Jane patrzyła na swoją twarz w lustrze w osłupieniu, próbując przetrawić fakt, że wyglądała o pięć lat młodziej.
Wyglądała teraz nieco naiwnie i bez doświadczenia.
Ale to nie mogło ukryć piękna, które miało dopiero nadejść.
"Co? Czy to podróż w czasie?"
Wymamrotała do siebie. Jak? Dlaczego? W jej głowie kłębiło się tyle pytań.
Jednak wierzyła, że rzeczy dzieją się z jakiegoś powodu, a ona nie jest osobą, która się poddaje, więc to rozgryzie.
Kiedy sprawdziła swój telefon, zobaczyła, że jest 23 października 2030 roku.
Dokładnie pięć lat przed pożarem, który ją zabił.
To był również niespełna miesiąc od momentu, kiedy została przywrócona do rodziny Fowlerów.
Gorzki śmiech wydobył się z jej ust. "Czy to sposób Boga, żeby mi powiedzieć, że byłam zbyt głupia w poprzednim życiu i daje mi drugą szansę?"
Bez względu na to, wiedziała jedno na pewno.
Tym razem nie będzie osobą, która próbuje uszczęśliwić wszystkich i zawsze szuka aprobaty. Nie będzie żyła dla nikogo innego, tylko dla siebie.
Zdawała sobie sprawę, że to doskonała okazja, aby naprawić swoje poprzednie błędy i uwolnić się od żalu.
Rozejrzała się po pokoju, który był dla niej zarówno znajomy, jak i nowy.
Z nowym zapałem Jane zrzuciła piżamę na rzecz białego T-shirtu, spranych dżinsów i zadziornej, a zarazem szykownej fryzury na krótkie włosy.
Ostatnie spojrzenie w lustro i wiedziała, że jest gotowa podjąć się tego nowego życia.
Przybywając do domu Fowlerów, przywiozła ze sobą tylko małą walizkę.
Ale jej nadzieje na lepsze życie, ponowne zjednoczenie z biologiczną rodziną i poczucie przynależności były silne.
Wtedy dotarła do drzwi swojego "domu".
Domu, który nominalnie był jej własnością.
Ten oszałamiający, luksusowy "dom" był źródłem jej najbardziej dotkliwego bólu. Jednak tym razem była w stanie szybko wszystko załatwić i rozpoczęła swoje życie w tym domu od nowa.
Tego dnia donośne pukanie do drzwi gwałtownie wyrwało Jane z powrotem do teraźniejszości, akurat kiedy zagłębiła się w swoich przygnębiających myślach.
Puk, puk...
Jane stłumiła smutek w swoim sercu, a na jej twarzy zagościł chłód.
Następnie otworzyła drzwi.
"Jane, mama i tata chcą cię na dole" - powiedział mężczyzna stojący w drzwiach.
To był starszy brat Jane, siódmy syn rodziny Fowlerów, Peter Fowler.
Był wysoki i przystojny, ubrany od stóp do głów w markowe ubrania i patrzył na nią spode łba.
Podobnie jak Jane, studiował również na Uniwersytecie Oricle w Stormton City.
To była prestiżowa uczelnia.
On był na trzecim roku, a Jane na drugim.
Ich siostra, Madelyn, była studentką pierwszego roku, która właśnie została przyjęta w tym roku.
"Rozumiem" - odpowiedziała Jane.
Jane wyglądała bardzo obojętnie.
A to trochę zszokowało Petera.
Przypomniał sobie Jane sprzed lat, tę, która tak bardzo pragnęła przypodobać się i zdobyć aprobatę swojej rodziny.
Tę, która nie miała godności i zrobiłaby wszystko, żeby być blisko nich, ale zbyt bała się naprawdę być częścią rodziny.
Uległa postawa i zachowanie Jane obrzydzały Peterowi. W końcu postanowił, że ma tylko jedną siostrę, prawdziwą siostrę, a na imię jej Madelyn.
Mając Madelyn u swojego boku od dzieciństwa, rozpieszczał ją, kiedy tylko mógł.
Peter nie chciał biologicznej siostry. Wszystko, czego chciał, to Madelyn, łagodna i miła dziewczynka.
"Jane, wiesz, co zrobiłaś. Po prostu zejdź na dół i przyjmij karę" - zakpił Peter, po czym odwrócił się i odszedł.
Jane zaczęła się zastanawiać, co takiego zrobiła.
Kącik ust Jane drgnął.
Jej umysł zaczął wypełniać się wspomnieniami z przeszłości.
Teraz przypomniała sobie, co się dzisiaj wydarzyło.
Teraz nadszedł czas, aby wszystko naprawić.
Jane zeszła po wspaniałych schodach rezydencji z rękami w kieszeniach.
I słyszała odgłos szlochania dochodzący z salonu.
Nie zdziwiło jej to, że widzi swoich rodziców, Jacka i Annę, trzymających w ramionach niekontrolowanie szlochającą córeczkę, Madelyn, i próbujących ją pocieszyć.
Teraz Jane czuła się tak, jakby Madelyn była biologiczną córką, a ona tą, którą rodzina adoptowała.
Ich pozycje wydawały się przesunięte.
Jane nie mogła powstrzymać ukłucia bólu w sercu.
