Wieczorem Jay wrócił.
Rose siedziała na sofie z opuchniętą twarzą i zielonkawym nosem, trzymając w rękach tomik poezji. Prawą dłoń miała owiniętą grubym gazikiem. Spoglądała na Jaya z goryczą.
– Widzę, że dobrze to przemyślałeś, prosząc mnie o posprzątanie ceramiki w dolnych szafkach – powiedziała Rose oskarżycielsko.
Jay podszedł do niej nonszalancko, zdjął świetnie skrojony, ręcznie szyty blezer
















