"Jesteś w ciąży," oznajmił lekarz, unosząc raport.
Valerie Warren w szoku wpatrywała się w obraz z USG. "Dziecko? Naprawdę?"
Lekarz zmierzył ją wzrokiem, z nutą obojętności. Widział już zbyt wiele młodych kobiet takich jak ona, samotnych i oszołomionych niespodziewaną ciążą, zapewne nie mających pojęcia o dacie poczęcia.
"Pierwsza ciąża, czy nie? Jeśli nie, kiedy była ostatnia?" zapytał rzeczowo. "Powinna pani wiedzieć, że częste aborcje mogą potencjalnie zwiększyć ryzyko komplikacji, które mogą wpłynąć na płodność."
Valerie, lekko wytrącona z równowagi, szybko wtrąciła: "Panie doktorze, chcę je zatrzymać!"
Jego ton złagodniał. "Trzy i pół tygodnia. Zarodek jest dobrze umiejscowiony. Proszę pamiętać o regularnych wizytach prenatalnych."
Valerie wciąż próbowała przetrawić niespodziewaną wiadomość o ciąży. Chociaż nie spodziewała się takiej sytuacji, poczuła narastające poczucie odpowiedzialności za życie, które w niej rosło. Zastanawiała się, jak przekazać tę nowinę rodzinie, biorąc pod uwagę jej stan cywilny i potencjalne trudności, jakie to może wywołać.
Wczesnojesienne ciepło utrzymywało się, gdy Valerie wracała skuterem do mieszkania rodziców, po drodze kupując trochę owoców. Gdy zbliżała się do drzwi, głośne narzekania jej matki, Ruth Warren, rozbrzmiewały z wnętrza.
"Wy dzieciaki przynajmniej mnie odwiedzacie. W przeciwieństwie do Valerie, która wiecznie nie wiadomo gdzie się szlaja," wrzeszczała Ruth.
"Mamo, Valerie zawsze była rozsądna, po prostu zajęta pracą," bronił ją brat Valerie, Julian Warren.
Ruth prychnęła. "Zajęta, ta jasne! To zimna suka, rzucająca mi marne 400 złotych miesięcznie. Julian, może by tak ją namówić, żeby dorzuciła się do twojego samochodu? Pewnie siedzi na kupie kasy, a przecież nie zabierze jej do grobu."
Po chwili kontynuowała: "A tak w ogóle, ktoś zaoferował 60 tysięcy na wesele. Facet jest po rozwodzie, ale mówią, że rozwodnicy są lepszymi partnerami. Pomyśl o tym, te pieniądze mogłyby ci pomóc kupić większy, bardziej wypasiony dom."
"Nie zamierzam wyciągać pieniędzy od własnej siostry!" zaprotestował Julian.
Ruth odparła, w jej tonie mieszała się złość i poczucie uprawnienia. "Co to za gadanie? Ja ją na ten świat wydałam! Po całym tym trudzie, krwi, pocie i łzach, które włożyłam w jej wychowanie, teraz ma mi się odwdzięczyć! Tak czy inaczej, porozmawiam z nią o tym ślubie później i ją przekonam."
Nie mogąc dłużej znieść tej rozmowy, Valerie otworzyła drzwi z rozmachem, przyciągając uwagę.
Zaskoczona Ruth zamaskowała swoje poczucie winy udawaną swobodą. "Valerie, już jesteś? Właśnie żartowałam z Juliana. Ale tak naprawdę, ten facet nie jest zły, a rozwód nie jest żadnym problemem, prawda? Może..."
Głos Valerie przeciął napięcie jak nóż. "Mamo, za żadne skarby nie wyjdę za niego za mąż!"
Ruth porzuciła pozory, jej złość wybuchła. "Myślisz, że to dyskusja? Wychowałam cię i zrobisz, jak ci każę!"
Zimne zrozumienie zalało Valerie, wywołując dreszcz na jej plecach. Zawsze znosiła faworyzowanie Juliana przez Ruth, znosząc zaniedbania i nierówności tylko dlatego, że była uważana za mniej wartościową. Ale nigdy nie wyobrażała sobie, że Ruth posunie się tak nisko, by rozważać sprzedanie jej za marne 60 tysięcy złotych.
Zaciśnięte pięści, Valerie uspokoiła oddech i powiedziała chłodno: "Mamo, jestem już w ciąży. Jeśli tak bardzo zależy ci na tym małżeństwie, zastanów się, czy on zaakceptuje dziecko w drodze."
W pokoju zapadła oszałamiająca cisza, gdy słowa Valerie zawisły w powietrzu.
Ruth otrząsnęła się, jej wściekłość wybuchła natychmiast. "Jak ja, do cholery, wychowałam takie bezwartościowe gówno? Powtórz to jeszcze raz, no śmiało! Uwierz mi, spuszczę ci manto!"
Jadowite słowa Ruth raniły uszy Valerie, ale przywykła już do wybuchowych ataków matki i wiedziała, że lepiej nie wdawać się w kłótnię. Bez chwili zastanowienia odwróciła się na pięcie i odeszła, odmawiając wciągnięcia się w ten toksyczny wir.
Na dole Julian pospieszył za nią, w jego głosie pobrzmiewało szczere zaniepokojenie i współczucie. "Valerie, nie przejmuj się tym, co powiedziała mama. Nie wezmę twoich pieniędzy. Jeśli będę żerował na mojej siostrze, to jakim będę mężczyzną?"
"Wiem, Julian," odpowiedziała Valerie, w jej głosie pobrzmiewała rezygnacja. Rodzice mogli być zdystansowani, ale Julian zawsze przy niej był, stanowiąc stały filar siły i zrozumienia. Bez niego u boku wątpiła, czy zdołałaby poradzić sobie z wyzwaniami, przed którymi stanęli jako rodzina.
"Dobrze, ale Valerie, nieważne jak bardzo jesteś wściekła na mamę, nie powinnaś żartować z takich rzeczy," ostrzegł Julian, marszcząc brwi.
Valerie mu przerwała. "Julian, nie żartuję. Naprawdę jestem w ciąży i zamierzam wyjść za mąż."
Zdając sobie sprawę, że mówi poważnie, Julian zasypał ją pytaniami. Valerie po prostu wcisnęła mu do ręki raport z USG i szybko uciekła.
Odchodząc, Valerie prześladował obraz oszołomionej twarzy Juliana. Nie planowała tak beztrosko wyjawić wiadomości o ciąży, a tym bardziej wykrzykiwać swoich zamiarów małżeńskich. Ale po namyśle wiedziała, że troska Juliana wynika z jego troski o nią.
"Małżeństwo może być dobrym sposobem na zapewnienie, że będę mogła prawidłowo wychować to dziecko. Ale sprzedać się za 60 tysięcy? Nigdy w życiu," pomyślała.
Biorąc głęboki oddech, Valerie podjęła decyzję i wykręciła numer w telefonie.
Po połączeniu powiedziała: "Halo, panie. Może pan pamięta, co się stało miesiąc temu w Cloud Clubhouse, pokój 503. Złożył mi pan obietnicę - powiedział pan, że da mi pan wszystko, o co poproszę. Cóż, właśnie ją realizuję. Co pan powie na to, żeby pan zjawił się w urzędzie miasta i uczynił ze mnie uczciwą kobietę?"
Na górze, w swoim biurze na ostatnim piętrze, mężczyzna po drugiej stronie telefonu zamilkł, całkowicie zaskoczony.
















