logo

FicSpire

Szczęśliwa Żona

Szczęśliwa Żona

Autor: Agnieszka Kamiński

Rozdział 2
Autor: Agnieszka Kamiński
1 gru 2025
Jay Ares otrzymał niespodziewany prezent. Noworodka. Kiedy patrzył na spowitego w pieluszki niemowlaka domagającego się jedzenia, grubą warstwą szronu zdawała się pokrywać jego przystojną twarz. – Gdzie jest matka dziecka? – zapytał przez zaciśnięte zęby, a jego oczy błysnęły niebezpiecznie. Jak śmiała ta kobieta wziąć jego nasienie i uchylać się od odpowiedzialności za opiekę nad dzieckiem? – Przepraszam, proszę pana – odparł kurier. – Matka dziecka zmarła w szpitalu, z powodu dystocji. Jay spiął się i zamilkł. Długo to przetwarzał, a płomień w jego oczach mieszał się z nutą wątpliwości. – Nie żyje? Mężczyzna skinął ponuro głową, wyjął telefon i pokazał Jayowi portret zmarłej Rose. – Panie Ares, to jest portret pośmiertny Rose, który wykonaliśmy. Mogę go panu wysłać, jeśli pan sobie życzy… Oczy Jaya szybko skanowały ekran telefonu. Kobieta na zdjęciu była opuchnięta, a jej nabrzmiała twarz blada jak u ducha. Jej wyłupiaste oczy były szeroko otwarte, wpatrując się prosto w ekran. Kimże innym mogła być, jeśli nie Rose? Kiedy Jay, który miał obsesję na punkcie porządku, zobaczył martwą Rose, całe współczucie i litość w nim zniknęły. – Nie! Powiedz mi, gdzie jest pochowana? – Numer 674 na Cmentarzu Górskiej Rozpadliny. Jay ścisnął dziecko i pospiesznie wrócił do domu. Niedaleko stąd, Rose obserwowała z okna swojego brązowego samochodu, jak wysoka sylwetka Jaya wycofywała się do domu. W jej oczach malował się kwaśny wyraz. Nawet wiadomość o jej śmierci nie zakłóciła jego spokojnego wyrazu twarzy. Być może tak łatwo udało jej się go oszukać tylko dlatego, że w ogóle jej nie kochał. Jej tęsknota za tym mężczyzną mogła w końcu wygasnąć, na zawsze. Jeśli dwa życia pełne namiętnej miłości nie były w stanie przeniknąć jego serca, dlaczego miałaby dalej próbować? … Pięć lat później. Przed lotniskiem stołecznym. Rose pchała przed sobą walizkę. Miała na sobie czapkę z daszkiem, parę gigantycznych okularów przeciwsłonecznych i ciemną maskę. Jej twarz wielkości dłoni była w większości zasłonięta, co nadawało jej dość komiczny wygląd. Za nią szła dwójka pięknych dzieci. Pięciolatki były raczej wyższe niż ich rówieśnicy. Chłopiec miał na sobie czerwoną koszulkę z haftowanymi skrzydłami na ramionach, zestawioną z czarnymi spodniami i czarnymi butami Nike. Hulajnoga pod jego stopami poruszała się harmonijnie z jego ciałem. Dziewczynka obok niego miała zaplecione dwa warkoczyki. Miała na sobie różową sukienkę księżniczki, a jej twarz była gładka i blada jak u elfa z baśni. Dzieci można było porównać do książąt i księżniczek z anime. Podczas spaceru przyciągali sporo uwagi i komplementów od przechodzących osób. – Wow, jakie piękne dzieci! Czy to dziecięce gwiazdy? – Jakie geny muszą mieć rodzice, żeby urodzić takie piękne dzieci? Robert i Rozette zdawali się przyzwyczajeni do takich scen; pozowali nawet do zdjęć, kiedy ludzie ich o to prosili. Przechodnie uwielbiali ich urocze sesje zdjęciowe, a także ich radosne zachowanie podczas interakcji z innymi. – Jestem Robert, starszy brat. – Jestem Rozette, młodsza siostra. Kiedy Rose usłyszała, jak bliźniaki po raz kolejny rozdają przedstawienia, nie mogła dłużej zachować spokoju. Idąc dalej z przodu, odwróciła się, żeby ich upomnieć. – Robbie! Zetty! Mówiłam wam już wiele razy o handlarzach ludźmi! Chcecie zostać porwani? Czy zabije was, jeśli nie będą znać waszych imion? Dzieci pospieszyły, żeby dogonić matkę. Starszy brat spojrzał na zirytowaną twarz matki i wydął usta. – Mamo, dlaczego się tak zawijasz? Jesteś Belikov? Rose poczuła się trochę winna. Wybrała swój osobliwy strój, ponieważ obawiała się, że zostanie rozpoznana przez Jaya. W końcu oszukała go pięć lat temu i nawet sfingowała swoją