– Powiedz to, żono – rozkazał, z zimnym uśmieszkiem igrającym na ustach, a jego ton ociekał groźbą.
– N… nie! – wykrztusiła Aria, a jej głos drżał ze strachu.
– Zgadza się i to jedyna odpowiedź, jakiej od ciebie oczekuję – przeciągnął Alessandro, przeszywając ją wzrokiem.
Wtedy Maria, z wyrazem pogardy przelotnie malującym się na twarzy, wymamrotała:
– Więc czyje to dziecko? – Szybko zamaskowała swój wyraz fałszywym zatroskaniem. – Ja… nie chciałam tego powiedzieć.
Lecz te słowa wystarczyły, by rozpętać burzę gniewu, zazdrości i nienawiści w umyśle Alessandra. Błyskawicznie złapał twarz żony między palce i kciuk, wywierając tak duży nacisk, że Aria obawiała się, że jej twarz pęknie na pół. Jego oczy wwiercały się w jej, a w powietrzu zawisło nieme ostrzeżenie.
– Jeśli dowiem się, że nosisz dziecko innego mężczyzny – wyszeptał groźnie, a jego głos był jadowitym sykiem – nie zawaham się zabić ciebie i tego parszywego bachora.
Serce Arii opadło w przepaść żołądka. Bez względu na to, co powie, wiedziała, że jej mąż jej nie uwierzy. Więc milczała, a ciężar jej sekretu przygniatał ją. Alessandro zmęczył się wpatrywaniem w jej przerażoną twarz i lśniące oczy. Lekko ją odepchnął, odwrócił się, chwytając marynarkę i teczkę. Wyszedł do pracy, nie zatrzymując się przy stole śniadaniowym.
Gdy drzwi zatrzasnęły się za nim, ramiona Arii opadły z ulgą, ale tylko na chwilę. Złowieszcze przeczucie powróciło, gdy zdała sobie sprawę, że może swobodnie odetchnąć dopiero wtedy, gdy Alessandro odkryje jej ciążę. Modliła się o cud lub pomocną dłoń, aby uświadomić mu prawdę, aby zdał sobie sprawę, że życie rosnące w niej to jego własna krew i ciało.
________________
W przygasającym wieczornym świetle Aria znużona kończyła prace domowe, myślami już błądząc wokół zbliżającego się zadania przygotowania kolacji. Gdy krzątała się po kuchni, poruszając się powoli ze zmęczenia, Maria powoli zbliżyła się, z uśmieszkiem pogardy igrającym na jej ustach, obserwując zmęczoną postać Arii, doskonale znając sekret, który skrywała pod swoją zmęczoną fasadą.
Ciąża Arii, ukrywana starannymi kłamstwami, nie umknęła uwadze Marii. Natknęła się na zdradziecki test ciążowy w koszu na śmieci, a to odkrycie rozpaliło w niej tlącą się furię. Jednak na zewnątrz Maria zachowywała pozory opanowania.
– Ario, kochanie – zaczęła Maria, a jej głos był przesiąknięty fałszywym współczuciem – Wszyscy wkrótce wychodzimy na przyjęcie. Nie znoszę zostawiać cię samej, ale wiesz, jaki nastrojowy potrafi być Alessandro. Będzie strasznie zły, jeśli nie posłuchamy jego rozkazu, by uczestniczyć. – Słowa Marii były przesiąknięte litością, choć jej prawdziwe emocje leżały gdzie indziej.
– I nie uwierzysz, jaki jest powód tego przyjęcia – kontynuowała Maria, a jej głos był przesiąknięty goryczą. – Wszystko to dla Vanessy, ukochanej dziewczyny Alessandra, która wraca po trzech latach. Była daleko, realizując swoje marzenia o aktorstwie i modelingu.
Gardło Arii zacisnęło się na wzmiankę o ukochanej Alessandra.
– Trzymaj się – powiedziała Maria, ściskając dłoń Arii ze współczuciem przed odejściem.
Pozostawiona sama w ogromnej rezydencji, Aria straciła apetyt na myśl o tym, że Alessandro świętuje powrót swojej dziewczyny. Odłożyła kolację dla służby, zanim wycofała się do swojego pokoju, szukając ukojenia we wczesnym odpoczynku. Gdy się usadowiła, jej telefon zadzwonił z powiadomieniem. Otwierając go, przywitał ją wirusowy artykuł z wiadomościami, zawierający zdjęcie Alessandra i Vanessy zamkniętych w namiętnym pocałunku. Wydawali się tacy szczęśliwi, tacy idealni razem, a serce Arii rozpadło się na niezliczone kawałki. Łzy napłynęły jej do oczu, gdy jej ręce instynktownie zatoczyły krąg wokół brzucha, myśląc o nienarodzonym dziecku. Stało się boleśnie jasne, że akceptacja dziecka przez Alessandra jest niepewna. Wraz z powrotem Vanessy ostatnia nadzieja Arii na szczęśliwe życie małżeńskie z Alessandro wyparowała. Pogodziła się z rzeczywistością, że nigdy nie będzie kobietą, którą Alessandro naprawdę pokocha.
