Kiedy Madeline wspominała swoją zszarganą osobę, nie wiedziała, co robić.
Każda kobieta chciałaby zaprezentować się z jak najlepszej strony mężczyźnie, którego kocha. Jednak ilekroć była z nim, znajdowała się w najgorszym, najbardziej zrujnowanym stanie. W tej chwili była wręcz pokryta bliznami, które jej zadał.
– Kto ci pozwolił wejść? – Jeremy zatrzymał się przed drzwiami.
Madeline spojrzała na niego. – To jest mój dom.
– Twój dom? – Mężczyzna cicho zachichotał. – Naprawdę myślisz, że masz prawo nazywać to swoim domem?
Światło w oczach Madeline zgasło. Słowa Jeremy'ego przeszywały jej serce jak odłamki szkła.
– Gdyby nie Mer, nadal gniłabyś w więzieniu – słowa Jeremy'ego były przesiąknięte miłością do Meredith.
Madeline prychnęła. – Tak, gdyby nie ona, nie skończyłabym w takim miejscu.
Oczywiste było, że Jeremy wściekł się na to, co powiedziała. – Jeszcze masz czelność się odzywać w takiej chwili?
– Jeremy, nie! Mówię prawdę! – Madeline zacisnęła pięści i podkreśliła swoje słowa, trzymając wysoko głowę.
Niemniej jednak, przystojna twarz mężczyzny pokryta była warstwą lodu. Uniósł lodowate spojrzenie i wbił je w Madeline. – Nie, co? Dobrze, idź tam i klęknij. Uwierzę ci, jeśli będziesz klęczeć, aż przestanie padać deszcz.
Madeline była oszołomiona i podświadomie dotknęła brzucha.
– Nie chcesz, żebym ci uwierzył? Dlaczego jeszcze tu stoisz? – powiedział Jeremy zimnym głosem.
Madeline stała w deszczu, wznosząc zapłakane oczy na mężczyznę, który w jej wspomnieniach tak bardzo się o nią troszczył. – Jeremy, ja...
– Jeremy, jestem głodna.
Zanim Madeline zdążyła skończyć mówić, z wnętrza domu dobiegł dziewczęcy głos Meredith.
A więc Meredith tu jest.
Nieopisany ból zaczął rozprzestrzeniać się po całym jej ciele. Serce Madeline opadło. Zupełnie jakby tonęło w bezdennej otchłani.
Jeremy spojrzał na Madeline z niecierpliwością. – Meredith spędzi tu noc. Jeśli chcesz wejść do tego domu, będziesz musiała klęczeć, aż będę zadowolony.
Po tych słowach zatrzasnął drzwi i odwrócił się bezlitośnie.
Zimny deszcz padał na ciało Madeline. W konsekwencji temperatura jej serca spadła wraz z temperaturą jej ciała.
Niebo pociemniało, a Madeline zobaczyła, że w głównej sypialni zapaliły się światła. Na zasłonie rzucały się dwa cienie i był to widok tak bolesny.
"Jeremy, czy naprawdę mi uwierzysz?"
"Ostatecznie i tak nie będę mogła się równać z oddechem Meredith, gdy leży obok ciebie w łóżku…"
Następnego ranka, jeszcze w stanie półsnu, Madeline spotkała się z szyderczym uśmiechem Meredith.
– Madeline, nie sądziłam, że będziesz klęczeć przez całą noc tylko po to, żeby zwrócić na siebie uwagę Jeremy'ego.
Meredith mówiła z dużą energią. Wyglądało na to, że dziecko w jej brzuchu miało szczęście, że wciąż ma się dobrze, mimo że stoczyła się ze schodów.
– Jeśli lubisz klęczeć, klęcz dalej!
Zachichotała ohydnie, po czym się odwróciła.
Madeline miała sucho w ustach. Źle się czuła, więc nie miała siły kłócić się z Meredith.
Po spędzeniu całej nocy w tej samej pozycji, kończyny Madeline były strasznie zdrętwiałe. Wstała i z trudem weszła do domu. Jednak zanim zdążyła pójść dalej, przed nią pojawił się Jeremy.
Madeline była tak zmęczona, że uginały się jej kolana. Wyciągnęła rękę i chwyciła Jeremy'ego za kołnierz. Jej blade usta błagały: – Jeremy, proszę, uwierz mi. Naprawdę nie popchnęłam Meredith…
Jeremy zadrwił. – Dlaczego miałbym wierzyć tak podłej i bezdusznej kobiecie jak ty? – Po tych słowach odepchnął Madeline.
Głowa Madeline strasznie bolała, gdy upadła na podłogę; cierpiała tak bardzo, że nie mogła wstać. Ścisnęła brzuch, a na jej czole zaczął tworzyć się zimny pot.
Kiedy pomyślała o dziecku w swoim brzuchu, Madeline zebrała wszystkie siły, by złapać Jeremy'ego za spodnie. – Jeremy, boli mnie brzuch. Proszę, zabierz mnie do szpitala.
Jednak Jeremy spojrzał na nią tylko z obrzydzeniem. – Madeline, jesteś taka dobra w udawaniu.
– Nie, Jeremy… Nie udaję… Jeremy, strasznie mnie boli… – Madeline poruszała lekko ustami. Czuła, że traci przytomność. Trzymała się jego spodni. – Nawet jeśli mnie nienawidzisz lub masz do mnie żal, dziecko w moim brzuchu jest twoje…
– Hmph – Jeremy zadrwił. W jego oczach było szyderstwo. – Dziecko? Madeline, naprawdę potrafisz wszystko wymyślić! Zgiń!
Jeremy kopnął jej rękę, która trzymała jego spodnie. Została odkopnięta, Madeline zaśmiała się żałośnie. Podniosła głowę, by spojrzeć na lodowatego mężczyznę przed sobą. Łzy spływały jej po policzkach, gdy poczuła przeszywający ból w sercu. – 12 lat temu pewien chłopiec powiedział mi: „Linnie, będę cię chronił i kochał na zawsze. Nie pozwolę cię skrzywdzić…” Więc chyba to wszystko były kłamstwa… Przez ostatnie 12 lat to była tylko żałosna obsesja… Nie jesteś już moim Jez.
Co?
Serce Jeremy'ego zabiło szybciej. Doskonałe i nieskalane intymne wspomnienie, które zawsze trzymał w sercu, pojawiło się bez ostrzeżenia.
Tego roku poznał na plaży dziewczynę o imieniu Linnie.
Ta dziewczyna była naiwna i niewinna. Była urocza i psotna. Prawie zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia.
W tych pięknych wspomnieniach ta dziewczyna zawsze za nim podążała i słodko nazywała go Jez.
Obiecał jej, że zostanie z nią na zawsze i weźmie ją za żonę.
Po tym, jak dowiedział się, że dziewczyna ma na imię Meredith, Jeremy postanowił być dobry dla dziewczyny o imieniu Meredith na zawsze. Surowo ukarze tych, którzy ją skrzywdzą!
Jednak dlaczego Madeline nagle opowiadała mu o obietnicy, którą złożył, gdy był młody?
Jeremy czuł, jakby coś miało wyskoczyć z jego piersi. Schylił się i chwycił rękami ramiona Madeline. – Co powiedziałaś?
