– Nic mu nie będzie – zapewniła Cherise, a jej kojące słowa przyniosły matce, pełnej obaw, promyk nadziei.
Delikatnie sprawdziła słabe tętno chłopca, wyczuwając pod palcami chłód i wilgoć jego skóry, które były oczywistymi oznakami problemów.
– Czy on ma problemy z sercem? I czy to jego pierwszy lot? – zapytała Cherise, w jej głosie pobrzmiewał niepokój.
Wyraz twarzy matki rozpadł się pod naporem wyrzutów sumienia. – Nie powinnam była go zabierać. Zawiodłam go – szlochała, obwiniając się i uderzając się z poczucia winy po policzkach.
Zauważywszy załamanie matki, Morris dyskretnie skinął na stewardessę, by ją pocieszyła, upewniając się, że nie zakłóci to ich akcji ratunkowej.
Cherise szybko przystąpiła do działania, rozluźniając kołnierzyk chłopca, aby zapewnić mu drożność dróg oddechowych, i rozpoczęła resuscytację krążeniowo-oddechową w równym tempie. Kiedy naciskała na jego klatkę piersiową, świadomość chłopca słabła, ale oczy pozostały zamknięte.
Widząc oznaki problemów z sercem i nie mając dostępu do nitrogliceryny ani akupunktury podczas długiego lotu, Cherise zdecydowała się na akupresurę.
Szybko rozpięła koszulę chłopca, wykonując ruchy pewne i wprawne.
Stojący obok niej Morris spojrzał na nią na moment z intensywnością, która jednak zniknęła tak szybko, jak się pojawiła.
Cherise mocno i wielokrotnie naciskała punkt na klatce piersiowej, a następnie masowała punkty na wewnętrznej stronie nadgarstka, środku klatki piersiowej, nadgarstku po stronie serca i górnej części pleców. W ciągu 20 minut tętno chłopca się poprawiło i odzyskał świadomość.
Chłopiec otworzył oczy i zobaczył Cherise, która wydała mu się aniołem. – Uratowałaś mnie, prawda? Jesteś taka piękna! – wykrzyknął.
Matka, z twarzą mokrą od łez, próbowała uklęknąć z wdzięczności, ale Cherise delikatnie ją powstrzymała.
– Maluszku, odpocznij. Lekarze cię zbadają, jak tylko wylądujemy – szepnęła Cherise cicho do chłopca, a jej głos był kojący jak kołysanka.
Pasażerowie, odetchnąwszy z ulgą, postrzegali teraz Cherise nie tylko jako atrakcyjną kobietę, ale jako prawdziwą uzdrowicielkę.
Morris, wyraźnie pod wrażeniem, spojrzał na Cherise z nowym szacunkiem. Podał jej chusteczkę i delikatnie otarł jej czoło, zanim zdążyła to zrobić sama. – To było intensywne. Proszę, pozwól mi – powiedział cicho.
Cherise, zaskoczona, ale wdzięczna, przyjęła pomoc Morrisa. Musiała przyznać, że jest niezwykle przystojny – jego rysy były wyraźnie zarysowane, a postawa budziła respekt. Przystojny to za mało powiedziane.
– Dziękuję – powiedziała, a jej uśmiech odsłonił dołeczki w policzkach.
Kiedy system nagłośnieniowy rozpoczął ogłoszenie bezpieczeństwa przed lądowaniem, Cherise i Morris wrócili na swoje miejsca w klasie biznes.
Truman, nieświadomy wcześniejszych wydarzeń, obudził się i przeciągnął, a jego włosy były potargane po śnie. W drodze do toalety zauważył Cherise i Morrisa razem.
– Ty… Co się dzieje między tobą a tą pięknością? – zapytał, a jego głos był pełen zdziwienia.
Cherise, wciąż łapiąca oddech, nie odpowiedziała. Po prostu usiadła, zapięła pasy i wypiła wodę.
– Byliśmy z tyłu – odparł Morris lekceważąco. – Szybko. Lądujemy.
Truman podrapał się po głowie, oszołomiony. "Morris z tą petardą? Śnię? Muszę umyć twarz, żeby się odświeżyć. To musi być sen."
















