Gdy skończył mówić, drzwi się otworzyły i do środka zajrzała atrakcyjna sekretarka.
– Panie Ares, czeka na pana pewna urocza dama – oznajmiła z szacunkiem sekretarka. W jej głosie słychać było podekscytowanie i plotkarski ton.
Grayson ją zbeształ: – Czy nie wiesz, że do gabinetu pana Aresa nie wolno wchodzić kobietom samowolnie? Odesłać ją.
Jay przez chwilę zastanawiał się, czy to nie ta przeklęta kobieta, Róża. Jednak, gdy usłyszał, jak sekretarka opisuje ją jako uroczą, odrzucił tę myśl.
„Ta zwyczajna i bezkształtna Róża, z jej staromodnym stylem, nigdy nie mogłaby zostać opisana tym słowem”.
Sekretarka zamknęła drzwi i wróciła do recepcji. Powiedziała z rezerwą: – Przykro mi, panno, ale pan Ares nie przyjmuje teraz gości.
Róża poprawiła swoje kasztanowe loki i wzięła głęboki oddech, by stłumić gniew. Potem prychnęła: – Sam wasz prezes mnie zaprosił. Co to ma znaczyć, że teraz mnie odsyła? Już zrobiłam, co do mnie należało i się poddałam. Dlaczego traktuje mnie jak śmiecia?
Sekretarka była oszołomiona. Przez wszystkie lata pracy w Grand Asia, pierwszy raz słyszała, by ktoś tak odważnie obrażał pana Aresa.
Jay i Grayson wyszli z biura i skierowali się do windy. Po drodze usłyszeli podniesiony głos Róży i odwrócili się, żeby zobaczyć, co się dzieje przy biurku sekretarki.
Kiedy sekretarka zauważyła poirytowane i krwiożercze spojrzenie w oczach pana Aresa, szybko udawała, że porządkuje biurko.
Jay stanął bezpośrednio za Różą, która bez skrupułów kontynuowała wyliczanie jego przewinień. – Klient ma zawsze rację. Gdyby nie nasze pieniądze, jak by prowadził swój biznes?
– Och, Różo... – warknął Jay jej imię zza pleców przez zaciśnięte zęby.
Róża omal nie upadła na ziemię od tego nagłego głosu. Odwróciła się i zobaczyła Jaya z rękami w kieszeniach, który patrzył na nią morderczym wzrokiem. Jedyne, co Róża mogła zrobić, to uśmiechnąć się do niego przepraszająco.
„Kurwa”. Była pełna urazy i potrzebowała dać upust swoim emocjom. Myśl, że Jay nie pozwala żadnym kobietom zbliżać się do siebie, tak ją rozwścieczyła, że nie mogła powstrzymać się od wyśmiewania wszystkiego w Jayu przed jego uroczą sekretarką. Ku jej zaskoczeniu i przerażeniu, pan Ares przyłapał ją na gorącym uczynku.
Zastanawiała się, czy nieszczęścia nawarstwiają się na nią, ponieważ nie pomodliła się do Matki Boskiej Częstochowskiej przed wyjściem z domu.
– Panie Ares! – Róża natychmiast zmieniła swoje zachowanie. Jednak nerwowość sprawiła, że bezwiednie dotknęła swojej torby.
– Wejdź ze mną – Jay odwrócił się i wszedł do biura.
Róża przypomniała sobie okropności, które wydarzyły się w biurze wczoraj i zawahała się. – Panie Ares, może porozmawiamy na zewnątrz? Jestem dzisiaj naprawdę zajęta, czy może mi pan po prostu powiedzieć...
Jay zatrzymał się w miejscu i odwrócił, by spojrzeć na nią gniewnie.
– Jak bardzo jesteś zajęta?
Róża szybko wycofała to, co powiedziała. – Nie, nie, nie. To znaczy, pan jest panem Aresem. Prawdopodobnie ma pan dzisiaj milion rzeczy do zrobienia. Nie chcę zabierać panu zbyt wiele czasu. Dlaczego po prostu nie powie mi pan, co chciał mi powiedzieć, tutaj?
Jay intensywnie wpatrywał się w swój zegarek. W końcu zacisnął zęby i zapytał: – Różo, chcesz zobaczyć Jensona?
W mgnieniu oka Róża poleciała jak wiatr i podbiegła do Jaya.
