Punkt widzenia Isabelli.
Otworzyłam z trudem oczy i stwierdziłam, że leżę rozciągnięta na łóżku, a w głowie pulsuje mi tępy ból.
Resztki snu szybko zniknęły, kiedy dotarło do mnie, że jestem w pokoju, który nie jest mój.
– Gdzie ja jestem? – wymamrotałam. Pierwszą rzeczą, która mnie powitała, kiedy otworzyłam oczy, był wykwintny i wyglądający na bardzo drogi żyrandol tuż nade mną.
Pokój hotelowy. Znowu byłam w pokoju hotelowym.
Z trudem usiadłam powoli, to nie był pokój, który zarezerwowałam.
Ten był duży i gustownie urządzony, na pewno nie był to mój pokój hotelowy!
O bogini, krzyknęłam, zrywając się z łóżka.
– Na Matko Boska! – zaklnęłam, kiedy spojrzałam na moje prawie nagie ciało.
Miałam na sobie tylko bieliznę. W gardle mnie zaschło i nie mogłam się powstrzymać, żeby nie potrzeć głowy, czując zbliżający się ból.
Mój wzrok padł na ubrania, które leżały porozrzucane na podłodze, moje ubrania.
Szybko podniosłam je z podłogi i zaczęłam je zakładać, co się do cholery stało?
Jak ja się tu dostałam?!
Nie ma czasu na pytania, muszę się ubrać i natychmiast stąd wyjść.
Kiedy panikowałam i walczyłam z zamkiem błyskawicznym w sukience, wspomnienia zeszłej nocy zaczęły napływać. Moja rodzina, mój przeznaczony, westchnęłam, czując falę smutku. Byłam zdruzgotana i poszłam do baru w hotelu. Pamiętałam, jak piłam kieliszek za kieliszkiem.
Potem musiałam iść do toalety, a potem spotkałam tego niesamowicie przystojnego faceta, ale potem, potem, potem… była pustka, ciemność.
Prawdopodobnie weszłam do niewłaściwego pokoju, kiedy byłam pijana. Musiałam natychmiast wyjść, zanim właściciel wróci i mnie znajdzie, to byłoby naprawdę krępujące.
W końcu zamek błyskawiczny ustąpił mojemu ciągnięciu i zapięłam sukienkę. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na pokój, zanim otworzyłam drzwi i wyszłam.
Zamknęłam drzwi za sobą i próbowałam znaleźć drogę powrotną do mojego pokoju. To piętro było zupełnie inne!
To musiało być piętro executive hotelu, mogłam łatwo to zgadnąć po tym, jak wystawnie było urządzone. To piętro musiało być na samym szczycie, jak ja się tu dostałam?!
Jak bardzo byliśmy pijani?! – zastanawiałam się, masując czoło.
Na szczęście korytarz na tym piętrze był pusty. Szybko i nerwowo szukałam drogi wyjścia.
Na końcu korytarza znalazłam windę i nacisnęłam przycisk, drzwi otworzyły się prawie natychmiast.
Weszłam i nacisnęłam przycisk na piąte piętro, gdzie był mój pokój. Z piątego na trzydzieste piętro, jak mogłam popełnić taki błąd.
– Halo, Nova? – zapytałam mojego wilka.
– Masz jakieś pojęcie, jak skończyłyśmy w tym pokoju? – zapytałam, ale nie otrzymałam odpowiedzi.
Zostałam powitana tylko ciszą jak makiem zasiał. Być może wciąż cierpiała, ale to nie powinno jej powstrzymać od przynajmniej próby przemówienia mi do rozsądku, kiedy próbowałam się upić na umór. Upiłam się na umór i straciłam przytomność po wejściu do niewłaściwego pokoju.
Brawo, Isabella… – wymamrotałam.
W końcu dotarłam na moje piętro i wyszłam z trudem.
