Wjeżdżam na dyskretny podjazd, ukryty między dwoma opuszczonymi budynkami, i gaszę silnik.
W środku skinam raz głową recepcjonistce – trochę ochroniarz, trochę iluzja recepcji – i kieruję się do prywatnej windy z tyłu.
Przeciągam czarną kartą dostępu przez skaner.
Winda ożywa z cichym szumem i zabiera mnie w dół.
W momencie, gdy drzwi się rozsuwają, powietrze się zmienia.
Gęstsze. Cieplejsze.
Piwn
















