Jose zaparkował przed hotelem. Tłum ludzi w pięknych sukniach i ciemnych garniturach powoli wchodził do środka, do głównej sali. Na zewnątrz stała marmurowa fontanna i zaparkowane samochody, a Jose zatrzymał się tak blisko, jak tylko mógł, czerwonego auta. Wysiedli, a Jose wziął Alessę pod ramię i przedstawił ją swojej matce, Susan. To był jej czerwony samochód.
– Witaj, kochanie! – powiedziała, obejmując ich oboje. – Jose, wyglądasz tak przystojnie! A ty jesteś taka śliczna, Alesso! – Uśmiechnęła się. Pociągnęła łyk wina.
– Już jesteś pijana? – zapytał Jose.
– Nie, jeszcze nie. Kilka lampek wina, to wszystko. – Machnęła do Betty, Patricka i Mandy za nimi, którzy szarpali się z drzwiami samochodu. – Schultzowie. Idealna rodzina. – Powiedziała, gdy w końcu do nich dołączyli, i pocałowała Betty i Patricka w policzki. – Bardzo dziękuję, że przyszliście. Bez was nie byłoby tak samo.
Betty zarumieniła się. – To przyjemność.
– Dla ciebie? Przypuszczam, że musi być! – Prychnęła i położyła stabilizującą dłoń na ramieniu Betty, śmiejąc się. Betty trochę się najeżyła, ale znała swoje miejsce. Usztywniła się i uśmiechnęła. Alessa zawsze podejrzewała, że w głębi duszy rodzina Jose nienawidzi rodziny Schultzów. Zwłaszcza Alessy. Jakby w jakiś sposób zostali oszukani i zmuszeni do zaaranżowanego małżeństwa z nią. Alessa zastanawiała się, czy Susan obwinia ją, czy staruszka Sterlinga za ich nieszczęśliwe małżeństwo, i zastanawiała się, czy obwinią ją, gdy podpali całą tę szopkę.
– Czy wujek tu jest? – zapytał Jose, wyrywając Alessę z zamyślenia. Jego matka pokręciła głową. – Mówił, że przyjdzie – musi. Minęły lata, odkąd ktokolwiek z nas go widział!
– Może utknął w korku – powiedziała jego matka, prowadząc go pod ramię.
Nigdy wcześniej nie słyszałam o tym wujku, pomyślała Alessa.
– Przyjdzie wkrótce. Impreza się zaczyna. Chodźmy – powiedziała Susan i poprowadziła ich do środka.
W sali bankietowej rodzina i przyjaciele tłoczyli się wokół długiego stołu zastawionego jedzeniem. Dźwięk śmiechu, brzęk noży i widelców oraz okrzyki dzieci odbijały się echem od sklepionego sufitu. Zapach sosu i pieczonego kurczaka, Yorkshire pudding i sosu żurawinowego unosił się w powietrzu.
Alessa usiadła między Henleyem, ojcem Jose, a samym Jose. Henley wyglądał bardzo podobnie do syna, ale był starszy. Mocna szczęka i gęsty zarost oraz długie, srebrzyste włosy zaczesane do tyłu. Był cichy i bardzo, bardzo pijany.
A na końcu stołu siedział dziadek Jose. Wyglądał na szczęśliwego, śmiał się i pił z każdym, kto chciał z nim porozmawiać. Alessa nie była pewna, czy powinna być mu wdzięczna, czy nie, za zmuszenie Jose do poślubienia jej.
Uśmiechnął się do niej i uniósł kieliszek. Trudno byłoby się do niego przedrzeć i porozmawiać, więc uśmiechnęła się i odwzajemniła jego gest.
Zmarszczył brwi i krzyknął do Susan: – Gdzie jest Brian?
– Korki, jak sądzimy. Mogę do niego zadzwonić i powiedzieć, żeby się pospieszył, jeśli chcesz – odpowiedziała Susan.
– Właśnie, tato, nie martw się, Brian na pewno przyjdzie, jak obiecał – powiedział Henley, jej mąż.
– Dobrze, dobrze. Zaraz przyjdę! – Krzyknął i podszedł. Przeszedł się z kieliszkiem wina w ręku. – Alesso, minęło trochę czasu!
Dziadek Jose podniósł ją i uściskał. Był od niej wyższy i miał rzadkie, białe włosy.
– Dzień dobry, panie – powiedziała i odwzajemniła uścisk. – Wygląda pan bardzo dobrze.
– Wkrótce poślubisz Jose – powiedział do grupy. – Mów mi dziadku. Jesteśmy rodziną – teraz bardziej niż kiedykolwiek.
Obok niej Jose posłał jej gniewne spojrzenie i doskonale je zrozumiała: Nie spieprz tego, bo... „Oczywiście, przepraszam. Dziadku. Wyglądasz dobrze”. Próbowała się uśmiechnąć, ale czuła, że jej usta opadają w dół, jakby miała zaraz płakać. Nagle Jose znalazł się obok niej.
– Nie martw się, dziadku, ona jest nieśmiała i łatwo się peszy – za dużo ludzi, widzisz? – Skinął głową na innych przy stole, którzy się na nich patrzyli. – Bądź odważna, kochanie. Możesz mówić do niego dziadku, prawda? – Objął ją ramieniem.
Powstrzymała gulę w gardle. Tutaj, w ramionach narzeczonego, czuła perfumy Mandy. Czuła się obrzydliwie, stojąc w jego ramionach. Jakie to absurdalne! Nienawidzili się, a jednak musieli udawać dobrą parę. I chciała krzyczeć i wrzeszczeć i zburzyć całe to miejsce wokół niej, ale tego nie zrobiła. Przełknęła ślinę i miała nadzieję, że łzy w jej oczach sprawią, że będą błyszczeć.
– Dziadku. Proszę, wybacz mi. Trochę za dużo wina – uśmiechnęła się.
Poklepał ją po plecach i odprawił ich machnięciem ręki. – Rozumiem i nie martwcie się, to zupełnie normalne. Każdy ma pietra przed ślubem. Trzeba to po prostu przetrwać. A Alesso, ty zwłaszcza nie musisz się martwić. Moja rodzina zaopiekuje się tobą i twoją. Twój ojciec był moim dobrym przyjacielem. To będzie największy i najlepszy ślub, jaki kiedykolwiek widziałaś! A jeśli Jose kiedykolwiek cię skrzywdzi, po prostu daj mi znać. Ja się nim zajmę, wierz mi! – Wszyscy się roześmiali, a Jose skinął głową z niepokojem.
– I proszę tylko o jedno w zamian – powiedział, gdy śmiech ucichł. – Dajcie mi wnuki! – Wyrzucił ręce w powietrze i wszyscy znowu zaczęli się śmiać.
Kurwa, wnuki.
