Małe westchnienie uciekło z moich ust, kiedy zamknęłam drzwi za sobą. Oparłam jedną rękę na biodrze, a drugą przeczesałam moje gęste, długie włosy.
Postanowiłam pójść do łazienki i się odświeżyć. Oplułam twarz wodą z kranu i wpatrywałam się w swoje odbicie.
Wyglądałam jak chodzące nieszczęście. Mój makijaż był rozmazany wokół oczu, wczoraj wieczorem szłam w deszczu, wtedy ledwo coś czułam lub zauważałam.
Z małym westchnieniem wróciłam do pokoju, musiałam zebrać myśli.
Mój umysł był zajęty, kiedy siedziałam na skraju łóżka. Nagle poczułam, że moje życie nie ma sensu, nie ma kierunku.
W jedną noc nie tylko straciłam ludzi, których uważałam za rodzinę, ale także straciłam mojego przeznaczonego.
Myślę, że dobrze zrobiłam, decydując się na przerwę i zaskakując ich wizytą, ponieważ pomogło mi to odkryć prawdę.
Jedynym problemem było to, że czułam się zagubiona i pusta, co miałam teraz robić? Czy nie byłoby lepiej, gdybym po prostu tam została, nieświadoma wszystkiego? Bezpieczne życie w ignorancji w porównaniu z tym bólem mogło być lepsze.
Nie mogłam płakać ani krzyczeć. Po prostu czułam się pusta.
Cisza Novy sprawiała, że czułam się jeszcze gorzej.
Czułam się taka samotna.
Luna Vista nie była domem, nie mogłam i nie zostanę tu nawet na jeden dzień.
"Idź do przodu, Isa" – wymamrotałam, dodając sobie otuchy.
Wrócę. To ironiczne, miejsce, do którego zostałam zmuszona iść, wydawało się teraz bardziej domem niż to miejsce.
Przynajmniej miałam tam pracę, firmę, której poświęciłam swoje życie, to coś, na czym można się oprzeć. Myśląc o mojej firmie, nagle poczułam napęd i cel, świadomość, że coś na mnie czeka, jest satysfakcjonująca.
Szybko sięgnęłam po telefon, serce mi waliło, a palce drżały, kiedy rezerwowałam lot powrotny do domu; na szczęście był dostępny na to popołudnie. Z zabezpieczoną rezerwacją odrzuciłam telefon na bok i zaczęłam pospiesznie pakować kilka rzeczy, które ze sobą zabrałam. Pomimo moich wysiłków, niepokojące uczucie gryzło mnie od środka, nasilając się z każdą mijającą chwilą, jakbym o czymś ważnym zapominała. Każda rzecz, którą składałam i wkładałam do walizki, wydawała się cięższa, obciążona zbliżającym się poczuciem strachu, którego nie mogłam pojąć.
W końcu skończyłam, pospieszyłam pod prysznic na szybką kąpiel, ale woda nie uspokoiła moich gonitw myśli. Nawet ciepły prysznic nie mógł mnie uspokoić. Z westchnieniem wyszłam, owijając się ręcznikiem.
Kiedy tylko próbowałam się zrelaksować, przeszywający dźwięk dzwoniącego telefonu przebił ciszę.
Rozpoznając numer, odebrałam natychmiast, witając się z cichym, ale zaniepokojonym głosem Chrissy, mojej zaufanej asystentki. Jej niespodziewany telefon wzbudził moją ciekawość.
– Panno Isabello – zaczęła niepewnie.
– Tak? – wymamrotałam.
– Jest problem. Z firmą. Zniknęła – powiedziała z cichym pociągnięciem nosem.
– Co? – zapytałam.
– Co powiedziałaś? Co się stało z firmą? – zapytałam.
– Nie wiem, nie rozumiem. Grupa ludzi po prostu weszła dziś rano i wywieszono ogłoszenie, że mamy natychmiast opuścić firmę, że jest ona likwidowana – zapłakała.
– O czym ty mówisz?! – krzyknęłam.
– Jak to w ogóle możliwe?!
