"Nie jestem twoją matką."
Wciąż trzymając się za policzek, patrzyłam, jak odchodzi.
"Ojcze?" błagałam, moim spojrzeniem prosząc o zrozumienie. Jednak jego wyraz pozostał obojętny, jego milczenie było wyraźnym przypomnieniem przepaści, która zawsze istniała między nami.
"Nie powinnaś tu przyjeżdżać. Wracaj do domu," powtórzył, jego słowa były ostatecznym dekretem, który zniszczył ostatnie ślady mojej nadziei. To było niewiarygodne.
"Do domu? Do domu?" zadrwiłam, niedowierzanie i udręka mieszały się we mnie.
"To jest mój dom, prawda? Jestem też twoim dzieckiem, czyż nie, ojcze?" zawołałam w udręce, to było takie niesprawiedliwe.
Oślepiona wściekłością i zdradą, odmówiłam ustąpienia, moje krzyki rozbrzmiewały na pustym korytarzu.
"Nie rób tu scen, odejdź stąd natychmiast," ostrzegł ojciec napięty, jego cierpliwość się wyczerpywała.
Gdy odwrócił się, by odejść, rzuciłam się do przodu, moja desperacja osiągnęła punkt wrzenia.
"Wyjaśnij mi to! Co mama miała na myśli, mówiąc to?" zażądałam.
Jacyś goście przechodzący obok spojrzeli w naszą stronę, ale poszli dalej, szepcząc ciekawie o nas, co jeszcze bardziej go zdenerwowało i przykleił fałszywy uśmiech na twarzy, skinając uprzejmie, gdy przechodzili.
"Jestem też twoim dzieckiem, ale odrzucasz mnie, zachowując się, jakbym się nie liczyła" krzyczę.
"Nie jesteś moją córką!" krzyknął ojciec niespokojnie, przerywając mi.
"Nie jesteś!" powtarza.
Zamarzam od razu, gwałtownie wdychając powietrze.
"Co powiedziałeś?" szepczę powoli.
Jego spokojne, zimne oczy są stanowcze i zdecydowane, nie przesłyszałam się.
Wpatruję się w niego, podświadomie robiąc krok w tył. Słyszę pytania mojego wilka, Novy, w tyle głowy.
"Nie jestem twoim ojcem. Najlepiej będzie, jak teraz odejdziesz," zagrzmiał.
"Wyprowadzić ją," rozkazuje ojciec jakimś strażnikom, jego wyraz jest stoicki. Poczułam się odrętwiała na całym ciele. Nie ich córka, nie jego córka. Co to w ogóle miało znaczyć?
Moje ciało jest usuwane siłą, wywlekane z hotelu. Poddaję się bezwładnie, obserwując oddalające się plecy mojego ojca.
"Nie jego córka." Te słowa nieustannie rozbrzmiewają w moich uszach. Jestem wypychana na zewnątrz i zostawiona z tyłu hotelu, gdzie trzymane są śmietniki. W tej chwili prawie nic nie czuję.
"Przepraszam, chciałbym z nią porozmawiać przez minutę," przerywa znajomy głos. Podnoszę wzrok natychmiast, rozpoznając głos.
"Celine!" krzyczę, wstając, by się z nią spotkać, moja głowa i umysł są rozproszone.
"Celine, co się dzieje?! Zaręczasz się z moim partnerem, jak? Dlaczego? Co się dzieje?" pytam szybko, potrzebując jakiegoś wyjaśnienia.
Celine wpatruje się we mnie spokojnie i przez chwilę obie się sobie przyglądamy. Widzę wyraźnie różnicę między nami - wygląda uroczo i elegancko. Zawsze była piękna, ale teraz wygląda jeszcze bardziej uroczo i dojrzale. Ale to wciąż nie wyjaśniało, dlaczego moi rodzice mieliby mnie odrzucić. Dlaczego mieliby się mnie wyrzec dla niej?
"Mama i tata zachowują się dziwnie, co zrobiłaś, Celine?!" zapytałam.
"Erin jest mój," oświadczyła Celine, przerywając moje pytanie.
"Co? Nie, nie," protestuję, potrząsając gwałtownie głową.
"On jest mój, Celine. Wiedziałaś o tym. To wszystko jest nieporozumieniem, prawda?" Wyciągam rękę w jej stronę, ale ona ją odtrąca.
"Nie dotykaj mnie," warknęła zimno, a potem zadrwiła.
"Celine?" jąkam się, moje serce wali zdezorientowane. "Wciąż tego nie rozumiesz, prawda?" drwi.
"Ojciec cię odesłał, żebyś nie przeszkadzała w moim życiu." Moje serce opada. "Co? Co masz na myśli?" szepczę, cofając się o krok.
"Jesteś adoptowana," powiedziała Celine chłodno.
"Co?" Te słowa uderzają we mnie jak tona cegieł.
