Późne popołudniowe słońce przesączało się przez okazałe okna posiadłości Laurentów, rzucając długie, złote cienie na marmurowe podłogi. Adrian stał w holu, z zaciśniętą szczęką i zaciśniętymi pięściami wzdłuż boków. Ciężar chwili przytłaczał go, a jednak stał wyprostowany, jak mężczyzna gotowy stawić czoła burzy. Nie było go tu od tygodni, a widok nieskazitelnej rezydencji tylko wzmógł jego determ
















