Stojąc przed lustrem, Stefania Giovanni przyglądała się swojemu odbiciu, a jej usta wygięły się w delikatnym uśmiechu.
"Oszałamiająca," szepnęła, ledwie słyszalnie.
Suknia opinała jej smukłą talię, przechodząc w spódnicę, która przypominała jej coś wyjętego prosto z bajki.
Jej twarz, jeszcze bez makijażu, wyglądała równie delikatnie i czarująco w naturalnym świetle.
Kierowniczka sklepu poprawiała plisy na sukni.
Nie mogła się powstrzymać od komentarza: "Dlaczego pana Ashforda tu nie ma? Kobiety i mężczyźni mają różne gusta, wie pani."
Lekki uśmiech pojawił się w kąciku ust Stefanii. Spojrzała na kierowniczkę i wzruszyła ramionami. "Zna pani mężczyzn. Zajęci pracą. Nie mogą się wyrwać."
W tej chwili jej telefon zawibrował na pobliskim blacie. Stefania spojrzała na identyfikator dzwoniącego przed odebraniem: "Ella."
Po drugiej stronie rozległ się szybki, niemal zdyszany głos Elli Turner. "Stefi, widziałam Olivię i Chrisa!"
W momencie, gdy usłyszała te imiona, palce Stefanii zacisnęły się na telefonie, a jej kostki zbielały.
Uśmiech, który gościł na jej twarzy, powoli zniknął, zastąpiony chłodem w oczach.
Chris Ashford – jej narzeczony – miał wziąć z nią ślub za tydzień.
A Olivia Hart, samo usłyszenie jej imienia obrzydzało Stefanię.
Stefania spojrzała na kierowniczkę sklepu, która natychmiast skinęła głową ze zrozumieniem.
Cichym gestem kierowniczka wyprowadziła personel z pokoju.
Gdy pokój opustoszał, Stefania spuściła wzrok na swoje idealnie wypielęgnowane paznokcie. "Gdzie ich widziałaś?" zapytała obojętnie.
Głos Elli załamał się z nagłością. "W szpitalu. W oddziale położniczo-ginekologicznym."
Stefania uniosła brew, a cichy śmiech wydobył się z jej ust. "Cóż za szczególne miejsce," wymamrotała, a jej wyraz twarzy zmienił się w ledwo skrywany sarkazm.
Mężczyzna i kobieta na oddziale położniczo-ginekologicznym? Stefania nie musiała się dwa razy zastanawiać, żeby wiedzieć dlaczego.
Ella, wciąż zdenerwowana, naciskała. "Ta Olivia to wyrachowana suka, a Chris to idiota. Nie powinnaś za niego wychodzić!"
Podczas gdy Stefania wydawała się spokojna, Ella kipiała z wściekłości.
Stefania napiła się wody z kubka na stole, niewzruszona. "Za każdym razem, gdy ona kombinuje, kłopoty spadają na MNIE. Dlaczego TY się tak denerwujesz?"
Kiedy wyjeżdżała dwa lata temu, Olivia błagała Stefanię o przebaczenie we łzach.
A teraz wróciła i rzuciła się na Chrisa, znowu.
"Czy jestem łatwowierna? A może po prostu zbyt miła?" pomyślała Stefania.
Ella nie ustępowała. "Wybiera idealny moment – tuż przed twoim i Chrisa ślubem. Ona wyraźnie coś knuje."
Oczy Stefanii stały się ostre, a jej uścisk na telefonie się zacieśnił. "Rozłączam się," powiedziała płasko.
Głos Elli był szaleńczy. "Co zamierzasz zrobić?"
Usta Stefanii wygięły się w cienki uśmiech. "Ktoś źle obliczył. Nauczę ją, jak to się robi."
Następnie zakończyła połączenie, a cisza, która nastąpiła, osiadła jak ciężar.
Wpatrując się w swoje odbicie w lustrze, Stefania sięgnęła, by dotknąć gorsetu sukni.
Nagle, ostrym szarpnięciem, rozerwała suknię na pół, rzucając kawałki na podłogę.
Dźwięk rozdzieranego materiału rozniósł się echem po cichym pokoju.
Sprzedawczynie wstrzymały oddech w szoku, a ich oczy rozszerzyły się. Ale kiedy zobaczyły chłodną furię w wyrazie twarzy Stefanii, żadna z nich nie odważyła się poruszyć ani odezwać.
Po przebraniu się z powrotem we własne ubrania, jej telefon znów zawibrował.
Spojrzała na ekran – imię Chrisa.
Bez słowa odebrała, a jego głos rozległ się natychmiast, stanowczy i krótki. "Jak skończysz z przymiarkami, przyjdź do biura."
