Oczy Nathana wypełniły się konsternacją. Isabella, którą znał, była od niego całkowicie zależna, polegała na nim w kwestii każdego posiłku. Teraz zaś wydawała się zdolna zatroszczyć się o siebie sama.
W szpitalnym pokoju Isabella, choć głodna do tego stopnia, że czuła pustkę, straciła apetyt, wpatrując się w zastawę jedzenia dostarczoną przez pracownika cateringu. Jej dłoń delikatnie spoczywała na brzuchu, skrywając sekret znany tylko jej. Jej układ trawienny zawsze był silny, nigdy nie podatny na mdłości z powodu tak błahej rzeczy jak przeziębienie.
Wspomnienia sprzed trzech miesięcy powróciły – Nathan błagał ją o oddanie nerki Victorii. Tej samej nocy ona głupio błagała o jego uwagę. Teraz zaś istniało duże prawdopodobieństwo, że w jej łonie formowało się nowe życie.
Delikatny, gorzki uśmiech przemknął przez jej blade usta. To dziecko nie mogło pojawić się w gorszym momencie.
Kiedy Nathan wszedł, Isabella wpatrywała się w okno, jej twarz była popielata, ale głos niezachwiany i stanowczy.
– Nathan, możesz mi przynieść tabletki mifepristonu?
Nathan zamarł w miejscu. Ta nieśmiała dziewczyna, która kiedyś była przy nim ostrożna, teraz wydawała mu rozkazy?
Ukrył swoją reakcję. – Po co?
– Dostałam okres. Mam skurcze – odpowiedziała Isabella, odwracając się w jego stronę. – Proszę.
Jego wzrok padł na jej dłoń, która była przyciśnięta do podbrzusza. Niemal mimowolnie skinął głową.
– W porządku.
Patrząc, jak wychodzi, Isabella, której oczy wcześniej były jasne, posmutniała.
---
Nathan wyszedł z pokoju i zadzwonił do swojego asystenta.
– Kup tabletki mifepristonu i dostarcz je do szpitala.
Wkrótce Isabella otrzymała całą butelkę tabletek, dzięki uprzejmości asystenta.
---
Tej nocy szpitalne korytarze były upiornie ciche. W pokoju Victorii Nathan czule ją pocieszał.
– Victoria, twoje życie jest ciężko wywalczone. Musisz je cenić. Koniec z lekkomyślnym zachowaniem.
Victoria, blada i słaba, mocno trzymała go za rękę. Pomimo osłabienia, z jej istoty emanowała miłość.
– Nathan, wiesz, jak bardzo cię kocham… Bez ciebie życie jest bez sensu. Więc nie możesz mnie opuścić.
– W porządku – zapewnił ją. – Zawsze będę przy tobie. Musisz tylko szybko dojść do siebie.
---
Tymczasem w innym pokoju Isabella zwinęła się w kłębek na łóżku, wpatrując się w pusty sufit. Czuła w swoim ciele pustkę, ból, który odzwierciedlał jej duszę. Łzy, ciepłe i ciche, wypływały z kącików jej oczu.
Kiedy jej narzuta zabarwiła się czerwienią krwi, zamknęła oczy, a samotna łza spłynęła po jej policzku. To nie był smutek, lecz ulga. W końcu była wolna. Ona i Nathan nie mieli już żadnych więzi.
---
Następnego dnia asystent Nathana przybył z bagażem Isabelli, jej paszportem i kartą bankomatową.
– Pani – wyjąkał asystent – prezes wszystko załatwił. Pani lot jest o 7 rano.
Isabella, słaba i zmęczona, z trudem wydusiła z siebie słowo.
– Nie przyjdzie się ze mną pożegnać?
– Pani Sis miała wczoraj wieczorem atak – wyjaśnił niezręcznie asystent. – Prezes nie mógł jej zostawić.
Reakcja Isabelli była pozbawiona rozczarowania, jakby spodziewała się tego od dawna.
– Rozumiem.
Asystent wręczył jej kartę.
– To jest pani zasiłek na życie. Prezes przyjedzie, żeby panią sprowadzić za trzy miesiące. Załatwił też kogoś, kto się panią za granicą zaopiekuje…
Ale Isabella odmówiła przyjęcia karty. Z trudem wstając, celowo włożyła stare ubrania, które przywiozła do domu Hillów cztery lata temu. Pakując swoje nowe ubrania i bagaż w ręce asystenta, wyszła, trzymając prosto plecy, nie oglądając się za siebie.
– Pani, co pani robi? – Asystent był oszołomiony.
Głos Isabelli był słaby, ale stanowczy.
– Nic więcej nie potrzebuję. Po prostu to wyrzuć.
Asystent był osłupiały.
– Pani, niech pani przynajmniej weźmie kartę – nalegał.
Z ociąganiem Isabella wzięła ją.
---
Na międzynarodowym lotnisku asystent odprowadził ją do punktu kontroli bezpieczeństwa.
– Pani, mogę pani towarzyszyć tylko do tego miejsca. Proszę na siebie uważać.
Ignorując go, Isabella poruszała się szybko, jakby pragnęła zostawić wszystko za sobą. Ale zanim zniknęła w punkcie kontrolnym, zrobiła coś szokującego: wrzuciła kartę bankomatową do kosza na śmieci.
Asystent zamarł. W tej chwili zdał sobie sprawę, że zrywa więzi. Osiągnęła punkt krytyczny, rozpoznała swoje miejsce w sercu Nathana i była zdecydowana opuścić jego świat na dobre.
---
Z powrotem w willi rodziny Hillów Nathan wrócił do domu wyczerpany po spędzeniu większości dnia na pocieszaniu Victorii. Asystent czekał na niego z bagażem. Ten widok natychmiast pociemnił wyraz twarzy Nathana.
– Co się dzieje? Czy nie kazałem jej natychmiast wyjechać? Dlaczego jej bagaż nadal tu jest?
– Ona już pojechała – zapewnił go asystent.
Nathan spojrzał na asystenta podejrzliwie.
– To co to jest?
– Ona nie chciała tych rzeczy – wyjaśnił nerwowo asystent.
Przez krótką chwilę Nathan poczuł ukłucie w piersi, niewytłumaczalny dyskomfort. Ale szybko to odrzucił.
– Nie wzięła starych ubrań, bo planuje kupić nowe za pieniądze, które jej dałem. – Prychnął. – Cztery lata luksusu i wychowałem ją na kogoś ekstrawaganckiego.
Ale asystent wylał zimną wodę na jego teorię.
– Prezesie, ona wyrzuciła kartę bankomatową do kosza po przejściu przez punkt kontrolny.
Wyraz twarzy Nathana zamarł, a jego twarz przypominała pękniętą rzeźbę.
Po długim milczeniu zaśmiał się gorzko.
– Ona urządza scenę? Zła, że ją zaniedbałem? Hmph, kiedy się uspokoi, sprowadzę ją z powrotem.
– Kto dał jej odwagę, by mi się sprzeciwiać?
---
Gospodyni, wieloletnia służąca rodziny, wtrąciła się z żartobliwą uwagą.
– Panie, pani dopiero co przeszła operację. Wysyłanie jej teraz za granicę może sprawić, że będzie miała do pana żal. Nie martwi się pan?
Gospodyni lubiła Isabellę, uważała ją za łagodną i troskliwą, nigdy nie sprawiającą kłopotów personelowi.
Wyraz twarzy Nathana pozostał nieczytelny. Słowa gospodyni odbijały się echem w jego umyśle.
