Jay obdarzył ją pogardliwym spojrzeniem i wszedł do biura.
Róża nie wahała się tym razem i posłusznie podążyła za Jayem do pokoju.
Jay usiadł na swoim czarnym krześle obrotowym i wpatrywał się w pretensjonalną kobietę przed sobą.
Szczerze mówiąc, był trochę zaskoczony, że wyglądała jak prawdziwa istota ludzka, kiedy była ubrana!
Następnie rzucił kontrakt przed Różę. Dominującym tonem powiedział: – Podpisz to.
Róża ostrożnie wzięła kontrakt i szybko przejrzała istotne szczegóły w kontrakcie. Gdy dotarła do końca, nie mogła powstrzymać się od protestu: – To typowa klauzula kapitalistycznego tyrana. Nie zgodzę się na to. – Odrzuciła kontrakt z powrotem do Jaya.
Był to kontrakt zwalniający z odpowiedzialności medycznej, w którym proszono Grand Asia o pozwolenie na wykorzystanie jej matki jako królika doświadczalnego dla nowej technologii. Jeśli jej matka umarłaby z tego powodu, Grand Asia musiałaby zapłacić jedynie skromne odszkodowanie. Ponadto, członkowie rodziny nie mogliby odwoływać się od nich z jakichkolwiek powodów.
Gdyby miała podpisać kontrakt, zasadniczo sprzedawałaby swoją matkę do szpitala Grand Asia.
Róża nie była głupia. Zaśmiała się szyderczo do Jaya: – Widzę, że po prostu uwielbiasz mi grozić moją matką. Panie Ares, wiem, że chce się pan zemścić. Więc niech pan da mi to prosto! Nie wyżywaj się na umierającej staruszce. Nie boi się pan kary Boskiej?
Jay spojrzał na Różę i uniósł brew. – Sama pani powiedziała, że jestem kapitalistą. Czy ma sens, żeby kapitalista dobrowolnie ponosił stratę w interesach?
Róża wyprostowała szyję i powiedziała: – Dopóki nie podpiszę kontraktu, nie wejdzie on w życie. Nigdy nie będę z panem robić interesów!
Róża miała uparty wyraz twarzy.
Kolejne słowa Jaya zabrzmiały jak wyrok śmierci. – Myślisz, że nie stać mnie na zapłacenie za zaniedbania medyczne, jeśli twoja matka umrze w Grand Asia?
Czk—
Róża została wyrwana ze snu.
Życie jej matki było w rękach Jaya od momentu, gdy została przeniesiona do szpitala.
Niezależnie od tego, czy podpisze kontrakt, czy nie, los jej matki nie mógł zostać zmieniony. Jedyne, co mogło się zmienić, to ile ten kapitalista byłby skłonny zapłacić.
Chciał uwolnić się od odszkodowania.
Skąpy, zły potentat.
Jay obrócił kontrakt na ostatnią stronę, której Róża nie przeczytała i podał jej z powrotem. Wyszeptał wyniośle: – Powinnaś zdecydować, czy się zgodzić, po przeczytaniu tego.
Róża wzięła go podejrzliwie, przeczytała treść strony kontraktu i odkryła, że utknęła na tym akapicie.
Zgodnie z umową, Jay wykorzystywał jej matkę jako zakładniczkę, aby zmusić ją do bycia nianią Jensona.
„Haha!” Róża o mało nie parsknęła w tym momencie.
Uważała to za wspaniałą okazję. Prawdopodobnie zgodziłaby się, nawet gdyby Jay nie groził jej matką.
Tak bardzo tęskniła za swoim pierwszym dzieckiem!
Jednak—Róża była zaniepokojona, gdy spojrzała na Jaya.
Dlaczego ten facet miałby dać jej tak wspaniałą rzecz bez haczyka?
Jay spojrzał na wątpiącą twarz Róży, nie wiedząc, czy pójdzie za jego planem.
– Naprawdę pozwolisz mi zobaczyć naszego syna? – zapytała sceptycznie Róża.
– Różo, uważaj na słowa – powiedział drażliwie Jay. – To mój syn, nie twój. – Wyjaśnił to słowo po słowie.
– Pozwolę ci go zobaczyć, ale pod jednym warunkiem—
– A jaki to warunek?
– Bez mojej zgody, nigdy nie możesz mu powiedzieć, że jesteś jego matką.
















