, że się pojawi, kiedy zostanie zaproszony. Prawie każdy Alfa tu jest.
Pomyślałam o naszym pocałunku kilka dni temu i moja twarz zrobiła się ciepła na wspomnienie. Ale potem przypomniałam sobie, że Colton jest synem Blaise'a. Nie sądzę, żeby wiedział, co się stało z jego ojcem i moimi rodzicami. Nie wiem nawet, czy Colton wie, że jestem wilkiem Volana. Nie jesteśmy aż tak powszechni, a większość nie wie, jak wyglądamy na pierwszy rzut oka.
Zastanawiałam się, czy w ogóle będzie mu to przeszkadzać.
Zawsze miałam silne wyobrażenie o tym, jak będzie wyglądała prawdziwa miłość. Moi rodzice mają prawdziwą miłość; to zawsze była wizja, którą miałam dla siebie. Chciałam kogoś, kto kocha mnie tak samo, jak ja kocham jego. Kto zrobiłby dla mnie wszystko. Kto umarłby za mnie. Ale nie wyobrażam sobie Coltona jako takiej osoby. I nawet nie byłam pewna dlaczego.
Chyba nigdy tak naprawdę nie wyobrażałam sobie Scotta jako takiej osoby.
Spojrzenie Coltona na krótko przemknęło po pokoju, gdy Alfy kontynuowali rozmowę z nim. To było tak, jakby czegoś szukał. Jak tylko jego wzrok spoczął na mnie, to było tak, jakby to znalazł. Jego oczy tylko nieznacznie pociemniały. Uśmiechnęłam się uprzejmie, mając nadzieję, że moja twarz nie zdradza moich myśli. Jego twarz pozostała jednak bez wyrazu; w końcu oderwał ode mnie wzrok, aby porozmawiać z innymi Alfami.
Bezczelność tego faceta.
To były moje urodziny, a on nie mógł nawet podejść i mnie przywitać?
– Wszystkiego najlepszego, dzieciaku – powiedział mój wujek Aiden, beta wataszy, gdy podszedł. Szybko mnie przytulił.
– Dzięki – powiedziałam do niego z szerokim uśmiechem.
– Jak udało ci się nakłonić Alfę Coltona do pojawienia się? – zapytał, podążając za moim wzrokiem w kierunku Coltona, który nadal nie zwracał na mnie uwagi. – Ten facet nienawidzi imprez.
– Jak można nienawidzić imprez? – spytałam, unosząc brwi.
– Zawsze był dziwny. Od dziecka. Zawsze miał tylko jeden cel, jakim było dotarcie na szczyt. Szczerze podziwiam jego ambicje, ale miło byłoby zobaczyć go czasem uśmiechniętego.
– On się nie uśmiecha?
– Nie sądzę, żebym kiedykolwiek widział go uśmiechniętego – odpowiedział Aiden.
Jedynym rodzajem uśmiechu, jaki u niego widziałam, był uśmieszek. Myślałam, że był bliski prawdziwego uśmiechu, kiedy zganiłam Sarę w środku jego zajęć, ale prawdopodobnie się myliłam. Kiedy spojrzałam z powrotem na Coltona, patrzył prosto na mnie.
…
Perspektywa trzeciej osoby
– Ona kompletnie mnie zawstydziła na zajęciach – płakała Sara swojemu nowemu zabawiaczowi, Scottowi.
Nie myśli o Scotcie jako o swoim chłopaku, po prostu chciała sprawdzić, czy może go ukraść Elli.
Co jej się udało.
Odkąd Ella zaczęła chodzić do akademii, cała uwaga wszystkich zawsze skupiała się na Elli. Sara była kiedyś najlepszą uczennicą, a teraz jest nią Ella. Sara była kiedyś w centrum uwagi, ale teraz wszyscy mówią tylko o Elli.
Nie obchodzi jej, że Ella jest córką Alfy Bastiena; nie ma wilka, więc w oczach Sary czyni ją nikim. Jest gorsza od Omegi.
– Powinieneś usłyszeć, co mi powiedziała, Scott – ciągnęła Sara, dysząc. – Powiedziała też, że nie jesteś wystarczająco męski, żeby sobie z nią poradzić.
– Mówi ktoś, kto by się nie oddał – powiedział Scott, przewracając oczami. – Po prostu o niej zapomnij. Kto jej potrzebuje.
– Masz rację… – zgodziła się Sara. – Ale to nie znaczy, że zamierzam to tolerować.
– Co to znaczy? Co zamierzasz zrobić?
– Przypadkiem usłyszałam, jak rozmawiała z profesorem Coltonem po dzisiejszych zajęciach. Zaprosiła go na swoje urodziny.
– No i? – ponaglił Scott.
– Myślę, że nadszedł czas, abyśmy wpadli na imprezę.
















