– Proszę – powiedział Brian, brutalnie przerywając tok myśli Grace. Jednocześnie postawił przed nią wyszukane pudełko.
Grace oniemiała z lekkiego szoku.
– Prezent urodzinowy – wyjaśnił chłodno Brian.
– Och, dziękuję – odparła, otwierając pudełko i znajdując w nim piękną bransoletkę. Nie była ekspertką w sprawach biżuterii, ale jakoś wyglądała naprawdę ładnie.
Jednak nie chciała go przyjąć. Przez ostatnie trzy lata Brian dawał jej wiele rzeczy, a ona grzecznie odrzucała każdą z nich. Te nieliczne, których nie mogła odrzucić, starannie przechowywała w szafce w swoim pokoju, nigdy nie używane.
Ale teraz, kiedy pomyślała o następnych trzech miesiącach, o samotnym wychowywaniu dziecka i dodatkowych wydatkach, poczuła, że dobrze byłoby mieć trochę dodatkowych środków.
„Może mogę to potraktować jako alimenty od ojca” – pomyślała Grace.
Pomyślawszy to, Grace nie wahała się. Zamknęła pudełko i włożyła je do torby.
Brian obserwował jej poczynania z mrocznym, pogardliwym spojrzeniem w oczach. „Więc wszystkie jej wcześniejsze odmowy przyjęcia drogich prezentów to tylko gra. Zostały tylko trzy miesiące, więc próbuje wziąć, co się da, zanim będzie za późno, prawda?” – pomyślał Brian.
Po odwiezieniu Grace do domu Brian zawrócił, żeby odjechać. Wtedy zadzwonił jego telefon.
Brian odebrał i zobaczył wiadomość od swojego asystenta.
[Panie Francis, wyniki badań lekarskich panny Sherman ze szpitala zostały wysłane na Pana adres e-mail.]
Tymczasem, kiedy Grace wróciła do domu, poczuła się wyczerpana i zasnęła, gdy tylko położyła się w swoim pokoju.
Przed jej pokojem kamerdyner Melvin odebrał telefon od Briana. – Jak się ostatnio miewa? Coś niezwykłego? – dobiegł z telefonu chłodny głos Briana.
Melvin ciężko westchnął. – Panie Francis, u panny Sherman nie zaszły ostatnio żadne znaczące zmiany. Pewne zmiany w jej rutynie. Wcześnie chodzi spać, późno wstaje. Kiedyś piła kawę przed snem. Teraz pije mleko. Czasami zapomina je wypić. Wydaje się, że nie ma apetytu. Nie je już pikantnych potraw i woli mdłe rzeczy. To wszystko.
Brian siedział za biurkiem, słuchając słów Melvina, czytając wyniki badań lekarskich Grace ze szpitala w swojej poczcie e-mail i lekko mrużąc swoje głębokie, tajemnicze oczy.
Z dokumentacji medycznej wynikało, że Grace ma niski poziom cukru we krwi i nic więcej.
– Opiekuj się nią, nie pozwól, żeby coś się stało – polecił Brian Melvinowi, zanim się rozłączył. Nie mógł pozbyć się wrażenia, że Grace coś knuje. Przysiągł sobie, że jeśli sprawi jakiekolwiek kłopoty w ciągu tych trzech miesięcy, wpływając na jego i Louise ślub, nie będzie jej oszczędzał. Pomyślawszy o tym, w posępnych oczach Briana błysnął dotyk wrogości.
Następnego dnia Grace została brutalnie obudzona serią pukania do drzwi, zanim zdążyła się w pełni obudzić. Poczuła nagły przypływ gniewu. Planowała pospać, a teraz ktoś jej przeszkadzał. Rozdrażniona Grace wstała, nie fatygując się, żeby założyć buty, i ruszyła wściekle do drzwi, otwierając je z rozmachem. Ku jej zaskoczeniu, stała tam Louise.
Louise była ubrana w biały dres, włosy upięte wysoko, twarz całkowicie bez makijażu, odsłaniająca gładką skórę i urocze rysy. Z drugiej strony, Grace właśnie się obudziła z potarganymi włosami, w luźnej piżamie, boso i prawdopodobnie z resztkami snu w oczach.
– Dlaczego jeszcze nie wstałaś? – zapytała Louise.
– Dlaczego tu jesteś? – odparowała Grace, obie zadając pytanie niemal jednocześnie.
Louise zmarszczyła brwi, lustrując Grace wzrokiem. – Myślę, że Brian ma zbyt niskie standardy dla personelu. Jest prawie południe, a ty jeszcze nie wstałaś, nie mówiąc już o gotowaniu.
– Mam dzisiaj wolne. Nie przeszkadzaj mi w spaniu. Briana prawie nie ma w domu w ciągu dnia. Idź go poszukaj w biurze – odpowiedziała niecierpliwie Grace, zatrzaskując drzwi.
Wróciła do łóżka, ale nie mogła ponownie zasnąć. Kilka sekund później usłyszała, jak drzwi się otwierają.