– Nie wiem. Po prostu weszli i konfiskują wszystko. Proszą nas o wyjście – skończyła.
Mówiła jeszcze coś więcej, ale wciąż nie było to jasne.
– Uspokój się – nalegałam.
– To wszystko musi być jakimś nieporozumieniem. Dotrę do sedna sprawy – zapewniłam ją.
– Wrócę dziś wieczorem.
Natychmiast zaczęłam dzwonić do wyższych rangą osób w firmie, ale w jakiś sposób nie mogłam się z nikim skontaktować. Znajome uczucie zapadania się i niepokoju zaczęło rozprzestrzeniać się w moim brzuchu, ale natychmiast je odrzuciłam.
To musi być nieporozumienie.
Mettle to mała firma, to prawda. Ale ciężko pracowałam przez ostatnie dwa lata. Stopniowo ożywiałam to umierające miejsce i już zaczęliśmy robić postępy, dlaczego wyższe rangą osoby miałyby chcieć zamknąć firmę, której udowodniłam, że ma potencjał?
Nie! Nie pozwolę im. Zbyt ciężko na to pracowałam.
Nie mogłam im na to pozwolić, to jedyna rzecz, jaka mi została.
Ubrałam się pospiesznie i poszłam na recepcję.
W ciągu kilku minut wymeldowałam się i usiadłam w taksówce na lotnisko.
– Czy wszystko w porządku, panno?
– Czy wszystko w porządku? – zapytał kierowca, wyrywając mnie z zamyślenia. Moje oczy spotkały się z jego oczami w lusterku.
– Co? – wymamrotałam.
– Zapytałem, czy wszystko w porządku. Obgryza pani paznokcie i wygląda na bardzo zmartwioną – powiedział, zerkając na mnie jeszcze raz. Westchnęłam, spoglądając na moje ręce, miał rację, obgryzłam paznokcie i ciągle stukałam stopą. Byłam zaniepokojona i nawet nie zauważyłam, że próbuje ze mną pogawędzić.
Westchnęłam. – Tak, wszystko w porządku – odpowiedziałam, a słowa brzmiały pusto w moich uszach.
W końcu dotarłam na lotnisko, wysiadłam pospiesznie, przeciskając się przez tłum ludzi, a następnie w końcu znalazłam właściwe stanowisko.
Przy stanowisku kobieta podniosła głowę, żeby na mnie spojrzeć. – Bilety proszę – powiedziała nieobecnym tonem.
– Uh- właściwie zarezerwowałam ten lot online i mam kopię elektroniczną – wyjaśniłam.
– Pokaż mi.
Podałam jej ją i wpisała moje dane do systemu.
Jej odprężona i znudzona twarz natychmiast się napięła.
– Co się tu dzieje? – wymamrotała z grymasem na twarzy.
– Co? – wymamrotałam, na pewno się przesłyszałam.
– Co? – zapytałam z cichym śmiechem.
– Proszę dać mi minutę – powiedziała, siadając natychmiast i próbując jeszcze kilka razy.
– Nie mogę pani odprawić – stwierdziła oschle.
– Co? – wyrwało mi się, zaskoczonej sytuacją.
– Przykro mi, ale nie mogę pani odprawić, proszę spróbować przy innym stanowisku – zasugerowała.
Wpatrywałam się w nią przez kilka sekund, zanim niechętnie odeszłam z moimi torbami. Przeszłam do innego stanowiska obok jej, były tam dwie osoby przede mną, więc musiałam poczekać.
Kiedy w końcu nadeszła moja kolej, pani tam promieniała przyjaznym uśmiechem. – Dzień dobry – przywitała się uprzejmie.
– Dzień dobry – powiedziałam, uśmiechając się słabo. – Pani koleżanka tam odmawia mi odprawy, nie wiadomo z jakiego powodu – poskarżyłam się.
