Samantha to ambitna, zamknięta w sobie dziewczyna z małego miasteczka, która pragnie zapewnić sobie miejsce w Wielkim Jabłku. Pewnej nocy zwraca na siebie uwagę niesamowicie seksownego nieznajomego. Iskry lecą, a elektryczność aż buzuje. Spędzają razem namiętną i pełną pożądania noc, która sprawia, że oboje chcą więcej. Samantha nie ma pojęcia, że nieznajomym jest jej szef Matthew, kontrolujący, wymagający i dominujący spadkobierca brytyjskiej rodziny królewskiej. A ta upojna noc? Przynosi więcej niż tylko pożądanie, ale także nieoczekiwaną ciążę. Co się stanie, gdy zderzą się dwa odległe światy? Czy przetrwają sekrety i kłamstwa, które niosą ze sobą ich własne życia? Czy będą gotowi odejść od siebie, czy walczyć o przyszłość, której żadne z nich się nie spodziewało?

Pierwszy Rozdział

Nazywam się Samantha Davis. Dorastałam w Tallulah, małym miasteczku w Luizjanie, gdzie wskaźnik ubóstwa wynosi czterdzieści jeden procent. Mój ojciec zmarł z powodu przedawkowania, gdy miałam pięć lat. Moja matka jest alkoholiczką, którą nie obchodzi nic poza tym, skąd weźmie następnego drinka. Po ukończeniu szkoły średniej i dwóch latach pracy jako kelnerka w Tootsie’s Diner, udało mi się odłożyć wystarczająco dużo pieniędzy, żeby wyjechać do Wielkiego Jabłka. Oczywiście, nie przyjechałam sama. Moja najlepsza przyjaciółka, Avery, zabrała się ze mną. Myślę, że nie chciała, żebym była sama w wielkim mieście. Ale czasami żałuję, że ze mną przyjechała. Cztery lata w Nowym Jorku, a ją obchodzą tylko imprezy. Dziś wieczorem chce iść do swojego ulubionego klubu nocnego, a ja się tego boję. Chodzenie do klubu nocnego to jedna z najmniej moich ulubionych rzeczy, jeśli nie najmniej ulubiona. To czysty chaos, a nie zaczynajcie mnie o facetach, którzy do mnie startują. Jestem dwie sekundy od zdjęcia ubrań, założenia piżamy i włączenia Netflixa. Kiedy wpatruję się w lustro, widzę tylko moje kręcone, ciemnobrązowe włosy, dzikie i długie. Nie chcąc się nimi zajmować, postanawiam zostawić je rozpuszczone. Ponieważ wyglądam na zmęczoną po długich godzinach w pracy, nakładam makijaż, żeby to ukryć. Kolejna rzecz, której nie lubię, to makijaż. Ale jeśli nie wyjdę, nie usłyszę od Avery końca wyrzutów. Dziś wieczorem nie mam energii na kłótnie z nią. Zabieram swoje rzeczy i wychodzę z mojej klitki, w której mieszkam od kilku miesięcy. Przysięgam, że to rozmiar szafy, ale to jedyne, na co mnie stać. Przynajmniej to moje własne miejsce. Kiedy wyjeżdżałam z Tallulah, to była jedyna rzecz, którą sobie obiecałam, coś, co mogę nazwać własnym i z dala od mojej matki. Jadę Uberem do ulubionego klubu nocnego Avery, o nazwie Grzeszny (ang. *Sinful*). Sama nazwa ją podnieca. W głębi duszy myślę, że lubi uwagę, jaką tam dostaje, a znamy bramkarza, więc nie stoimy w kolejce. Kiedyś się z nim spotykała. Przed Grzesznym, kolejka owija się wokół rogu. Boję się wysiadać z Ubera. Biorę głęboki oddech i wysiadam z Ubera, wiedząc, że jest już za późno, żeby się wycofać. Od momentu, gdy idę do drzwi, słyszę, jak snoby syczą z zębami, a mężczyźni wyją na mój widok. Czuję się jak bydło. Kolejny powód, dla którego nienawidzę klubów nocnych. „Hej, Samantha, sama dziś wieczorem?” – pyta