Powinnam była wiedzieć, że coś jest nie tak, w momencie, gdy Aleksandra się do mnie uśmiechnęła.
Ona i Elżbieta wezwały mnie i Adriana do posiadłości Whitmore na coś, co nazwały „rodzinnym spotkaniem”. Założyłam, że to kolejna runda subtelnych uszczypliwości i uprzejmych obelg przebranych za rady.
Byłam w posiadłości Knightów już kilkakrotnie, ale za każdym razem nie mogłam powstrzymać zdumienia.
















