Złamane więzi
Amelia uśmiechnęła się, ściskając sukienkę i torbę z jedzeniem na wynos. To była trzecia rocznica jej związku z chłopakiem, więc pomyślała, że go zaskoczy.
Otwierając drzwi do domu, otworzyła szeroko oczy, a jej szczęka opadła, gdy spojrzała na scenę przed sobą. Jej chłopak posuwał jej przyrodnią siostrę.
– Kurwa! – krzyknęła Emily na widok Amelii, natychmiast odpychając Ricka i zakrywając nagie ciało. Odrzuciła na bok swoje brązowe, falowane włosy i spojrzała na Amelię w szoku.
– A-Amelio, ja to mogę wytłumaczyć – wydukał Rick, gorączkowo szukając swoich ubrań w zamieszaniu.
– Słyszałaś o słowie „pukanie”? – warknęła Emily na Amelię, która wciąż była oszołomiona, a po jej policzkach płynęły łzy. Jej wzrok powoli powędrował do palca, na którym znajdował się pierścionek obietnicy.
– Jak mogłeś mi to zrobić? – Amelia patrzyła na niego z lekko rozchylonymi ustami, usilnie starając się nie załamać całkowicie.
– Nie chciałem tego robić, kochanie – Rick próbował ją uspokoić, ale ona mu nie wierzyła. Nie było sposobu, aby usprawiedliwić jego czyn.
– Po co się teraz złościć? – Emily przewróciła oczami, jeszcze bardziej rozwścieczając Amelię. Zacisnęła pięści, chcąc uderzyć ją w twarz, ale powstrzymała się, wiedząc, co mogłoby się stać.
– Jesteś zaręczona, a mimo to zdecydowałaś się zdradzić, a ze wszystkich osób to musiał być mój chłopak?! – wściekła się, piorunując ją wzrokiem.
– Nikt nikogo nie zdradza – uśmiechnęła się Emily, obserwując twarz Amelii, na której malowało się jeszcze większe zdziwienie.
– Co masz na myśli? – zapytała z ciekawością, próbując zrozumieć, co właśnie powiedziała Emily.
Emily stanęła obok Ricka i objęła go ramionami z mdłym uśmiechem. – Rick i ja… – zawiesiła głos, gdy oboje wpatrywali się sobie w oczy z urokiem. – Jesteśmy zakochani. – Zamrugała rzęsami, patrząc na niego z podekscytowaniem, jakby chcieli to ogłosić od dawna.
– Miłość? Jakbyś wiedziała, czym jest miłość! Jedyne, co chcesz robić, to deptać po innych, jakbym nie była człowiekiem! – Amelia podniosła głos, dając upust całej tłumionej złości, którą czuła, ale to nie wystarczyło. Emily była zszokowana jej wściekłością i cofnęła się o krok, a w jej oczach widać było strach.
Tego właśnie chciała Amelia, chciała, żeby poczuła strach i się wycofała.
– Chęć zabicia cię w tej chwili jest niezachwiana…
– Nikt nikogo tutaj nie zabija! – warknęła Amelia, odwracając się i widząc swojego ojca, który stał kilka cali od niej. Jej ciało przeszedł dreszcz zarówno ze strachu, jak i złości, ale odmówiła zastraszenia.
– W końcu zdecydowałeś się wyjść, co? – uśmiechnęła się do niego.
– Wygląda na to, że przebywanie z dala stąd podbudowało twoje ego i myślisz, że nie mogę go złamać? – uśmiechnął się. – Dlaczego nie przypomniałem ci o bardzo specjalnej zasadzie, co?
– To świetna sugestia, tato, trzeba ją sprowadzić na ziemię, zanim stanie się jeszcze większym utrapieniem – zachichotała Emily, jej głos był prawie niesłyszalny. – Na chwilę oszalała.
– To ty jesteś stuknięta, pieprząc mojego chłopaka, kiedy jesteś zaręczona z miliarderem – wypluła Amelia złośliwie, nie myśląc o wyborze słów, zanim się odezwała.
Oczy jej ojca pociemniały, gdy na nią spojrzał.
– Pieprzysz się z Rickiem? – Przeniósł wzrok na swoją ulubienicę, Emily. – Co sobie myślałaś?