Chciała tego od dawna. Ukrywała swoją inteligencję i prawdziwą naturę przed światem, jak tylko mogła.
Robiła to wszystko dla dobra tej ciężko wywalczonej więzi rodzinnej.
Kiedyś nie wyobrażała sobie, że z niej zrezygnuje, nawet w reinkarnacji.
Jednak wiedziała również, że nie powinna popełnić tego samego błędu ponownie.
Patrzyła na to obojętnie, jakby była widzem oglądającym przedstawienie wystawiane przez Jacka i Annę.
Rozważała nawet wstanie i oklaskiwanie ich.
Jedynym problemem było to, że Jane prawie nie miała już dla nich żadnych uczuć.
Jej pozostałe uczucia miłości do biologicznych rodziców prawie całkowicie zniknęły.
Kiedy Peter zszedł na dół i zobaczył, jak wygląda Jane, natychmiast się rozzłościł.
"Dlaczego nawet nie zapytasz swojej siostry, dlaczego płacze, Jane?" - zapytał Peter.
"To nie tak, że ją rozpłakałam. Dlaczego miałabym pytać?" - odpowiedziała Jane bez emocji.
"Hej! Nie waż się tak odzywać do taty!" - krzyknął Peter.
Prawie chciał dać Jane nauczkę, kiedy zdał sobie sprawę, że Jane nie ma zamiaru zmieniać swojego zachowania, a nawet chce uciec od kłopotów.
Peter nie mógł uwierzyć, że jego prawdziwa siostra jest tak wyrachowaną i podłą kobietą.
Madelyn zawsze będzie jedyną siostrą, którą Peter uzna.
Życzył sobie, żeby Jane wkrótce umarła, żeby Madelyn nie musiała tyle cierpieć.
Wyraz twarzy Jane pozostał niezmieniony, gdy patrzyła w pustkę na Petera, który wpatrywał się w nią groźnym wzrokiem.
Jane mogła poczuć nienawiść emanującą od Petera, jakby życzył sobie, żeby po prostu zniknęła z istnienia, aby Madelyn mogła dostać to, czego naprawdę chce.
Kiedy Jane widywała to spojrzenie w oczach brata, powodowało to kłujący ból w jej piersi.
Miewała wątpliwości, zastanawiając się, co takiego źle zrobiła i dlaczego jej własny brat patrzy na nią w taki sposób.
Przez ponad 19 lat Jane nie miała miejsca, które mogłaby nazwać domem i nigdy nie zaznała ciepła rodzinnego uścisku, ale i tak zdołała przez to przejść.
W umyśle Jane nie miało znaczenia, że Fowlerowie adoptowali Madelyn. Zamiast być zazdrosną, traktowała Madelyn jak własną siostrę i martwiła się o to, jak się czuje.
Jane zawsze była bezinteresowna, zawsze stawiała potrzeby Madelyn ponad swoje własne.
Nigdy nie walczyła o żadną chwałę ani uznanie, które otrzymała Madelyn.
Jane zrezygnowała z tak wielu rzeczy dla dobra tej "rodziny".
Nigdy nie było intencją Jane odebranie życia Madelyn. Nie życzyła sobie niczego więcej, jak tylko tego, aby jej rodzina na nią spojrzała i zauważyła jej obecność, nawet jeśli tylko na krótką chwilę.
Poświęciła każdą chwilę swojego życia na zaspokajanie potrzeb swojej tak zwanej "rodziny".
Ale ich wdzięczność była niezmiennie niezaspokojona.
Z punktu widzenia Fowlerów Madelyn była najważniejszym członkiem rodziny.
A Jane była tylko bonusem... A nawet ciężarem.
Wszyscy żywili głębokie, mroczne życzenie, żeby Jane umarła.
W ten sposób Jane nie wdarłaby się w ich życie i nie zrujnowała ich szczęścia.
Przyjęli Jane z powrotem tylko dlatego, że chcieli poczuć się lepiej ze sobą.
I nie mogli znieść poczucia winy za to, że jej nie rozpoznali.
Mimo że Jane już to wiedziała, teraz nie mogło jej to mniej obchodzić.
Kłótnia między Peterem i Jane zwróciła uwagę Jacka.
"Anno, zajmij się Maddie" - powiedział Jack.
Następnie, z marszczeniem brwi na twarzy, wstał i podszedł do Jane.
"Na kolana! Jane Fowler!" - gniewny ryk Jacka rozległ się po pokoju.
Jego głos zabrzmiał w głowie Jane jak dzwon śmierci, władczy i gwałtowny.
Peter skrzyżował ramiona i zakpił, obserwując rozwój dramatu.
Był spragniony tego, żeby Jane dostała to, na co zasłużyła za doprowadzenie Madelyn do płaczu.
Dla starej Jane widok tak rozzłoszczonego Jacka wystarczyłby, żeby zbiegła w popłochu na ziemię w strachu.
Jednak tym razem sprawy miały się inaczej.
"Dlaczego mam klękać?" - odpowiedziała Jane.
Jej oczy były spokojne, gdy patrzyła na Jacka.
W porównaniu z wściekłością Jacka, opanowanie Jane wyróżniało się jak wrzód na tyłku.
I dzierżyło niewytłumaczalną moc, jakby Jane była starszą w rodzinie.
