bramkarz. „Proszę, powiedz mi, że Avery tu jest” – przytulam go z boku. „Jeszcze nie. Wiesz, jaka ona jest” – mówi ze śmiechem. „Cholera”. „Wejdź. Powiem jej, że jesteś w środku, kiedy tu dotrze”. „Dzięki”. Wchodzę do środka, ignorując wszystkie wycia i dodatkowe komentarze. Bramkarz wyrzuca kilku z kolejki, co mnie rozśmiesza. W środku nie jest lepiej. Czy cały Nowy Jork postanowił, że dzisiaj jest noc, żeby tu być? Kręcę głową i kieruję się do baru. Przynajmniej potrzebuję drinka lub dwóch, zanim Avery tu dotrze. Ale zanim docieram do baru, nawiązuję kontakt wzrokowy z mężczyzną, którego przysięgam, że gdzieś widziałam, ale nie jestem pewna gdzie. Jego spojrzenie jest onieśmielające, nawet w ciemności. Coś w nim mnie pociąga, ale nie mogę pozwolić się wciągnąć. Moje życie jest wystarczająco skomplikowane. Zdecydowanie nie potrzebuję rozproszenia. Więc idę dalej, nie myśląc więcej o mężczyźnie z intensywnym spojrzeniem. Minęły prawie dwie godziny, odkąd weszłam, a Avery wciąż tu nie ma. Piję moją drugą, za drogą lampkę wina, za którą mogłabym kupić jedzenie na kilka dni i każdy Tom, Dick i Harry do mnie podchodził. To tak, jakby nie mogli się domyślić, że nie jestem zainteresowana ani dostępna. Chciałabym krzyknąć na nich, żeby się odpierniczyli, ale wątpię, czy to pomoże, więc zamiast tego po prostu się uśmiecham i przepraszam. Zirytowana wyciągam telefon i dzwonię do Avery. „Gdzie jesteś?” – pytam, zanim zdąży cokolwiek powiedzieć. „Przysięgam, że już prawie jestem”. „Pisałaś to dwadzieścia minut temu. Wychodzę”. „Nie, proszę. Wypij lampkę wina na mój koszt. Sprawy trochę się przeciągnęły w pracy. Wychodzę właśnie” – mówi, ale słyszę, jak wyłącza prysznic. „Słyszę prysznic w tle”. „Dwadzieścia minut. Jestem u Nate’a, więc wiesz, że jestem bardzo blisko”. „Dobra. Dwadzieścia minut. Jeśli cię tu nie będzie do tego czasu, wychodzę”. „Umowa. Obiecuję, że będę. Kocham cię”. „Też cię kocham” – mówię, kończąc rozmowę. Dopijam lampkę wina i wracam do baru, żeby zamówić to, co na pewno będzie moją ostatnią lampką wina dzisiejszego wieczoru. Kiedy ją skończę, wychodzę, niezależnie od tego, czy Avery tu dotrze, czy nie. „Przepraszam” – wołam barmana. Mówi mi, żeby poczekać sekundę. Mija kilka sekund, zanim do mnie dotrze. „Co mogę podać, kochanie?” – próbuje flirtować. Muszę się powstrzymać od przewracania oczami. „Ona weźmie jeszcze jednego Merlota”. Znam ten głos, zanim się odwracam. Głos należy do mojego dupka byłego, Harveya. „To będzie dwanaście dolarów” – mówi mu barman. „Dopisz do mojego rachunku” – mówi mu Harvey. „Nie, dziękuję. Sama mogę sobie zamówić drinka”. Podaję barmanowi dwudziestkę. Patrzy na mnie z powątpiewaniem, ale po chwili bierze moje pieniądze. Chyba nie obchodzi go, kto płaci. „No dalej, Sammy, nie bądź taka. Kiedyś byliśmy przyjaciółmi”. „Nigdy nie byliśmy przyjaciółmi, Harvey”. Odsuwam się na bok, żeby go wyminąć, ale on łapie mnie za ramię. „Nawet się nie waż” – mówię mu. „Minęło kilka miesięcy od incydentu. Daj spokój, wybacz mi już. Nie masz tego za sobą? Powiedziałem, że przepraszam”. Próbuje zrobić słodkie oczy, ale to na mnie nie działa. „Łatwo ci mówić. To nie ty weszłeś do pokoju i zobaczyłeś, jak robisz laskę