Pierwszy Rozdział
Katrina Morgan obudziła się przy znajomych dźwiękach syren i oddalonym pulsie głośnego miejskiego życia, wypełniających zatłoczoną ulicę poniżej. Przekręciła się na plecy, westchnęła i przetarła zaspane oczy. Pomacała w kołdrze w poszukiwaniu telefonu, znajdując go w końcu po minucie leniwego szukania. Sprawdziła godzinę, z ulgą stwierdzając, że tym razem obudziła się przed alarmem.
W myślach przejrzała plan dnia, kalkulując, ile ma czasu na przygotowanie się, zanim szofer jej szefa podjedzie pod budynek, by ją odebrać. Pracując dla Ross Corporations od trzech lat, wciąż nie mogła się przyzwyczaić do tego, że jest zabierana do pracy w ten sposób. To było jednak konieczne. Biorąc pod uwagę ilość pracy, którą szef jej zlecał każdego dnia, oboje musieli być wożeni. Posiadanie własnego samochodu nie było praktyczne w takim mieście jak to.
Wstała z łóżka, przez chwilę przeciągając się, zanim potknęła się w kierunku zasłon zaciemniających ogromne okno na przeciwległej ścianie pokoju. Odsunęła je, podziwiając widok z jej trzynastego piętra. Niezależnie od obciążenia pracą, jakie narzucał jej szef, lub tego, jak całkowicie niemożliwy był do współpracy przez większość czasu, Katrina zawsze była wdzięczna za taki widok.
Z drobnym uśmiechem na twarzy pośpieszyła wziąć szybki prysznic. Zaraz po wyjściu owinęła się ręcznikiem i podeszła do szafy, by wybrać strój. Zdecydowała się na czarny damski garnitur, z białą koszulą zapinaną na guziki i parą czerwonych szpilek. Do tego dobrała parę cienkich nylonowych skarpetek.
Gdy tylko się ubrała, Katrina wróciła do łazienki i nałożyła odpowiednią ilość makijażu. Zakręciła włosy w luźne fale, a następnie umyła zęby. Jeszcze raz spojrzała na swoje odbicie i wyszła z łazienki, chwytając teczkę z blatu komody.
W końcu wyłączyła dźwięk w telefonie, a on natychmiast zadzwonił. Tak jak to robił każdego ranka, przez ostatnie trzy lata.
"Dzień dobry, szefie," powiedziała Katrina z taką pogodą ducha, na jaką mogła się zdobyć w środowy poranek.
"Potrzebuję nowego telefonu," padła ostra odpowiedź szefa.
Wcale nie była zaskoczona, że nie odwzajemnił jej uprzejmego powitania. Westchnęła, zmuszając się do zachowania cierpliwości.
"Przecież kupiłam panu nowy telefon w zeszłym tygodniu, szefie," przypomniała mu przez lekko zaciśnięte zęby.
"Co to ma, kurwa, do rzeczy? Potrzebuję nowego," odparł jej niecierpliwie szef.
Przełknęła ślinę i uszczypnęła się w nasadę nosa. Był w jednym ze swoich nastrojów, jak się zdawało. Zawsze był opryskliwy i zawsze niecierpliwy, ale co jakiś czas naprawdę dawał czadu. W takie dni nie miała innego wyjścia, jak trzymać się kurczowo i znosić te huśtawki nastrojów z taką gracją, na jaką mogła się zdobyć.
"Dziś jest przerwa w spotkaniach między dwunastą a trzecią, wtedy pójdę po pański telefon," powiedziała szefowi, zamykając i zamykając na klucz drzwi wejściowe. "Oscar już jest. Niedługo będę w biurze z-"
"Z moją herbatą, ufam. Proszę się upewnić, że tym razem nie będą jej parzyć dłużej niż trzy minuty, Katrina," przerwał jej szef, jego głos był lodowaty i cienki.
Och, on naprawdę był dziś w nastroju. Da sobie radę. Katrina była do tego przyzwyczajona. Ale żal jej było każdego niczego nie podejrzewającego stażysty, który miał nieszczęście wejść mu dziś w drogę.
Nie było tajemnicą, że rotacja pracowników w Ross Corporation była ostatnio wyjątkowo wysoka. Nie bez powodu był to szef i jego... No cóż, jego całkowita niezdolność do przeprowadzenia jednej miłej rozmowy z kimkolwiek.
Kylan Ross był, pod każdym względem, dupkiem. Sukinsynem, naprawdę. Od początku istnienia jego firmy siedem lat temu przewinęło się przez niego piętnastu asystentów. Co ciekawe, ona trzymała się, pomimo jego otwartej wrogości wobec prawie każdej osoby.
Robiła dla niego wszystko. Od czyszczenia chemicznego, przez bilansowanie jego ksiąg, po umawianie spotkań i planowanie wizyt lekarskich... Była, dosłownie, linią życia Kylana w większości spraw. Było to momentami przytłaczające, delikatnie mówiąc. Ale tam, gdzie Kylan onieśmielał większość ludzi, jej nie przeszkadzał aż tak bardzo. Tam, gdzie inni obrażali się, gdy Kylan był praktycznie robotem, z zaledwie dwoma emocjami w swoim arsenale: Zły i bardziej zły; ona nigdy nie brała tego do siebie. I Katrina nigdy nie pytała, dlaczego on jest taki, jaki jest. Chociaż była w połowie przekonana, że wyszedł z łona matki wiecznie zrzędliwy.