– Mówiłam, że mam dzisiaj wolne – burknęła Grace, odwracając się, żeby usiąść, tylko po to, żeby zobaczyć Briana w drzwiach.
– Wstań i zrób śniadanie dla Louise – rozkazał, a to polecenie sprawiło, że Grace poczuła się całkowicie pokrzywdzona.
– Niech to zrobi personel domu – zaprotestowała Grace.
Ale w tym momencie Louise, która stała za Brianem, zapytała: – Czyżbyś ty nie była personelem domu?
– Ja...
Pod przeszywającym spojrzeniem Briana nie mogła się zmusić, żeby powiedzieć: „Nie jestem personelem. Jestem żoną Briana”. Powiedziała sobie, że musi to teraz znieść i wytrzymać jeszcze tylko trzy miesiące, zanim to wszystko się skończy.
– Louise wprowadziła się dzisiaj rano i nie jadła śniadania. Jej żołądek nie jest w najlepszym stanie, a twoje gotowanie jest lekkie, prawdopodobnie bardziej jej posmakuje. Pospiesz się, jest już prawie południe – powiedział Brian, nagle budząc Grace całkowicie.
– Ona się wprowadziła? Ona tu zostaje? – zapytała zaskoczona Grace.
– Tak – odpowiedział stanowczo Brian.
Słysząc jego odpowiedź, Grace zamilkła, zaciskając zęby.
W tym momencie wszedł kamerdyner Melvin. Lekko się kłaniając, uprzejmie próbował załagodzić sytuację. – Panie Francis, byłem dzisiaj rano na mieście załatwiać sprawy, właśnie wróciłem i zapomniałem o pannie Adkins. Przepraszam. Zaraz przygotuję śniadanie dla panny Adkins. – Powiedziawszy to, odwrócił się i poszedł do kuchni.
– W porządku, nie trzeba się kłopotać. – Louise nagle się odezwała, zatrzymując Melvina w jego śladach. – Wprowadziłam się dopiero co i nie chcę sprawiać kłopotów. Mieszkałam sama za granicą, więc mogę sama sobie gotować. Poprosiłam ją o pomoc wcześniej, bo właśnie skończyłam ćwiczyć i chciałam wziąć prysznic. Bardzo mi przykro. – Przyjęła przepraszający wyraz twarzy, odciągając Melvina z powrotem i poszła na dół do kuchni.
Widząc, że Brian nie interweniuje, Melvin przeprosił, zajęty własnymi zadaniami, zostawiając Briana i Grace samych w pokoju.
– Pamiętaj, kim jesteś. – Mroczne oczy Briana wbiły się w Grace, jego głos chłodno jej przypomniał.
Grace wzięła głęboki oddech, przygryzając wargę, gdy kontrowała: – Kiedy ona się wyprowadza?
– Za trzy miesiące – odpowiedział.
Grace zamilkła, słysząc to.
Nie spodziewała się, że będzie musiała mieszkać pod jednym dachem z Louise przez trzy miesiące. Czuła, że Brian celowo sprawia jej kłopoty. Ale nie miała innego wyboru. Musiała to znieść.
– Jeśli ujawnisz swoją tożsamość, albo... – Brian kontynuował, przypominając jej, zauważając jej milczenie.
– Wiem! – przerwała mu, tłumiąc gorycz w sercu. – Wytrzymam do ostatniego dnia dla tych pieniędzy.
– Tak będzie najlepiej – powiedział, po czym odwrócił się i opuścił jej pokój, nie oglądając się za siebie.
Grace wstała, z myślami w rozsypce, i zeszła na dół. W jadalni zobaczyła Louise jedzącą coś, przeglądając jednocześnie coś.
Początkowo niezainteresowana, w niewytłumaczalny sposób podeszła bliżej, tylko po to, żeby zdać sobie sprawę, że Louise ogląda magazyny ślubne. Serce Grace poczuło się tak, jakby rozpadło się na kawałki w jednej chwili.
– Już wstałaś? Zrobiłam trochę przekąsek. Jest trochę za dużo. Poczęstuj się. – Louise hojnie zaprosiła ją na posiłek, po czym wróciła do przeglądania magazynu, jakby nic się wcześniej nie wydarzyło.
Grace czuła się emocjonalnie skomplikowana, stojąc tam nieruchomo. Louise była piękna, pełna wdzięku, bezpretensjonalna i pochodziła ze szlachetnej rodziny Adkinsów. Biorąc pod uwagę, jak idealna wydawała się Louise, Grace mogła zrozumieć, dlaczego Brian ją lubił. Louise i Brian rzeczywiście wydawali się idealnie dobrani. Pomyślawszy o tym, Grace ogarnęło nienazwane poczucie niższości.
– Nie musisz się czuć niezręcznie. Nie jestem osobą, która żywi urazę. – Louise podniosła wzrok i lekko się uśmiechnęła.
– Dziękuję.
Grace usiadła trochę niezręcznie, nagle czując się zbędna. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że Louise jest prawdziwą żoną Briana. Jednak, niezauważona przez nikogo, w kąciku oka Louise krył się cień niewidocznej ciemności.
