śmierć. Gdyby nagle pojawiła się żywa przed nim, prawdopodobnie zabiłby ją własnymi rękami. Jej matka była krytycznie chora i pragnęła zobaczyć swoją córkę i wnuki po raz ostatni. Gdyby nie to, Rose nigdy nie zaryzykowałaby powrotu do znajomego miasta. Rose powiedziała lekceważąco: – Co wy wiecie? To się nazywa moda. To najnowszy trend. Kiedy zdała sobie sprawę, że jej bliźniaki zdjęły okulary przeciwsłoneczne, Rose skarciła ich surowo: – Załóżcie okulary. Dzieci westchnęły rezygnacją i założyły okulary przeciwsłoneczne. Starszy brat, Robbie, wyglądał jak mały dorosły, kiedy się nadymał. – Przynajmniej mamie się podoba. Rose odetchnęła z ulgą, kiedy zobaczyła, że ich okulary przeciwsłoneczne są z powrotem na nosach i zakrywają ich charakterystyczne oczy. Matka i jej dzieci miały na sobie ten sam rodzaj okularów przeciwsłonecznych, połączyły dłonie i wyszły ramię w ramię z lotniska. Podczas spaceru Rose udzielała dzieciom wykładu. – Nasze bezpieczeństwo wewnętrzne nie jest wystarczająco dobre. Wszędzie są handlarze ludźmi, więc lepiej nie biegajcie… Tymczasem przy wyjściu z lotniska. Jay zbliżał się prosto do Rose. Widok znajomej wysokiej, smukłej sylwetki zaskoczył Rose. Serce Rose omal nie wyskoczyło jej z gardła… Pospiesznie dodała: – Zwłaszcza mężczyźni, którzy wyglądają jak psy w garniturach i krawatach. Kto wie? Nawet jeśli jest dobrze ubrany, pod ubraniem może być bestią. Spójrzcie na tego mężczyznę, który tam idzie. Chociaż wygląda szykownie i elegancko, może być okrutnym człowiekiem. Najprawdopodobniej handlarzem ludźmi. Jeśli w przyszłości natkniecie się na takich mężczyzn, trzymajcie się od nich z daleka. Rozumiecie? Kiedy Rose gorączkowo próbowała znaleźć sposób na uniknięcie Jaya, on nagle spojrzał prosto na nią i uśmiechnął się ciepło. Rose natychmiast stanęła jak wryta, jej ciało skamieniało. Jej umysł wirował. "Nie, to niemożliwe. Czy Jay zmienił się w ciągu moich pięciu lat nieobecności? Jego lodowa góra… uśmiecha się? "Do mnie? "Być może po pięciu latach rozłąki w końcu zdał sobie sprawę, czego mu brakuje?" – Jay! – Łagodny kobiecy głos zza jej pleców szybko rozwiał naiwną fantazję Rose. Jay minął Rose. Na jego zrelaksowanej twarzy na chwilę pojawił się cień irytacji – musiał zakręcić, żeby ominąć trio blokujące mu drogę. Rose westchnęła cicho. Naprawdę, dlaczego ten facet miałby się do niej uśmiechać? Zawsze jej nienawidził. – Mamo, ten mężczyzna wygląda na dobrego człowieka. Jak mógłby być handlarzem ludźmi… – Jej oczy rozszerzyły się z podniecenia i fascynacji, przez co wyglądała jeszcze bardziej uroczo niż kiedykolwiek. – Co ty wiesz? Nie oceniaj książki po okładce – wymamrotała Rose. Szybko odciągnęła dziecko. Wychodząc z lotniska, Rose nie mogła się powstrzymać i ostatni raz spojrzała za siebie. Zobaczyła Jaya szczerze uśmiechającego się do przepięknej kobiety. Jay nawet przejął inicjatywę i wziął jej bagaż, to delikatna i troskliwa strona, której Rose nigdy wcześniej nie widziała. – Drań! – warknęła Rose gniewnie do siebie. Nie mogła zrozumieć, co on widzi w tej wielkiej cycatej pustogłowej. To one są wymagające i kruche jak porcelana, rozpadają się w momencie dotknięcia. Z pewnością nie mogły się równać z wieloaspektową Rose, która była zdolna do wszystkiego. Nie bała się ubrudzić rąk, była dobrą gospodynią domową, która mogła również pracować na zewnątrz, potrafiła urodzić jego dzieci i dobrze je wychować. W sumie była wszystkim, czego można było oczekiwać od żony i synowej.

Najnowszy rozdział

novel.totalChaptersTitle: 99

Może Ci Się Również Spodobać

Odkryj więcej niesamowitych historii

Lista Rozdziałów

Wszystkie Rozdziały

99 rozdziałów dostępnych

Ustawienia Czytania

Rozmiar Czcionki

16px
Obecny Rozmiar

Motyw

Wysokość Wiersza

Grubość Czcionki

Rozdział 2 – Szczęśliwa Żona | Czytaj powieści online na FicSpire