Zza krzaków wyłoniły się cztery barczyste postacie, z których jedna wymachiwała sprężynowym nożem i uśmiechała się tak szyderczo, że Cherise skręciło w żołądku. Gdy zbliżyli się, zdębieli na widok jej oszałamiającej urody.
– Cholera, po sylwetce myśleliśmy, że jesteś niezła, ale z bliska to prawdziwa petarda – zauważył jeden z mężczyzn, wyraźnie pod wrażeniem.
Niższy, bardziej krępy mężczyzna wtrącił się, podchodząc bliżej: – Szkoda zabijać tak ładną buzię. Może dotrzymasz nam towarzystwa, a jak będziesz grzeczna, to może pozwolimy ci odejść.
Gdy tylko wyciągnął po nią rękę, Cherise była szybka jak błyskawica, chwytając jego nadgarstek i nóż jednym płynnym ruchem. Jednym szybkim pchnięciem wbiła ostrze w jego udo, wywołując wycie bólu.
Pozostali przystanęli, zaskoczeni jej zaciekłością. Ale ich przewaga liczebna i perspektywa sporej wypłaty pchnęły ich naprzód.
Bez wahania rzucili się na Cherise, ale poruszała się z oślepiającą szybkością. W mgnieniu oka jeden napastnik został odrzucony, a dwóch pozostałych powalonych precyzyjnymi ciosami. Wkrótce wszyscy czterej napastnicy leżeli na ziemi, walcząc o oddech.
Spodziewali się prostej wiejskiej dziewczyny, a dostali groźnego przeciwnika.
– Kto was przysłał? – warknęła Cherise, szturchając jednego z mężczyzn nogą.
– N-nikt – wybełkotał, a jego twarz była maską przerażenia.
– Wygląda na to, że nie wyciągnęliście wniosków – odparła Cherise, unosząc stopę, jakby zamierzała uderzyć ponownie.
– Przyznam się! Shirley Leach z rodziny Leachów wynajęła nas, żeby cię sprzątnąć. Zapłaciła nam 300 tysięcy. Robimy to tylko dla kasy. Błagam, miej litość. Mam na utrzymaniu ludzi – błagał, padając na kolana.
– Shirley, ta adoptowana? Jakie to intrygujące – zauważyła Cherise z mrożącym krew w żyłach uśmiechem.
Cherise związała ich ich własną liną i użyła jednego z ich telefonów, aby wezwać policję, wysłać swoją lokalizację i zmusić ich do przyznania się. Gdy w oddali zawyły syreny, zostawiła mężczyzn, aby stanęli przed wymiarem sprawiedliwości.
Czterech mężczyzn nigdy nie spodziewało się, że trafi na komisariat bez zarobienia ani grosza, ale teraz woleli tam być niż mierzyć się z furią Cherise.
*****
W hotelu Mondial Regalia, gdy Morris kończył wideorozmowę, wszedł Steven.
– Panie Chivers, mamy zlecenie na odzyskanie starego pliku audio, a oni są skłonni zapłacić dziesięć milionów – poinformował Steven.
Morris upił łyk kawy, zanim odmówił. – Odmówcie. To nie warte naszego zachodu.
– Rozumiem – odpowiedział Steven.
W tym momencie zadzwonił telefon na stole konferencyjnym, wyświetlając połączenie z domu babci Morrisa.
– Halo, panie Chivers – rozległ się pełen szacunku głos po drugiej stronie.
– Ruth, co się stało? – zapytał cicho Morris.
– Pani Chivers zemdlała wczoraj wieczorem. Doktor Jones uważa, że to ten sam stan co poprzednio – poinformowała Ruth, która opiekowała się Phoebe.
– Rozumiem. Będę wkrótce. Proszę upewnić się, że moją babcią dobrze się zajęto – poprosił Morris.
Po odłożeniu słuchawki Morris zapalił papierosa i wziął głęboki wdech. – Przygotujcie mój powrót do Betrico na jutro – polecił, a dym uniósł się, gdy mówił.
