Nagle zgasło światło, pogrążając całą rezydencję w ciemności. Aria szybko zapaliła telefon, a jego słabe światło rzucało upiorne cienie wokół niej. Zeszła na dół korytarzem i próbowała zadzwonić do służby i strażników, ale nikt nie odpowiadał. Panika zaczęła w niej narastać, gdy usłyszała dźwięk kroków – wielu kroków – wchodzących do domu. Kierując światło telefonu w stronę hałasu, dostrzegła kilka zamaskowanych postaci w czarnych ubraniach, uzbrojonych w noże i pistolety, wyraźnie mających złe zamiary.
Jej serce waliło w piersi, gdy szybko wyłączyła światło telefonu i zaczęła biec, polegając na swojej intymnej wiedzy o rezydencji. Mieszkając i pracując tam tak długo, znała każdy kąt na pamięć. Po cichu poruszała się w ciemności, chowając się za blatem kuchennym i czekała, oddychając płytko i cicho.
Intruzi rozproszyli się po domu, a ich głosy odbijały się złowrogo.
– Wyjdź, wyjdź, gdziekolwiek jesteś – zakpił jeden z nich, a jego ton był mrożący krew w żyłach.
Nagle usłyszała, jak jeden z nich mówi z naciskiem: – Musimy znaleźć tę sukę i zabić ją teraz, albo Szef nas zabije.
Szef!
To imię zapadło jej w pamięć. Nie było zaprzeczenia; wiedziała, kim on musi być. Kto inny mógłby być szefem, jak nie Alessandro Valentino? Ta świadomość uderzyła ją jak cios w żołądek. Jej własny mąż chciał jej śmierci.
Ciężar zdrady był prawie nie do zniesienia, ale wiedziała, że musi przeżyć – dla swojego dziecka.
Z odnowionym poczuciem determinacji Aria postanowiła ukryć się w szafce kuchennej, wstrzymując oddech, gdy słuchała, jak intruzi przeszukują rezydencję. Przeszukiwali pokoje, a ich głosy stawały się coraz bardziej sfrustrowane z każdą mijającą chwilą.
Aria czekała z bijącym sercem, aż wyczuła, że oddalili się. Wykorzystując okazję, Aria po cichu otworzyła drzwi szafki i wymknęła się z kuchni. Poruszała się ukradkiem po zaciemnionych korytarzach, a jej wiedza o rezydencji kierowała jej krokami. Kiedy dotarła do drzwi wejściowych, wyjrzała na zewnątrz, upewniając się, że droga jest wolna.
Gdy wyszła z domu, uderzyła ją mrożąca krew w żyłach świadomość, potwierdzająca jej wątpliwości: Alessandro tak dobrze to wszystko zaaranżował. Polecił służbie i strażnikom, aby zostawili ją samą w rezydencji, ułatwiając swoim ludziom wtargnięcie do rezydencji i zabicie jej. Łzy spływały po jej twarzy, ale wytarła je, skupiając się na ucieczce. Po raz pierwszy w życiu wydawało się, że los chce, aby żyła.
Zdeterminowana i stanowcza Aria zostawiła wszystko za sobą – dom, męża, swoje stare życie. Aria sprzedała swój pierścionek ślubny, symbol jej zrujnowanego małżeństwa, który był wart dziesięć milionów dolarów. Za te pieniądze kupiła bilet lotniczy do Nowego Jorku, planując rozpocząć nowe życie, w którym nikt nie mógłby jej ani jej dziecka znaleźć.
– Nie martw się, kochanie. Twój tata nie chce ciebie i mnie, ale ja zawsze będę cię kochać i chronić – powiedziała Aria, pieściąc swój brzuch, gdy rozmawiała z dzieckiem w środku. Łzy zdrady i złamanego serca spływały po jej policzkach, ale szybko je wytarła z mocną determinacją.
Gdy weszła na pokład samolotu, rzuciła ostatnie spojrzenie za siebie.
– Żegnaj, Alessandro Valentino – wyszeptała do siebie. – Teraz możesz żyć, jak chcesz.
