"Co masz na myśli?" żądam, mój głos drży z niedowierzania.
"Słyszałaś mnie. Jesteś adoptowana. Mama i tata wzięli cię tylko po to, żebyś mogła oddawać mi szpik kostny i krew, kiedy tylko zajdzie taka potrzeba," ujawnia bezdusznie.
Czekaj, co? "Kłamiesz," protestuję słabo.
"Dlatego wzięli sierotę, takiego jak ty, wychowali cię jak moją siostrę," kontynuuje, nie przejmując się moim niedowierzaniem.
Adoptowana. Na pewno kłamała, musiała. Ale, rzeczywiście jestem adoptowana, ojciec sam to powiedział, powiedział, że nie jestem jego córką. Więc to była prawda.
"Tak się cieszę, że to wszystko wreszcie się skończyło," Celine wzdycha z ulgą. "Nie mogłam znieść, że jesteś w pobliżu i oddychasz wszystkim, co należało do mnie," mamrocze chłodno.
"Celine," szepczę, wciąż w niedowierzaniu.
"Musi być jakiś błąd. Nie chcę w to wierzyć."
Dziewczyna, z którą dorastałam i którą uważałam za moją siostrę, gardziła mną. Wykorzystali mnie.
"Wykorzystaliście mnie," szepczę, łzy napływają mi do oczu.
"Może i tak, ale nie wszystko poszło na marne," ripostuje Celine, jej ton ocieka pogardą.
"Próbowaliśmy, prawda? To znaczy, moi rodzice wyciągnęli cię z tego sierocińca, oczyścili i nakarmili, czego więcej chcesz?" zadrwiła.
"A poza tym, zapłaciliśmy ci za twoje wysiłki, zostałaś sowicie wynagrodzona, żyjąc dobrym i luksusowym życiem, o którym mogłaś tylko marzyć w tym obskurnym sierocińcu." Dodała lekkim tonem.
"Odejdź teraz, nie należysz tutaj." Skończyła, odwracając się, by odejść.
"A co do Erina," zawiesza się w pół kroku, odwracając się do mnie z uśmieszkiem. "Nie ożeniłby się z nikim. On mnie potrzebuje, a my się kochamy, więc weźmiemy ślub." Jej słowa tną głęboko, przeszywając moje roztrzaskane serce.
"To kłamstwo. Erin mnie kocha," syczę, rzucając się do przodu i chwytając ją za ramię. Celine śmieje się, jej śmiech jest szyderczy i zimny.
"Oczywiście, myślał, że tak jest. W momencie, gdy ujawniliśmy, że jesteś nieprzemieniającą się, bezwilczą sierotą, od razu cię rzucił. Jesteś po prostu balastem," wypluwa, jej słowa są jak trucizna.
"Bogini," przeklina. Moje usta otwierają się i zamykają kilka razy, zbyt oszołomiona, by mówić.
"Szczerze mówiąc, naprawdę nie mogłam znieść twojej twarzy przez te wszystkie lata. Właściwie to jestem całkiem spokojna. Po prostu musiałaś wrócić teraz, zamiast żyć tam beztrosko, co, siostro?" Słowo "siostra" ocieka szyderstwem.
Wszystko wskakuje na swoje miejsce. Powściągliwe zachowanie matki, obojętność ojca, ledwo skrywana pogarda Celine - teraz wszystko ma sens. Myślałam, że ich traktowanie wynika z bycia czarną owcą w rodzinie, ponieważ nie mogłam się przemienić, ponieważ byłam trochę inna. Dorastając, ignorowałam rażący faworyzowanie mojej siostry. Przekonywałam samą siebie, że ukrywanie mnie przed światem jest ich sposobem na ochronę mnie. Ale to wszystko było fasadą. Chciałam ich uznania, więc pracowałam niestrudzenie, gdy ojciec wysłał mnie za granicę, mając nadzieję na zdobycie jego aprobaty. Ale to wszystko było na nic. Nie byłam częścią ich rodziny. Jestem adoptowana, niechciana.
Jedynym celem, jaki mieli dla mnie, było bycie dawcą szpiku kostnego i krwi dla Celine. Wszystko układa się w całość. Kilka miesięcy po operacji ojciec wysłał mnie z kraju. To był ich subtelny sposób na powiedzenie mi, że skończyli mnie wykorzystywać. Jak konserwa - gdy zawartość została zużyta, sama puszka jest wyrzucana.
To wszystko jest zbyt wiele. Powoli puszczam jej ramię. Uśmiecha się, chory uśmiech, który mrozi mnie do szpiku kości. Potem wzdycha i odgarnia włosy.
"To miejsce właściwie ci pasuje. To tutaj jest twoje miejsce," mamrocze, lustrując ciemną, zaśmieconą ścieżkę. "Dobrze, że tu jesteś. Erin może oficjalnie cię odrzucić, żebyśmy mogli kontynuować nasz związek," mówi, klaszcząc radośnie, jakby przed chwilą nie zniszczyła komuś świata.
