Lydia bez słowa wręczyła Selinie czarną kartę kredytową i ruszyła za kulisy.
Przygoda Lidii ze sceną muzyki undergroundowej była tylko zabawą. Odkąd stała się niezależna, szukała czegoś, co naprawdę by ją zainteresowało. Z bystrym umysłem opanowywała każde hobby, którego się dotknęła. Teraz, z kilkoma miliardami na koncie, Lydia była wolnym duchem z gotówką do spalenia. A incognito była gwiazdą perkusji w obiecującym zespole undergroundowym o nazwie The Rose.
Wzrost popularności The Rose w dużej mierze zależał od umiejętności Lidii, dzięki czemu zdobyli upragnione miejsce w Starlight Club. Gra w Starlight Club była czymś wielkim – oznaczała, że ktoś zmierza we właściwym kierunku, więcej występów, więcej fanów i całą resztę.
Trzymając kartę kredytową, którą dała jej Lydia, Selina odczuwała różne emocje. Wyciągnęła z dżinsów inną kartę, z symbolem miecza i tarczy. To był prezent z podziękowaniami od jakiegoś tajemniczego faceta, któremu pomogła z problemem w cyberprzestrzeni. Była powiązana z zagranicznym kontem bez limitu wydatków, zbierała kurz w jej portfelu aż do teraz.
Selina schowała kartę Lidii do kieszeni i podeszła do baru. Położyła kartę z symbolem miecza i tarczy, zamawiając Krwawą Mary.
Na antresoli VIP na trzecim piętrze siedział gość w oślepiająco białym garniturze i jaskraworóżowej koszuli, w okularach przeciwsłonecznych w złotych oprawkach, odchylony do tyłu, zatopiony w grze. Dopiero po odniesieniu zwycięstwa podniósł wzrok, zadowolony z siebie.
Charley Griffin rzucił telefon na bok i spojrzał na swojego kumpla w pobliżu, tę tajemniczą postać zatopioną w swoim iPadzie, przeglądającą arkusze kalkulacyjne lub coś w tym stylu. – No dalej, Trevon! – krzyknął. – Rzuć tę robotę. Wyluzuj, stary. Umieram z nudów.
Ale Trevon nawet nie spojrzał w górę. Jego zręczne palce biegały po tablecie, zajmując się jakimś dokumentem w obcym języku. Facet wyglądał jak członek rodziny królewskiej, same ostre kąty i ten stoicki nastrój – całkowicie dominujący.
Trevon poszedł z Seliną do Urzędu Stanu Cywilnego po akt małżeństwa, co wstrzymało jego pracę. Teraz nadrabiał zaległości, bo nie był typem człowieka, który zwleka.
Nagle przypomniał sobie, że nie podał Selinie swojego adresu. Mieli razem mieszkać dla pozoru, co było częścią umowy małżeńskiej.
Po wysłaniu jej adresu Trevon zanurzył się z powrotem w pracy, całkowicie się wyłączył.
Charley przewrócił oczami do sufitu. Miał dość przyjaciela pracoholika, aż mu się krew gotowała.
– Daj spokój, Charley – odezwał się inny głos, figlarny. – Kiedy Trevon zagrzebie się w pracy, nic go z niej nie wyciągnie. – Wmaszerował wysoki facet ubrany na biało, z srebrnymi włosami wystającymi spod spodu. Jego twarz była wyrzeźbiona jak posąg z łobuzerskim uśmieszkiem. Miał dwa kieliszki wina, które sam wymieszał. – Proszę, spróbuj tego. Nudziłem się i wymieszałem coś nowego.
Oczy Charleya zabłysły, a on nadął się jak dziecko, które właśnie zobaczyło swoją wymarzoną zabawkę. – Daj, Edwin, proszę!
Edwin Talley z figlarnym uśmiechem przycisnął zimny kieliszek wina do czoła Charleya, zanim przesunął kolejny w stronę Trevona.
W tej samej chwili w oczach Trevona pojawiła się ciekawość. Jego tablet wydał dźwięk – powiadomienie o obciążeniu karty. To była karta, którą dwa lata temu dał Charm, najlepszemu hakerowi w Dark Webie, za doskonałą pomoc w cyberprzestrzeni. Nawet on nie wiedział, kim naprawdę jest Charm. „A Charm jest tutaj, w Starlight Club? Jaki ten świat mały” – pomyślał Trevon.
Edwin, zauważając zmianę nastroju Trevona, pstryknął zapalniczką i zapalił papierosa, gładko jak zawsze. – Z czego się szczerzysz, Trevon? Ty przecież nie „robisz” szczęśliwego.
– Nic. – Trevon wziął łyk domowej mieszanki win Edwina i wstał. – Czuję się trochę oszołomiony. Potrzebuję świeżego powietrza. Zaraz wracam.
– Niemożliwe! Pan Pracoholik Trevon? Oszołomiony? To musi być koniec świata – dogryzał mu Charley.
Trevon w odpowiedzi obrzucił Charleya chłodnym spojrzeniem. – Zamknij się, Charley, albo ja cię zamknę.
To zamknęło Charleya, a jego oczy zrobiły się szerokie i niewinne. – Przepraszam, Trevon…
Na dole, w barze, Selina delektowała się Krwawą Mary. Wino zmieszało się z enzymami w jej ustach, pozostawiając przyjemny, dziwny posmak na jej ustach w kolorze wina. Jej oszałamiający wygląd przyciągał tłumy wielbicieli; była jak lis, który nieumyślnie urzeka las.
– Czy mogę ci przynieść kolejnego drinka? – zaproponował mężczyzna, pochylając się w stronę Seliny.
– Dzięki, ale wszystko w porządku – odpowiedziała, a jej spojrzenie było ostre jak brzytwa. W jakiś sposób czuła, że gdzieś już widziała tego mężczyznę.
– Nie bądź taka, panno. Wszyscy jesteśmy tu, żeby się dobrze bawić. Jesteś tu sama? To nie jest bezpieczne. Mogłabyś potrzebować kogoś takiego jak ja, żeby się tobą zaopiekował. Mam na imię Kevin Clark. Słyszałaś kiedyś o rodzinie Clarków z Sokovii? Jestem częścią tej rodziny – powiedział Kevin. Posłał jej swój najlepszy uśmiech i odrzucił włosy do tyłu, nie zdając sobie sprawy, że wychodzi na żart.
Szybko jak błyskawica Selina rzuciła mu drinkiem w twarz. – Nigdy o nich nie słyszałam – warknęła.
Oczywiście, że był z rodziny Clarków, rodziny jej tak zwanego narzeczonego. Nic dziwnego, że czuła odrazę.
Uśmiech na twarzy Kevina stężał, a w jego oczach zapłonął gniew. Niemo, po prostu wpatrywał się w Selinę.
