– Tato, nie denerwuj się… Po prostu kocham Ricka bardziej, dodając fakt, że Carl nie jest mnie wart, do tego stopnia, że nie stać go na nic, czego chcę – tupnęła nogami o ziemię jak rozkapryszone dziecko, patrząc na wszystkich. – Poza tym jestem z nim w ciąży – oparła się mocniej na ramieniu Ricka z uśmiechem na ustach.
Amelia natychmiast poczuła mdłości, a jej klatka piersiowa zrobiła się ciasna, gdy patrzyła na nich oboje. Żadne z nich nie wydawało się wstydzić swojego czynu. – Na pewno nie chcesz, żebym cierpiała z moim dzieckiem, prawda? – zapytała Emily swojego ojca, ukrywając go we właściwym miejscu.
– Co zrobimy, skoro ślub został zaplanowany, a wszystko przygotowane, poza tym jest jutro… Co ludzie o nas pomyślą? – zastanawiał się głośno jej ojciec.
– Znajdźcie zastępstwo – głos jej macochy rozległ się w pokoju i wszyscy odwrócili się, żeby na nią spojrzeć.
– Kto chciałby poślubić takiego… – wzrok Emily powędrował w kierunku Amelii i zatrzymał się. – Wygląda na to, że mamy idealną osobę na zastępstwo.
– Nonsens! – warknęła Amelia, ale Emily zdawała się tym nie przejmować i roześmiała się głośno.
– Zaakceptuj swój los, kochanie, nie masz wyboru, bo inaczej twoja słodka babcia umrze – zadrwiła Emily.
– Nie waż się! – Amelia zacisnęła pięści, ale jej ciało osłabło. Jej babcia była jedyną rodziną, na której jej głęboko zależało i cierpiała na chorobę serca, która uniemożliwiała jej poruszanie się i wymagała stałej pomocy medycznej.
– Transplantacja serca musi zostać rozpoczęta tak szybko, jak to możliwe, aby mogła żyć, znaleziono dawcę i kosztuje to 100 000 dolarów – uśmiechnęła się jej macocha, a po twarzy Amelii spłynął pot, wiedząc, że nie stać jej na taką kwotę… Miała ją stracić, a przynajmniej tak myślała.
– Co… co mamy zrobić? – głos Amelii zadrżał, a jej nogi wydawało się, że zaraz się ugną. Nie pozwoli na śmierć swojej babci.
– Rezultat sprowadza się do twojej decyzji, Amelio – uśmiechnęła się jej macocha, podchodząc bliżej do niej. Amelia natychmiast pojęła ich plan i cofnęła się o krok z szeroko otwartymi oczami.
– Chcecie, żebym poślubiła bezużytecznego mężczyznę?! – była wściekła i patrzyła na nich z niedowierzaniem. Byli gorsi, niż mogła sobie wyobrazić.
– Czy to nie dopełni cię łatwo, skoro sama jesteś bezużyteczna? – zachichotała Emily za Amelią. – To cena, którą musisz zapłacić, żeby ją uratować, jesteś taka jak ja… obie czegoś chcemy w zamian – dodała.
– Ja i ty nigdy nie będziemy podobne! – warknęła Amelia, a jej macocha natychmiast uderzyła ją w twarz, powodując jej potknięcie, ale zdołała odzyskać równowagę.
– Nie waż się podnosić głosu na moją córkę, nie widzisz, że próbuje ci tutaj pomóc? – strofowała Amelię, która wciąż dochodziła do siebie po szoku.
– Pomóc? – Amelia zaśmiała się, a po jej oczach popłynęły łzy, policzki ją bolały, a cała scena powodowała bóle głowy. – Raczej depczecie po mnie, jakbym nawet nie była człowiekiem! – krzyknęła, wylewając z siebie wściekłość, a po jej oczach popłynęły gorące łzy.
– Powinnaś się uważać za szczęściarę, że ci pomagamy – dodała jej macocha ze wzgardliwym spojrzeniem. – Więc co ty na to? – uśmiechnęła się.
Amelia była zagubiona, wiedząc, że nie ma innego wyjścia, jak uratować babcię, która kochała ją od czasu, gdy straciła matkę, nigdy nie dała jej poczuć się samotną. W przeciwieństwie do tego, co zrobiła jej babcia, to była zaledwie ułamek wdzięczności.
– J-ja to zrobię – zgodziła się Amelia, a po jej policzkach spłynęły gorące łzy. – Poślubię go.
















