W samochodzie Gabriel obserwował Jamesa we wstecznym lusterku, a w jego obojętnych na co dzień oczach pojawił się mrożący krew w żyłach zamiar. „Czy James naprawdę zamierzał przejechać Ginę?” – zastanawiał się.
Jego oczy niebezpiecznie się zwęziły, gdy chłodno rozkazał swojemu asystentowi, Davidowi Grayowi: „Znajdź okazję, żeby się zająć Jamesem”.
"Rozumiem" - odpowiedział David.
Gdy Rolls Royce zatrzymał się przed wejściem na Uniwersytet Trowell, rektor Jack Barker, widząc znajomą tablicę rejestracyjną, szybko przybrał pochlebny uśmiech, by go powitać. "Panie Jackson! Co za niespodzianka."
Gabriel, bez wyrazu, wysiadł i od razu przeszedł do sedna sprawy. "Jaki jest status śledztwa w sprawie pożaru w akademiku?"
Jack spiął się, zdając sobie sprawę z powagi niespodziewanego zainteresowania Gabriela. Wiedział, że musi to dobrze rozegrać, inaczej ryzykuje swoim stanowiskiem.
Ocierając czoło, Jack nerwowo powiedział: "Panie Jackson, nasze kontrole bezpieczeństwa przeciwpożarowego są rygorystyczne i aktualne. Najprawdopodobniej któryś ze studentów przyniósł coś łatwopalnego. Sprawdzamy to".
Gabriel, ze spuszczonym wzrokiem, podejrzewał, że pożar w akademiku Giny nie był przypadkiem. "Sprawdźmy miejsce zdarzenia" - zaproponował.
"O, racja, oczywiście" - wyjąkał Jack, prowadząc go.
Gdzie indziej Gina wpatrywała się w zwęglone szczątki swojego akademika, odczuwając nagły ból straty. Cały jej dobytek obrócił się w popiół, gdy leżała nieprzytomna w szpitalu.
"Gina!" - rozległ się ostry kobiecy głos.
Gina odwróciła się i zobaczyła Lily Allen, jedną ze swoich współlokatorek i popleczniczkę Olivii. Ze względu na powiązania Lily z Olivią, zawsze szukała sposobów, by dokuczyć Ginie.
Gina, nie zainteresowana zabawia niemotę Olivii, próbowała odejść, ale Lily nie dawała za wygraną.
Konfrontując się z Giną, Lily oskarżyła: "Tak jak mówiła Olivia, jesteś przeklęta. Pożar wybuchł w naszym akademiku. Prawie umarłam przez ciebie!"
Gina prychnęła, strząsając ją. "Nawet mnie tam nie było. Jak możesz mnie o to obwiniać? Masz uszkodzony mózg od dymu?"
Lily upierała się: "Kto wie, co było w tych dwóch ciemnych butelkach w twojej szafce? Pewnie coś łatwopalnego!"
"Włamałaś się do mojej szafki?" - oczy Giny zwęziły się.
Niewstydliwie Lily przechwalała się: "A co, jeśli tak?"
Gina odparła z lodowatym lekceważeniem: "Złodziejka".
Twarz Lily zapłonęła. "Kogo obchodzą śmieci w twojej szafce?"
"Apteczka, jakieś ciemne pigułki, dwie tajemnicze butelki i kilka książek... Zachowuje się, jakby to był skarb" - pomyślała Lily z pogardą.
Gina, mając dość, postanowiła zadzwonić na policję.
"Co ty do cholery robisz?" - wypaliła Lily.
"Łapię złodziejkę" - odpowiedziała Gina, jej ton był lodowaty.
Lily, rozwścieczona, odparowała: "To ty jesteś prawdziwą złodziejką! Założę się, że to ty wywołałaś pożar, ty psychopatko, szukająca zemsty! W tych ciemnych butelkach musiała być benzyna, prawda?"
Gina prawie wybuchnęła śmiechem na to absurdalne oskarżenie, myśląc w duchu o ignorancji Lily. Uważała, że tłumaczenie nie ma sensu.