swojej asystentce”. „To było nieporozumienie i zdarzyło się tylko raz. Nie byliśmy razem. Kilka dni wcześniej poprosiłaś o przerwę”. „Serio, Harvey?” Biorę głęboki oddech. Muszę szybko coś wymyślić, bo inaczej nie da mi spokoju. „Mój chłopak na mnie czeka”. Ciągnę za ramię, ale on mocniej je ściska. „Daj spokój, jaki chłopak?” Śmieje się, a to mnie wkurza. Mogłabym mieć chłopaka. Ale jestem pewna, że mówi to dlatego, że ledwo miałam dla nas czas, odkąd pracuję po godzinach. Przeszukuję wzrokiem klub, mając nadzieję, że znajdę kogoś, kogokolwiek, kogo mogę wykorzystać jako mojego chłopaka. Musi być ktoś, kto z miłą chęcią wyciągnie mnie z kłopotów, udając mojego chłopaka. Wtedy go dostrzegam. Mężczyznę, którego widziałam, kiedy weszłam. Idzie w stronę baru i wygląda na wściekłego. Czekaj, czy on idzie do mnie? Niemożliwe, nie mam takiego szczęścia. Odwracam się w stronę Harveya, nie mając innej alternatywy. „Puść moje ramię, Harvey”. Nie puszcza. „Już”. Znów ciągnę za ramię, ale on mocniej je ściska. „Wszystko w porządku, kochanie?” Jeśli myślałam, że jest seksowny z daleka, to jego głos jest czymś zupełnie innym. Jest głęboki i władczy. Odwracam się w jego stronę. Kiedy nasze oczy się spotykają, czuję, jakby wszystko ucichło. Jego spojrzenie rozpala we mnie coś nierozpoznawalnego. Biorę głęboki oddech i wyrywam się z transu, w który chyba wpadłam. „Tak” – mówię, gdy Harvey puszcza moje ramię. „Nazywam się Matthew, a ty?” – pyta nieznajomy Harveya. Z bliska, przysięgam, że wydaje mi się, że gdzieś go widziałam. Po prostu nie mogę sobie przypomnieć gdzie. „Wychodzę” – odpowiadam, zanim Harvey zdąży. Biorę Matthew za ramię i wyprowadzam nas z dala od baru. „Dzięki” – mówię mu, gdy wiem, że jesteśmy poza zasięgiem słuchu. „Nie ma za co”. Zatrzymuję się i patrzę na niego. „Masz coś przeciwko, żebym dopiła z tobą drinka? Nie chcę mieć do czynienia z Harveyem, a jeśli zobaczy mnie znowu samą, to nie przestanie”. „Byłaby to dla mnie przyjemność”. Prowadzi mnie do loży VIP, w której siedział. Siedząc, mogę mu się lepiej przyjrzeć. Tak dobrze, jak to możliwe przy tym oświetleniu. Jego włosy są blond, ma kilkudniowy zarost, który mu pasuje, a jego oczy mają idealny odcień niebieskiego. Mężczyzna przede mną wygląda, jakby właśnie wyszedł z sesji zdjęciowej dla magazynu GQ. „Kim jest ten dupek, który cię zaczepiał?” Teraz, gdy siedzimy wystarczająco blisko, słyszę brytyjski akcent. Czy może być jeszcze bardziej idealny? „Mój były”. „Jeśli mnie pytasz, to jest idiotą”. Patrzę na niego zdezorientowana. „Kobieta taka jak ty nie powinna być niczyją byłą”. Ten komplement sprawia, że się rumienię. „Dzięki” – mówię, nie wiedząc, jaka jest odpowiednia reakcja. Zapada cisza. Nie jest niezręczna, ale też nie jest komfortowa. Można wyczuć jakieś napięcie w powietrzu. Próbuję jak najszybciej dopić drinka, chcąc wyjść. Ten wieczór to katastrofa i chcę być w swoim łóżku. Wypiłam już za dużo. Klub nocny jeszcze się nie kręci, ale na pewno jestem podpita. „Hej, wiesz, że jest tu dupek?” – wita nas Avery, idąc w naszą stronę. „Kim jest ten przystojniak?” – dodaje, patrząc na Matthew. „Ktoś na tyle miły, żeby mi pomóc, bo ty się spóźniasz o dwie godziny”. „Nazywam