logo

FicSpire

Ava

Ava

Autor: iiiiiiris

Chapter 7
Autor: iiiiiiris
19 cze 2025
Zeke wiercił się w lesie za domem Jareda, warcząc z frustracji. To, czego chciał... Czego potrzebował, znajdowało się na posesji tego dupka. Zapach był tu tak silny, że Cień szalał, próbując przekroczyć granicę. Zwykle mocniej trzymał wilka w ryzach, więc przez sekundę przyszło mu do głowy, że może powinien się martwić. Lata pracy zajęło mu okiełznanie tej niestabilnej bestii. Ale ten zapach... W tej kwestii zgadzał się z Cieniem. Musieli to znaleźć. Więc pobiegł z powrotem do domu i wszedł tylnymi drzwiami. Myles i Derek siedzieli w salonie z grupą dziewczyn, które z pewnością nie były wilkołakami. Zignorował ich pytające spojrzenia, gdy nagi przeszedł obok nich. Miał gdzieś, że jego sprzęt latał na wszystkie strony na oczach obcych. Inni wilkołaki nie zwróciliby na to uwagi, ale czuł, że dziewczyny lustrują go wzrokiem, jakby był ich następnym posiłkiem. Derek dopadł go, gdy ten zakładał koszulę. – Gdzieś wychodzimy? – zapytał. – Tylko ja. Nie chciał się rozwodzić nad szczegółami. Cała sytuacja cuchnęła hipokryzją, z czego doskonale zdawał sobie sprawę. Claire tylko wspomniała o imprezie, a on był gotów ją rozerwać na strzępy. Nawet teraz myśl o pójściu do domu Jareda działała mu na nerwy. Czy to było tego warte? Czy musiał wkraczać na terytorium wroga, żeby dowiedzieć się, co to za zapach? „Tak” – powiedział Cień. Cień prawie nigdy się nie odzywał, odkąd przejął nad nim kontrolę. Ale nie miał czasu, żeby się nad tym zastanawiać. I tak to nie miało znaczenia, skoro się zgadzali. Idą na imprezę. – Nie mów mi, że wracasz do Claire – powiedział Derek. – Wiesz, że ojciec tego nie pochwala. Zmarszczył brwi, patrząc na Dereka, gdy zakładał krawat. Bycie przepytywanym o każdy ruch to coś, za czym nie będzie tęsknił, gdy zostanie Alfą. W jakiś sposób jego ojciec zawsze znajdował sposób na mikrozarządzanie wszystkim, nawet z tak daleka. – Nie żeby to był twój pieprzony interes, ale nie, nie idę do Claire. – Więc po co się stroisz? Zeke spojrzał na swoje odbicie w lustrze i zatrzymał się, robiąc ostatni węzeł na krawacie. Kurwa. Co on do cholery robił? To była impreza Jareda, a on ubrany jak na randkę. Nie miał pojęcia, dlaczego poczuł taką potrzebę. Nie było tam nikogo, na kim chciałby zrobić wrażenie w domu Jareda; wszyscy byli członkami jego stada albo ludźmi, z którymi zawarli sojusz. Co oznaczało, że wszyscy byli jego wrogami. Co oznaczało, że będzie w mniejszości, jeśli pójdzie sam. Ale mimo to… Zdjął krawat i znalazł parę dżinsów i t-shirt. – Zeke, wszystko w porządku? – Tak. Po prostu… Jestem głodny. Umierał z głodu. Pragnął tego, co tak bardzo pobudzało jego apetyt. Chciał to wdychać. Lizac. Kąpać się w tym. Chciał, żeby to było wszędzie na nim, jeśli to możliwe. Zapach przeniknął każdą część jego ciała, prawie jak zapach ofiary na polowaniu. Nie mógł przestać. Jego myśli były pomieszane, gdy w końcu wciągnął t-shirt przez głowę i wyszedł z pokoju, a Derek tuż za nim. – To coś zamów. Nie musisz teraz wychodzić, nie kiedy wampiry… – Wiem, co tam jest – warknął, zbiegając po schodach. Minął wejście do salonu, gdzie Myles zabawiał już niektóre dziewczyny. Zapach żądzy był ciężki w powietrzu, skażając słodki zapach, który zdawał się wtopić w każdą komórkę jego ciała. W momencie, gdy wyszedł na świeże powietrze, zapach uderzył go ponownie. Wziął głęboki oddech i zamknął oczy. Kurwa, to było niesamowite. Kiedy ponownie otworzył oczy i spojrzał