**Perspektywa Sereny**
Trzy dni po rozmowie z adwokatem Marquezem, podczas parzenia kawy słyszę dźwięk powiadomienia o nowej wiadomości na telefonie. Widzę jego nazwisko i powoli ją otwieram.
"Postępowanie rozwodowe: Dokumenty wstępne," czytam w myślach. "Wygląda na to, że Bill wreszcie zrozumie, że poważnie myślę o zakończeniu naszego małżeństwa."
Chwytam świeżo wydrukowane dokumenty rozwodowe. Bez chwili wahania wzywam taksówkę, a moje ręce lekko drżą, gdy zamykam za sobą drzwi. Siedzę sztywno na tylnym siedzeniu, ściskając dokumenty, a wzrok mam utkwiony w przesuwający się za oknem krajobraz miasta, po cichu ćwicząc, co powiem Billowi.
Wchodząc do biurowca Billa, od razu uderza mnie luksus panujący w holu. Podłoga jest z polerowanego marmuru, a z nowoczesnych lamp sufitowych sączy się delikatne światło. Znajduje się tam okazała recepcja z ciemnego drewna i szkła, za którą stoi elegancko ubrana obsługa.
Wieki minęły, odkąd ostatni raz tu byłam. Zresztą Bill nigdy nie lubił, gdy tu przychodziłam.
Moją uwagę przyciąga starsza para zmierzająca do wyjścia. Uśmiechają się, ożywione rozmową. Nie mogę powstrzymać się od podsłuchiwania ich konwersacji.
"Prezentacja Billa była całkiem imponująca," mówi kobieta, a jej oczy błyszczą. "Pokazał świetne liczby i obiecujące plany."
"Tak, a ta pani z nim była naprawdę kompetentna w temacie ich propozycji. Imponująca i bardzo ładna," zauważa mężczyzna.
"Myślę, że to żona Billa. Stanowią świetny zespół. Trochę jak my kiedyś, George," mówi kobieta z uśmiechem.
Żona? Jestem zdezorientowana. Jak to możliwe, że Bill jest z żoną na tym spotkaniu, skoro ja jestem tutaj? Zaraz, czy oni mówią o innej kobiecie? Coś tu nie gra. Muszę znaleźć Billa i to wyjaśnić.
Idę w kierunku recepcjonistki, której nie pamiętam z poprzednich wizyt. Wygląda na niezainteresowaną i nieco nieuprzejmą, gdy się zbliżam.
"Przepraszam. Czy Bill Richardson jest na miejscu?" pytam.
Oczy recepcjonistki zwężają się, gdy się zbliżam. Jej brwi unoszą się, co sprawia, że czuję się nieswojo. "Czy ma pani umówione spotkanie?" pyta ostrym tonem.
"Nie, ale jestem jego żoną," odpowiadam. Czuję, jak moje brwi marszczą się z irytacji, a szczęka mi się zaciska, gdy mówię. Postawa recepcjonistki zaczyna mi przeszkadzać bardziej, niżbym chciała przyznać.
Przerywam recepcjonistce, zanim zdąży wygłosić jakąś uszczypliwą uwagę, i gwałtownie kieruję się w stronę biura Billa.
"Czekać!" krzyczy, zaskoczona moim nagłym ruchem.
Ignorując ją, przyspieszam kroku, a moja skręcona kostka trzyma się dzisiaj całkiem nieźle. Odgłos jej wołania ochrony odbija się za mną, ale skupiam się na dotarciu do biura Billa tak szybko, jak to możliwe, nie pozwalając nikomu mnie zatrzymać.
Gdy uciekam przed ochroniarzami, zauważa mnie Sarah, asystentka Billa. Zawsze była miła. "Pani Richardson, co się stało?" pyta. Jej oczy są pełne troski, gdy próbuje zrozumieć, dlaczego się tak spieszę.
"Gdzie jest Bill? Muszę z nim porozmawiać." Łapię oddech, odpowiadając.
Zanim zdążę cokolwiek powiedzieć Sarah, zauważa dwóch ochroniarzy ścigających mnie. Jej oczy rozszerzają się ze zdumienia. "Co wy sobie do diabła myślicie, że robicie?!" wykrzykuje, opierając dłoń na biodrze, wyrażając mieszankę gniewu i niedowierzania. "To jest żona naszego szefa. Chcecie zostać zwolnieni?"