Przez ostatnie dwa lata Chris zawsze był delikatny i troskliwy.
Teraz, kiedy Olivia wróciła, nagle stał się zimny.
Ta nagła zmiana tonu sprawiła, że i tak już chłodny pokój stał się jeszcze zimniejszy.
W oczach Stefanii błysnął sarkazm. Nie chciało jej się odpowiadać. Bez wahania się rozłączyła.
*****
Pół godziny później...
Stefania weszła do biura Chrisa. Stał przy oknach sięgających od podłogi do sufitu, rozmawiając przez telefon.
Skąpany w słońcu wyglądał jak uosobienie wyrafinowania i delikatności. Jego idealnie wyrzeźbiony profil był trudny do zignorowania, rodzaj twarzy, od której nie można oderwać wzroku.
Jego wygląd był tak rzadki i nieskazitelny, że wydawał się czymś, o czym większość ludzi w Long Harbor City mogła tylko pomarzyć.
Zauważywszy jej obecność, Chris szybko wymamrotał do telefonu: "Nie mogę dołączyć do ciebie na lunch dzisiaj. Przepraszam. Do widzenia."
Rozłączył się i podszedł do pobliskiej skórzanej kanapy, siadając na niej z cichym skrzypnięciem poduszek.
Ciepło z rozmowy telefonicznej wydawało się znikać w jednej chwili, zastąpione lodowatym chłodem, który pociemniał jego wyraz twarzy.
Jego wzrok spoczął na Stefanii, a jego głos stał się krótki, gdy rozkazał: "Podejdź tutaj."
Stefania utrzymała jego spojrzenie, nie poruszając się ani o cal. Napięcie między nimi było gęste, wisiało ciężko w powietrzu.
W przeciwieństwie do zwykłej rutyny, nie usiadła obok niego. Zamiast tego, wybrała usiąść naprzeciwko niego, zachowując dystans, który odzwierciedlał chłód między nimi.
Oczy Chrisa zwęziły się, a chłód się pogłębił.
Klik – dźwięk zapalniczki rozniósł się echem w ciszy. W powietrzu unosił się słaby zapach benzyny.
Poirytowana Stefania zamachała ręką, aby go odpędzić, a jej nos lekko się zmarszczył na ten zapach.
Chris, niewzruszony, zaciągnął się papierosem, wypuszczając powoli dym. Następnie, z odrobiną niechęci, odezwał się. "Olivia wróciła."
Na ułamek sekundy w jego oczach pojawiło się poczucie winy, ale zniknęło prawie tak szybko, jak się pojawiło.
A potem padły słowa, które ją zmroziły. "Nasz ślub... trzeba go przełożyć."
Stefania spodziewała się tego po rozmowie z Ellą.
Jej głos był zimny, gdy zapytała: "Co masz na myśli?"
Ich ślub nie powinien mieć nic wspólnego z Olivią.
Chris wypuścił kolejny obłok dymu, a jego ton był spokojny, gdy wyjaśnił: "Ona jest chora. To straszne."
Mówiąc to, wręczył jej teczkę, dodając: "List przyjęcia z Uniwersytetu Świętego Piotra. Powinnaś tam studiować."
W jego głosie brzmiała niemal protekcjonalna nuta, jakby wydawał jej rozkaz.
Stefania spojrzała na teczkę w jego ręku, ale nie sięgnęła po nią. Mały, niemal figlarny uśmiech pojawił się w kąciku jej ust.
"Wysyłasz mnie za granicę? Pozbywasz się mnie z drogi?" zapytała, a jej głos ociekał sarkazmem.
Twarz Chrisa pociemniała, a jego szczęka się zacisnęła. "Czy to nie jest szkoła, do której zawsze chciałaś iść? Teraz masz szansę..."
"Chris Ashford!" przerwała ostro, a jej głos przeciął napięcie jak nóż.
Nie czekając, aż skończy, Stefania sięgnęła naprzód, wyrwała mu kopertę z ręki i rozerwała ją.
Kawałki koperty rozsypały się po podłodze, a ostatni strzępek przylgnął do jej dłoni. Bez namysłu rzuciła nim prosto w twarz Chrisa.
Jego wyraz twarzy się zmienił, a ciepło zniknęło z jego oczu.
Stefania nie poświęciła mu więcej spojrzenia. "Przełożyć ślub? Nie zawracaj sobie głowy. Jest odwołany."
Pozwoliła słowom zawisnąć w powietrzu, a ich ostateczność przebiła się przez pokój. Przełożyć? Nie mogła się do tego zmusić. Odwołanie będzie łatwiejsze.
