Jej twarz opadła, a następnie jej wyraz twarzy zmienił się w lekkie zakłopotanie. – Och, przepraszam za to, proszę podać mi swoje dane, a ja panią odprawię – zaproponowała przepraszająco.
– Lista osób z zakazem lotów? – szepnęła w zakłopotaniu, marszcząc brwi.
– Co pani powiedziała? – zapytałam. Na pewno się przesłyszałam.
– Proszę dać mi minutę – odpowiedziała.
Kiedy stukała w klawiaturę komputera, zadzwonił jej interkom.
Podniosła go i przyłożyła do ucha. Widziałam, jak jej wyraz twarzy powoli się zmienia, a następnie spojrzała na mnie nerwowo, powoli odkładając słuchawkę.
– Co się dzieje? – zapytałam, czując się nieswojo. Jej oczy podobne do lisich zwęziły się podejrzliwie.
– Przykro mi, proszę pani, nie mogę pani odprawić, nie może pani wyjechać – powiedziała, najwyraźniej starając się brzmieć jak najbardziej uprzejmie, ale wyraźnie czując się nieswojo.
– Co to w ogóle znaczy?! – prawie krzyknęłam.
Kończył mi się czas, a tutaj ci ludzie zatrzymywali mnie bez powodu.
Mężczyzna, jej kolega, podszedł do nas, wbiegł, wyszeptał jej kilka słów do ucha, a ona skinęła głową ze zrozumieniem.
Wtedy straciłam panowanie nad sobą. – Co się do cholery dzieje?! – warknęłam.
– Muszę natychmiast opuścić to miasto! – krzyknęłam, zaciskając zęby.
– Przykro mi, ale nie może pani wyjechać – powiedziała poważnym tonem.
– Nie mogę pani odprawić i nie wolno pani wyjechać – powiedziała stanowczo.
– Mam lot, który odlatuje za godzinę, jak mam wejść na pokład, jeśli mnie nie odprawicie? To tylko dwie lekkie torby, na litość boską!
Nie zareagowała na mój wybuch, raczej po prostu milczała.
– Proszę tutaj poczekać – to wszystko, co powiedziała.
Niektórzy ludzie przechodzący obok zaczęli się wpatrywać, nie zdawałam sobie sprawy, że mój głos był aż tak głośny. Kobieta przykleiła fałszywy uśmiech na twarzy, odmawiając mi jakiegokolwiek wyjaśnienia i po prostu nakazując mi tam stać.
– Panno, proszę ze mną – wymamrotał mężczyzna, podchodząc do mnie. Mogłam sobie to wyobrażać, ale przysięgłabym, że kobieta przy stanowisku i mężczyzna komunikowali się po cichu oczami.
Moje oczy zwęziły się podejrzliwie.
Bez wątpienia ukrywali przede mną coś.
Z kącika oka zauważyłam dwóch innych mężczyzn ubranych w czarne garnitury, ich oczy były skierowane na mnie i szli w moją stronę.
Obróciłam głowę, próbując w pełni zrozumieć, co się dzieje.
– Panno, tędy – zaproponował ponownie mężczyzna, biorąc moją torbę i prowadząc drogę.
– Proszę tutaj poczekać – powiedział, sadzając mnie w odizolowanym pokoju.
Wciąż byłam podejrzliwa, dlaczego nie mogę zostać odprawiona. Dlaczego mnie izolują?
Z drzwi zamkniętego pokoju zauważyłam ponownie tych dwóch mężczyzn, tych w garniturach. Mężczyzna, który przyprowadził mnie do tego pokoju, rozmawiał z nimi, wskazał w kierunku, gdzie byłam. Poczułam nagły chłód.
Szli po mnie.
Nie miałam pojęcia, kim oni są, ale było jasne, że to złe wieści.
Czy Celine mogła ich wysłać?
Musiałam natychmiast wyjść, ci mężczyźni, choć w garniturach, wyglądali niebezpiecznie.
Uciekaj teraz, pytaj później.
