Wyglądają na zakłopotanych, a jeden szybko przeprasza: "Przepraszamy, pani Richardson, nie wiedzieliśmy." Drugi tylko kiwa głową.
Surowe spojrzenie Sarah nie słabnie, gdy zwraca się do strażników. "Znikajcie stąd, zanim powiem panu Richardsonowi, co zrobiliście," ostrzega ich. Ochroniarze, teraz wyglądający na jeszcze bardziej zakłopotanych, szybko się odwracają i odchodzą.
Po odejściu strażników Sarah odwraca się do mnie, a jej wyraz twarzy łagodnieje. "Przepraszam za to," mówi, brzmiąc szczerze przepraszająco. "W każdym razie, twój mąż jest w sali konferencyjnej."
"Dzięki, Sarah," mówię szybko, a następnie kieruję się w stronę sali konferencyjnej. Biorę głęboki oddech i słyszę głos Doris.
Przypominając sobie wcześniejszą rozmowę starszej pary, uderza mnie - pomylili Doris z żoną Billa. Mieszanka emocji wzbiera we mnie, i nie zdając sobie z tego sprawy, zaciskam dokumenty w dłoni, powodując ich lekkie zgniecenie.
Bez pukania wchodzę do sali konferencyjnej. Widzę, jak Doris przerywa swoją prezentację w pół zdania, a jej wzrok zatrzymuje się na mnie ze zdziwieniem. "Serena? Co ty tu robisz?" pyta.
Szybko zdaję sobie sprawę, że spotkanie nadal trwa. Wszyscy patrzą na mnie, zastanawiając się, kim do cholery jestem.
Bill obraca się na krześle, a jego wyraz twarzy blednie, gdy mnie zauważa. Utrzymuję wzrok utkwiony w nim, a uwaga w pokoju się przesuwa. "Ja, yyy, muszę porozmawiać z Billem," mówię. "Chodzi o coś pilnego."
Doris rozgląda się po pokoju, a potem z powrotem na mnie. "Jesteśmy w trakcie czegoś ważnego," mówi.
Biorę głęboki oddech, aby się uspokoić i ogłaszam: "Witam wszystkich, jestem Serena, żona Billa." Po moich słowach zrobiło się poruszenie. Słyszałam, jak ktoś szepcze: "To jest żona Billa? Myślałem, że Doris."
"Dobrze usłyszeliście. Jestem żoną Billa, nie Doris," ogłaszam, starając się wyjaśnić zamieszanie. Odwracam się w stronę Billa, oczekując, że coś powie, ale on tylko siedzi, wyglądając, jakby kipiał ze złości.
"Bill, dlaczego milczysz? Prawie wygląda to tak, jakbyś wolał, żeby Doris była twoją żoną, a nie ja," mówię.
Bill nagle wstaje i chwyta mnie za ramię, pochylając się, aby wyszeptać: "Nie tutaj, Serena. Nie zawstydzaj mnie przed wszystkimi."
Próbuje wyciągnąć mnie na zewnątrz, ale szybko wyrywam mu ramię. W tym momencie nie zauważam Sarah wchodzącej z kawą. Mój nagły ruch powoduje, że wpadam na nią, a kawa wylewa się na mnie.
Czuję ciepło rozlanej kawy przesączające się przez moją koszulę, ale to szok jest bardziej przytłaczający.
Doris woła z troską: "O mój Boże! Nic ci nie jest?"
Spieszy do mnie i wyjmuje chusteczkę z torebki, próbując zetrzeć plamy z kawy, ale nie schodzą łatwo.
Zdając sobie sprawę, że to nie pomaga, Doris sugeruje: "Wiesz co, chodźmy do pokoju socjalnego, żebyś mogła się porządnie wyczyścić." Następnie zwraca się do pozostałych: "Zróbmy sobie krótką przerwę, wszyscy."
Idę za Doris do pokoju socjalnego, a gdy to robię, wracają wspomnienia z poprzedniego przyjęcia. Uderza mnie, że ilekroć jestem w kłopotliwej sytuacji, Doris wydaje się być w centrum tego.
Serio, mam dość tych jej bzdur.
