się Avery. A ty?” – pyta praktycznie tuż przed jego twarzą. „Matthew”. Uśmiecha się. Jezu, ma też idealne zęby. To prawie denerwujące, jak jest idealny. „Cóż, Matthew, dziękuję, że uratowałeś moją najlepszą przyjaciółkę przed dupkiem, który zdradził ją z tą bimbo”. „Jezu, Avery, TMI?” – mówię jej, zawstydzona jej zachowaniem. (*TMI* - ang. *Too Much Information* - za dużo informacji) „Co? To nie jest tak, jakby to była tajemnica. I tak byłeś dla niego za dobra”. Kręcę głową i wstaję. „Kończę na dzisiaj. Jestem wykończona i głodna. Jest późno i wypiłam aż za dużo”. „Obiecałaś mi drinka”. Próbuje się dąsać, ale to na mnie nie zadziała. Nie po tym, co się dziś wydarzyło. Chcę tylko iść do domu. „Wypiłam o trzy za dużo. Napisz do mnie, kiedy dotrzesz do domu. Matthew, miło było cię poznać. Dziękuję za pomoc wcześniej”. Wyciągam rękę. W momencie, gdy ją bierze, czuję, jak prąd przepływa między naszymi dłońmi. Nie mogę się powstrzymać od westchnienia. „Cała przyjemność po mojej stronie. Czy mogę być tak śmiały i zaprosić cię na posiłek?” „Nie, dziękuję” – mówię uprzejmie, chcąc odejść. Bycie blisko niego jest zbyt trudne. Ledwo mogę oddychać. „Wspomniałaś, że jesteś głodna” – dodaje, wciąż trzymając moją rękę. „Będzie ci wdzięczna, jeśli zabierzesz ją coś zjeść” – dodaje Avery. „Avery” – zaczynam. „Co? Pożyj trochę. To tylko jedzenie, czy mam się martwić, Matthew, że ją porwiesz?” „Nigdy bym się na to nie odważył”. Błyska do mnie swoimi idealnymi zębami. Robię coś niespodziewanego. „Prowadź” – mówię Matthew. Puszcza moją rękę, wstaje i zapina kurtkę. To taka mała rzecz, ale wygląda seksownie. Gdy się odwraca, Avery pokazuje mi znak OK i wachluje się. Czasami potrafi być taka dziecinna. Nie ma na głowie żadnych zmartwień, żyjąc nieustannie chwilą, jak to nazywa. Ale ja nie mam tego luksusu. Kręcę głową i odwracam się do Matthew. „Naprawdę nie musisz mnie nigdzie zabierać. Szczerze mówiąc, zgodziłam się tylko po to, żeby Avery dała mi spokój” – mówię, gdy jesteśmy na zewnątrz. „Mój kierowca jest tam z przodu” – mówi, jakby nie słyszał, co właśnie powiedziałam. Nie mam wyboru, jak iść dalej obok niego. „Dobry wieczór, proszę pana” – wita kierowca, otwierając drzwi. Matthew musi pochodzić z bogatej rodziny. „Dobry wieczór, Cliff, to jest” – patrzy na mnie niepewnie. „Samantha”. „Dobry wieczór, proszę pani. Gdzie jedziemy, proszę pana?” „Do mieszkania (ang. *Flat*)” – mówi, gdy jesteśmy w samochodzie. „Nie idę z tobą do domu”. Mówię instynktownie, mimo że każdy mój kość w ciele tego pragnie. Co ze mną nie tak? „Do mieszkania” – powtarza, zamykając za sobą drzwi. Nawet nie pamiętam, jak wsiadłam do samochodu. „Matthew” – zaczynam. „Nie mieszkam daleko. Możemy coś zjeść, a ty możesz odejść, jak tylko cię nakarmię”. Jego słowa mogą wydawać się nieszkodliwe, ale przysięgam, że wydaje się, jakby kryło się w nich coś więcej. Spoglądam przez okno, próbując zachować dystans między nami. Czuję niewytłumaczalne przyciąganie do nieznajomego siedzącego obok mnie. Jego ciepło mnie wzywa. Ale to może być brak seksu lub trzy lampki wina, które wypiłam. Dlaczego do cholery musiałam się zgodzić na wyjście dzisiaj wieczorem?

Odkryj więcej niesamowitych treści