Marilyn
Obaj jej synowie wpatrywali się w nią, schodząc na dół. To nie było normalne, żeby wstała i nie spała przed nimi. Ci dwaj, z jakiegoś niepojętego powodu, wstawali o świcie każdego dnia jak w zegarku. Niemal tak, jakby nie chcieli niczego przegapić z żadnego dnia swojego życia.
Zauważyła, że Vin schodząc na dół, trzymał ten telefon. – Dzień dobry chłopcy. – Uśmiechnęła się do nich.
– Wstała
