Katrina oceniała ludzi po pozorach, a Kylan nie był inny. Więc, chociaż często musiała gryźć się w język na absurdalne prośby, które szef jej codziennie rzucał, wiedziała też, jak z nim rozmawiać. Wiedziała, jak on pracuje, i wiedziała, gdzie unikać naciskania na niego, aby uniknąć wybuchu na poziomie nuklearnym. Przez większość czasu, w każdym razie. Kiedy był w bardziej nieprzewidywalnym nastroju niż w większość innych dni, trochę trudniej było ocenić jego następny ruch.
"Upewnię się. Coś jeszcze, szefie?" zapytała Katrina Kylana, otwierając drzwi wejściowe do swojego apartamentowca. Szybko znalazła Oscara, dokładnie tam, gdzie zawsze był. Eleganckiego, czarnego SUV-a, którym jeździł, nie dało się przeoczyć. Wyróżniał się jak wrzód na tyłku wśród morza żółtych taksówek, które zaśmiecały ulice miasta.
"Spotkanie w sprawie akcji z Ryanem jest dzisiaj czy jutro?" zapytał Kylan z irytującym westchnieniem.
Katrina wsiadła na tylne siedzenie samochodu z cichym podziękowaniem dla Oscara, a następnie odsunęła telefon od ucha, natychmiast włączając go na głośnik. Otworzyła kalendarz, żeby sprawdzić plan.
"Dzisiaj o czwartej," powiedziała Kylanowi, zapinając pas bezpieczeństwa, podczas gdy Oscar robił to samo na przednim siedzeniu. Wyjechał na ulicę i skierował się w stronę kawiarni, do której chodziła każdego ranka. Było to jedyne miejsce na liście sklepów Kylana, które nie parzyły jego herbaty "całkowicie źle". Nie była pewna, co zrobi, jeśli, a tak naprawdę nieuchronnie kiedy, uzna ten sklep również za niegodny.
"Kurwa. Mam dość tych cotygodniowych spotkań," usłyszała, jak Kylan mamrocze przez głośnik w jej telefonie.
Ponieważ nie mógł zobaczyć, jak to robi, Katrina pozwoliła sobie na satysfakcję przewrócenia oczami na jego słowa. "Szefie, wie pan, że akcje gwałtownie spadają w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Musimy wymyślić sposób działania, aby naprawić tę sytuację. Prasa-"
"Prasa? Nie rozśmieszaj mnie, Katrina. Wiesz, że mam w dupie, co prasa o mnie myśli," warknął na nią Kylan.
Katrina powstrzymała westchnienie. "Rozumiem to. Ale chociaż nie obchodzi pana, co oni o panu myślą, to nie znaczy, że przeciętny człowiek podziela pańską opinię na temat dziennikarstwa," przypomniała delikatnie szefowi.
Kylan wypuścił z siebie serię imponujących przekleństw, a ona słuchała w milczeniu. Tak właśnie przebiegały ostatnio rozmowy z nim, odkąd akcje Ross Corp. zaczęły swój stały spadek. Gdy tylko skończył wypełniać jej uszy swoimi ulubionymi wulgaryzmami, rozłączył się bez słowa.
Zablokowała telefon i włożyła go do bocznej kieszeni teczki. Zamknęła oczy, masując boki czoła, zmuszając się do znalezienia odrobiny cierpliwości, aby przetrwać nadchodzący dzień.
"Powinnaś wziąć dodatkowe espresso do kawy," zasugerował Oscar, przyjaźnie spoglądając na nią we wstecznym lusterku samochodu.
Katrina zaśmiała się bez cienia humoru. "Nie sądzę, żeby to wystarczyło dzisiaj, Oscar," przyznała, kręcąc głową.
Oscar skinął współczująco, a kilka minut później zatrzymał się przy krawężniku w pobliżu kawiarni. Wyszła z samochodu i weszła do środka. Zamówiła to, co zwykle, rezygnując z dodatkowego espresso, a następnie poprosiła o zamówienie Kylana.
Katrina uważnie obserwowała, jak barista przygotowuje czarną herbatę Kylana, licząc, jak długo ją parzy. Nie wiedziała, skąd Kylan wie, czy jego herbata była parzona zbyt długo, czy nie, ale on zawsze wiedział. A ona zawsze była tą, która obrywała za jego irytację, gdy była zrobiona nieprawidłowo. Nie miała ochoty zajmować się konsekwencjami dzisiaj, więc nadal uważnie obserwowała baristę. Katrina upewniła się, że nie dodali nawet uncji cukru ani mleka, a następnie zapłaciła za napoje i wróciła do Oscara.
"Jak możesz przetrwać dzień bez kawy, Oscar?" zapytała kierowcę swojego szefa, nie po raz pierwszy. Oscar zbliżał się do pięćdziesiątki, ale był w nienagannej formie i zachował większość włosów.
Oscar zachichotał z przedniego siedzenia. "Żelki," odpowiedział jej z figlarnym uśmiechem.
Uniosła brwi ze zdziwienia. "To jest naprawdę fantastyczne," zaśmiała się, biorąc długi łyk kawy. Jej pierś wypełniła się ciepłem i natychmiast poczuła się trochę bardziej ludzka.