Zdesperowana, by powstrzymać Ginę przed wezwaniem policji, Lily próbowała wyrwać jej telefon, ale nie udało jej się. Sfrustrowana i zawstydzona, podniosła z ziemi cegłę, gotowa rzucić nią w Ginę.
"Panie Jackson, proszę uważać na krok" - powiedział Jack z szacunkiem, wskazując drogę. Jego wyraz twarzy zrzedł, gdy zauważył Ginę i Lily w miejscu po pożarze. "Co tu robicie? To niebezpieczny teren, nie wiedziałyście?"
Serce Lily zabiło mocniej, gdy cegła, którą trzymała, upadła na ziemię. Odwracając się, pierwszą osobą, którą zauważyła, był Gabriel, stojący spokojnie obok Jacka.
Z aurą zimną jak lód i oszałamiająco przystojnym wyglądem, Gabriel był widokiem zapierającym dech w piersiach.
Serce Lily zadrżało. "Dlaczego pan Jackson tu jest? Jego ostatnia wizyta podczas rocznicy szkoły wywołała niemałą sensację".
Wyczuwając swoją szansę, Lily podbiegła do Jacka, wykrzykując: "Panie Rektorze, muszę coś zgłosić! W szafce Giny znajdowały się dwa pojemniki z nieznaną cieczą, prawdopodobnie łatwopalną lub wybuchową. Podejrzewam, że to ona stoi za pożarem!"
Jack, zaniepokojony, zawołał: "Gina, stój!"
Gdy Gina się odwróciła, jej wzrok spotkał się ze wzrokiem Gabriela. Już wcześniej się spotkali, ale nie znali się dobrze. Mimo to poczuła niezwykłe ciepło w jego spojrzeniu. "Czy mi się wydaje?" - pomyślała, odrzucając to.
"Co to za wieści od Lily?" - zapytał Jack.
Gina chłodno odpowiedziała: "To tylko butelki z lekarstwami, a nie materiały wybuchowe. A skoro już o tym mowa, czy mógłby pan również zbadać próbę kradzieży Lily?"
Zainteresowanie Gabriela wzrosło: "Jesteś chora?"
Gina, zdziwiona jego nagłą troską, odpowiedziała: "Nie, czuję się dobrze".
"O czym ty do cholery mówisz? Kto cię okradł?" - Lily zaprzeczała.
"A skąd wiedziałaś, co było w mojej szafce, jeśli się do niej nie włamałaś?" - odparła Gina.
Lily wpadła w panikę. "Jak możesz udowodnić, że to nie była benzyna?"
Gina odparła: "Udowodnij najpierw swoje twierdzenie. Pokaż mi dowody, że to benzyna".
Próbując załagodzić sytuację, Jack zainterweniował: "Dość! Obie do mojego gabinetu, natychmiast!"
Gabriel jednak wtrącił: "Czy pan nie zauważył, że ona próbowała kogoś skrzywdzić?"
Jack zdał sobie sprawę, przypominając sobie działania Lily, że gdyby się spóźnili, Gina mogłaby zostać poważnie ranna.
"Tylko żartowałam!" - zaprotestowała Lily.
"Żartowałaś? Od kiedy podnoszenie cegły jest śmieszne?" - sarkazm Giny był ostry.
Jack podjął decyzję na miejscu. "Jesteś w zawieszeniu, Lily. Odejdź, zanim narobisz więcej kłopotów".
Gina patrzyła na płaczącą Lily bez cienia satysfakcji. W końcu, dla Giny, Lily była tylko jednym z popleczników Olivii. "Poradzenie sobie z poplecznikiem trudno uznać za zwycięstwo" - pomyślała Gina.
Próbując się wycofać, Lily wydukała: "Przepraszam, Gina. Źle zrobiłam, włamując się do twojej szafki i grzebiąc w twoich rzeczach. Przepraszam. Pozwól mi to naprawić, zapłacę za szkody!"
