w kierunku domu Jareda, z trudem odepchnął Cienia. Przemiana tam byłaby postrzegana jako akt wojny, a konsekwencje byłyby większe niż był gotów zapłacić. – Zeke… Twoje oczy, stary – powiedział cicho Derek. Wziął kolejny głęboki oddech, zanim spojrzał na swojego przyjaciela. Dlaczego wyglądał na tak zmartwionego? Był znany z panowania nad Cieniem. Minęły lata, odkąd… Odwrócił wzrok od Dereka i zaczął iść w dół podjazdu. Chciał tylko znaleźć źródło tego zapachu. Nie będzie dziś żadnych kłopotów. – Wracaj do swoich dziewczyn. Nie zostanę długo – rozkazał. Może to było chamstwo z jego strony, bo Derek musiał się podporządkować zamiast za nim podążać. Ale nie pozwoli nikomu go zatrzymać. Ludzie usuwali mu się z drogi, gdy wchodził na podjazd Jareda. Przestali rozmawiać, gdy się rozglądał, próbując znaleźć źródło. Ale nie było go na zewnątrz. Poszedł za nim do domu i zatrzymał się tuż przy wejściu. Zapach był tu wszędzie. Ze zmarszczonymi brwiami podążył za nim do każdego pokoju, zanim dotarł do kuchni. Omegi w kuchni upuściły to, co robiły i cofnęły się. Noże brzęczały na powierzchniach; tace spadły na podłogę. Zeke nie zwrócił na nich uwagi, gdy patrzył na oferowane jedzenie. Szturchnął kawałek steku, który wyglądał, jakby był idealnie przyrządzony. Zjadł tylko kilka kęsów ciastka na lunch, więc patrzenie na to mięso powinno sprawić, że będzie chciał je zjeść. Nic z tego nie pachniało tym, czego chciał, ale praktycznie się ślinił, stojąc tam. Wygłodniały. Ale nie tego jedzenia. Przyglądał się Omegom po kolei, ale wszystko, co od nich czuł, to strach. – Co jeszcze zrobiłyście? Co to za zapach? Jak wanilia i coś owocowego – zażądał. Nie podniosły głów, żeby mu odpowiedzieć. Zastanawiał się, czy Jared nakazał swoim Omegom nigdy z nim nie wchodzić w interakcje. Z gniewem spojrzał na nie, obszedł wyspę kuchenną i stanął obok nich. Cień szalał, całkowicie się z nim zgadzając. Nie zostaną im odmówione. – Powiedzcie mi, co jeszcze zrobiłyście – warknął. Omega przełknęła ślinę, zanim powiedziała: – To wszystko, proszę pana. Nie wyczuł kłamstwa. Zawarczał z frustracji, wycofał się i wyszedł z kuchni. Jeśli to nie było jedzenie w kuchni, to musiało być na którymś z gości. Podążył za zapachem do szeroko otwartych tylnych drzwi, gdzie wyczuł Jareda i jego stado. Patio było pełne ludzi, którzy byli głośni i nieznośni i brali udział w rzeczach, o których wiedzieli, że są zabronione na terenie kampusu. Ale Jared był aroganckim dupkiem, który zawsze łamał zasady. Nie sprawdziłby się jako Alfa. Jeśli dożyje, żeby nim zostać. Jego nos zaprowadził go do miejsca gdzieś przy leżakach obok basenu. Najpierw zauważył Jareda, który z czegoś się śmiał. A potem ją zauważył. Niewielka kobieta z ogromnym talerzem jedzenia na kolanach. Nie mógł powstrzymać blasku w oczach, gdy jego ciało wypełniła niezaprzeczalna potrzeba, by ją sprofanować. Wziął kolejny głęboki oddech, a zapach prawie zwalił go z nóg. To była ona. Wanilia. Odrobina pomarańczy zmieszana tak idealnie, że jego ciało zaczęło reagować. I człowiek. Odskoczył. Człowiek? A potem Cień powiedział coś, co nie miało sensu, ale i tak napełniło go przerażeniem. „Moja”.

Najnowszy rozdział

novel.totalChaptersTitle: 99

Może Ci Się Również Spodobać

Odkryj więcej niesamowitych historii

Lista Rozdziałów

Wszystkie Rozdziały

99 rozdziałów dostępnych

Ustawienia Czytania

Rozmiar Czcionki

16px
Obecny Rozmiar

Motyw

Wysokość Wiersza

Grubość Czcionki

Chapter 7 – Ava | Czytaj powieści online na FicSpire