Punkt widzenia Amelii:
"Witaj, Amelio," mówi aksamitny baryton przez telefon, a moje oczy natychmiast się rozszerzają. Puls przyspiesza, gdy mój mózg niemal natychmiast przypisuje twarz do tego głosu.
To ta jedna twarz, o której tak bardzo starałam się zapomnieć – ta jedna twarz, przez którą moje serce bije w szaleńczym tempie, a uda bezwstydnie mrowią.
Moje zdradzieckie ciało i serce zaćmiewają zdrowy rozsądek, jeśli chodzi o tego jednego mężczyznę.
"Kto mówi?" pytam, nie potrafiąc ukryć drżenia w głosie, żałośnie udając, że nie rozpoznaję jego głosu. Odchrząkuję, ale moje serce wciąż bije jak dzikie, nieokiełznane zwierzę, próbujące się uwolnić w mojej piersi.
"Tss, tss, tss. Nie rozpoznajesz mojego głosu? Szkoda, Amelio," mówi. Słyszę rozczarowanie i lekkie rozbawienie w jego niskim, aksamitnym barytonie. To sprawia, że mój puls skacze. To wysusza mi usta, nawet gdy zwilżam wargi językiem.
Ashley, moja współlokatorka i najlepsza przyjaciółka, obserwuje mnie zza pokoju, marszcząc brwi w znak zapytania. Odwracam od niej wzrok, przysuwając słuchawkę bliżej ucha.
"Czego chcesz, panie Tanner?" szepczę szorstko. O co może mu chodzić, dzwoniąc do mnie o tej porze nocy? Jest dziesiąta wieczorem w przypadkowy wtorek. Nie rozmawialiśmy od trzech lat, od pogrzebu mojej mamy. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. Udało mi się uciec, ukryć się przed nim, mając nadzieję, że nie będzie w stanie mnie dosięgnąć.
"Myślałem, że umówiliśmy się, że będziesz zwracać się do mnie po prostu Linc." Jego głos przeszywa mnie, ale nie mogę odsunąć słuchawki od ucha.
Jestem przyciągana, a jednak mój mózg krzyczy, żebym po prostu się rozłączyła i zablokowała ten nowy numer. Ale nie słucham, bo on po prostu zadzwoni do mnie ponownie. On zawsze mnie znajdzie, albo ja zawsze pozwalam się znaleźć.
Ashley, wyczuwając moją potrzebę prywatności, już wyszła z pokoju.
"Panie Tanner," biorę głęboki, drżący oddech, żeby uspokoić nerwy, żeby nie brzmieć jak przestraszona, piszcząca mysz przez telefon, "Dlaczego dzwoni pan do mnie o tej porze nocy z nieznanego numeru?" Nie udaje mi się; zagryzam dolną wargę w stłumionym gniewie.
Minęło tak wiele czasu, odkąd usłyszałam jego głos, jego głęboki baryton, który wysyła roje motyli w podbrzusze, moje sutki twarde jak orzechy, mocno przyciśnięte do krótkiego topu.
"Ponieważ zablokowałaś wszystkie moje inne numery i odcięłaś wszystkich innych," warczy. Chociaż wciąż słychać w jego głosie nutę rozbawienia, jakby lubił bawić się moimi emocjami w ten sposób. On wie, co robi; zawsze wie, i przysięgam na swoje życie, że dosłownie mógł sobie wyobrazić, jak drżę dla niego.
"Tak, i?" pytam, unosząc brew, jakby mógł mnie widzieć, mając nadzieję, że dobrze udaję, że jestem nieporuszona i niewzruszona, jakbym godzinę temu nie masturbowała się jego półnagim zdjęciem, które zapisałam na swoim koncie w mediach społecznościowych.
Jasne, cholera! Możesz powiedzieć, że go prześladuję. Boże! Widząc go bez koszuli, w spodenkach opuszczonych nisko poniżej bioder, poczułam fale zakazanych uczuć, o których istnieniu nigdy nie wiedziałam.
Moja cipka zawilgotniała na jego widok, pulsując i zaciskając się jak rozwiązła dziwka.
"Ames, kochanie, martwisz mnie," Linc Tanner, mój ojczym, oddycha do telefonu, a gorąco wlewa się na moją twarz na to cholerne przezwisko. To przezwisko wypływające z jego zakazanych ust, zdolne do zwijania moich palców u stóp, uginania moich kolan przed nim, przyjmowania go całego głęboko w moje gardło.
"Nie nazywaj mnie tak!" krzyczę, przerywając mu. Moja twarz robi się czerwona. Nienawidzę tego, jak reaguje na niego moje ciało. Każda moja część budzi się na dźwięk jego głosu. To mnie przeraża; to mnie podnieca.
"Będę cię nazywał, jak chcę," odpowiada spokojnie i niebezpiecznie nisko, a następnie kontynuuje tym samym spokojnym tonem, jakbym nie sapała i nie dyszała na niego przez telefon, "Minęły trzy lata i musiałem wiedzieć, jak się masz. Nie mogłem przestać o tobie myśleć," Zawiesza głos, jakby zastanawiał się nad wyborem słów, a ja wstrzymuję oddech, odmawiając zbytniego myślenia o tym, że właśnie powiedział, że nie mógł przestać o mnie myśleć, "Zastanawiając się, jak sobie radzisz," dodaje w końcu.
Wydycham powietrze.
Nagła wrażliwość w jego głosie wbija ostry kolec prosto w moje serce. Boli przez sekundę, a potem znowu podnoszę swoje obronne mury, strzegąc tego zdradzieckiego organu zwanego sercem.
"Nie powinieneś się o mnie martwić. Nie jestem twoją odpowiedzialnością. Radzę sobie doskonale sama," odpowiadam kąśliwie, ale w głębi duszy stopniowo narasta fala radości.
Nie mógł przestać o mnie myśleć.
To ostatnie słowo utkwiło mi w głowie, głęboko wryte w mój mózg. Ścisnęłam uda, mając nadzieję, że uspokoję bolące uczucie pomiędzy nimi. Czułam, jak pulsuje, pulsuje dla niego.
Oczywiście nie zadzwonił do mnie, żeby porozmawiać o moich niedociągnięciach w sposobie, w jaki poradziłam sobie z następstwami pogrzebu mojej matki trzy lata temu.
Dlatego zablokowałam jego numery. Wiem, że Linc Tanner jest wystarczająco bogaty, żeby znaleźć mnie w ciągu kilku dni, ale miałam nadzieję, że zdrowy rozsądek podpowie mu, żeby mi nie przeszkadzał, i tak się stało.
"Wiesz, że to nieprawda. Jestem twoim opiekunem; oczywiście, powinienem się o ciebie martwić," mówi Linc, a jego aksamitny baryton przeszywa mnie jak bicz. Wyobrażam sobie, jak przeczesuje ręką swoje gęste, falujące, kruczoczarne włosy w cichej frustracji.
To jedna z rzeczy, które od razu zauważyłam u niego, kiedy po raz pierwszy zostałam mu przedstawiona cztery lata temu. Te gęste, ciemne jak noc włosy. Jak na jego wiek, to było niedorzeczne, że jego włosy wciąż wyglądały tak młodzieńczo, tak apetycznie, najseksowniejszy mężczyzna, jakiego kiedykolwiek widziałam.
Ale taki był Linc Tanner.
Chodząca sprzeczność człowieka.