"Wykorzystaliście mnie," szepczę, patrząc w jej zimne oczy. Chichocze jeszcze raz.
"Jak ludzie wykorzystują konserwy? Wybierają przydatne rzeczy, a potem pozbywają się reszty. Czy słyszałaś kiedyś, żeby ludzie przechowywali odpady?" szydzi. "Powinnaś być wdzięczna. Pozwoliłam ci dzielić moich rodziców, moje nazwisko!" Jej słowa uderzają jak pociąg towarowy.
Jej rodzice? Jej nazwisko? Jestem osłupiała. Wykorzystali mnie jako bank krwi, bawili się moimi emocjami, a wszystko, co ją obchodziło, to to, że dzieliłam z nią dom?!
"O, jesteś tutaj, szukałem cię wszędzie?" woła znajomy głos i natychmiast podnoszę wzrok.
"Och, kochanie, właśnie miałam wejść do środka" mamrocze słodko Celine.
Poczułam, jak moje serce wznosi się w górę, a potem rozrywa na kawałki, gdy wpatruję się w jego przystojną twarz.
"Erin," szepczę cicho, mój wilk skomle w środku mnie. Patrzy na mnie nieswojo, jego oczy rozszerzają się ze zdziwienia.
"Isabel, nie powinnaś tu być. Dlaczego tu jesteś?" pyta chłodno, próbując odsunąć się od Celine, gdy ta się do niego przyczepia.
"W porządku, kochanie, już jej wszystko powiedziałam," mówi Celine, pocierając dłonią po jego twarzy. "Nie dotykaj go!" Wyciągam rękę, by złapać ją za ramię, warcząc, gdy mój wilk posuwa się do przodu.
Celine odpycha mnie brutalnie i uderzam o ścianę z głuchym odgłosem. Jest silna i szybka, kolejny punkt, który pominęłam. Kolejna wyraźna różnica między nami; wyraźnie nie pochodzę z rodu Alfy.
"Wystarczy," mamrocze Erin z westchnieniem, powstrzymując ją.
"Idź, Celine, goście cię szukają. Dołączę do ciebie wkrótce." Mówi jej delikatnie. Kiwa głową, rzucając mi protekcjonalne spojrzenie, zanim odchodzi.
"Erin?" Moje wołanie wychodzi szorstkim szeptem.
"Biorę ślub z Celine," mówi, nie patrząc mi w oczy.
"Dlaczego?" szepczę, moje serce pęka.
"Dlaczego miałbyś odrzucić swoją partnerkę?" szepczę.
"Zawarcie związku małżeńskiego z partnerem nie jest obowiązkowe." Odpowiada spokojnie.
"Dopełniamy się nawzajem." Szepczę.
"To nie są stare czasy, Isa!" Warknął, przerywając mi.
"Biorę ślub z Celine i koniec! Nie jesteś mnie warta," wypluwa gorzko. "Byłem szczęśliwy, myślałem, że jesteś córką Alfy Jareda, ale prawda jest taka, że nie jesteś. Jesteś adoptowana. Jestem zakochany w Celine. Nie chciałem, żebyś się o tym dowiedziała w ten sposób. Naprawdę mi przykro, Isabel." Przeprasza prawie w szczerym tonie.
"Szczerze mówiąc, myślę, że najlepiej będzie, jak odejdziesz." Odwraca się, zostawiając mnie zataczającą się do tyłu, moje plecy uderzają o ścianę.
"Obiecałeś, że weźmiemy ślub." Szepczę cicho, obserwując jego odchodzące plecy.
Wszystko stało się jasne. Wyzdrowienie Celine oznaczało, że już mnie nie potrzebują. Lata oddawania szpiku kostnego i bycia u jej boku podczas jej problemów zdrowotnych było moim jedynym celem. Podczas gdy Celine była obiecującym dzieckiem, zawsze była chorowita i przez lata przebywała w szpitalu.
Jako jej rzekoma siostra, wiernie wypełniałam swoją rolę, zawsze tam, by ją wspierać i służyć jako dawca.
Teraz, gdy uznano ją za zdrową, mój cel stracił na znaczeniu. Decyzja ojca o wysłaniu mnie potwierdziła tę rzeczywistość, nie byłam już potrzebna. Koncepcja rodziny rozpadła się, pozostawiając po sobie pustą pustkę opuszczenia.
Zagraniczny staż, niegdyś promyk nadziei, był w rzeczywistości tylko fasadą. Mężczyzna, którego kiedyś nazywałam ojcem, znalazł wygodny sposób, by się mnie pozbyć. Gdybym nie wróciła, oszustwo trwałoby nadal, wciąż znajdowaliby wymówki, by mnie tam zatrzymać.
Kim byłam w tej pokręconej narracji? Sierotą, odrzuconą, nikim.
















