Dane
Ona mi nie ufała. Ani na cal, co tylko wzmagało moje pytania o jej przeszłość. Chciałem wiedzieć wszystko. Chciałem ją poznać na wylot. Chciałem wiedzieć, kto wywrócił jej życie do góry nogami te wszystkie lata temu i dlaczego obarczono tym dziecko.
Kiedy Raven się nią zajmowała, zadzwoniłem do mojego Bety, Erica. Pilnował watahy Moonshine i chciałem wiedzieć, czy zauważył coś niepokojącego.
Jak dotąd odpowiedź brzmiała: nic. To tylko wzbudziło moją ciekawość, ile tak naprawdę ukrywają przed światem. Jak głębokie są ich sekrety? Bo zanim Trey się ze mną skontaktował, nigdy nie słyszałem o wataże Moonshine. Wataha, która mieszkała niecałe pięćdziesiąt mil od nas. Zastanawiałem się, czy Neah o tym wiedziała.
Powiedziałem mu, żeby wracał, bo dziś wieczorem jest bieg watahy i musi tu być.
Nie mogłem nie zauważyć, że Neah nie uśmiechnęła się ani razu, odkąd ją poznałem. Ani razu jej dziwny zapach nie zmienił się, żeby pokazać, że jest choć trochę szczęśliwsza. Coś, co będę musiał zmienić, zwłaszcza jeśli ma być moją partnerką.
Przesuwam dłonią po jej brzuchu, a ona wstrzymuje oddech i odwraca ode mnie wzrok, szukając czegokolwiek innego do oglądania.
– Boisz się mnie? – pytam wprost, gdy jej bluza zsuwa się.
"Oczywiście, że się boi, spójrz tylko na nią" – mamrocze Aero, spacerując w moim umyśle.
Widzę, jak przygryza wewnętrzną stronę policzka, zastanawiając się, co powiedzieć. – Wszyscy się boją – szepcze z trudem.
Unoszę brew.
– Masz największą watahę. Toczyłeś wojny i wchłaniałeś inne watahy. Zabiłeś wielu Alf. Ludzie proszą cię o pomoc, a ty nie prosisz ich o to. Byłoby głupio, gdybym się ciebie nie bała.
Uśmiecham się i czuję radość Aero razem z moją własną. Ciężko pracowaliśmy, żeby stać się Alfą, którym jesteśmy.
Neah była mądrzejsza, niż jej brat ją przedstawiał. – Nie o to mi chodziło. Znam swoje miejsce na świecie. Mówię o tobie. Czy ty, Neah, boisz się mnie?
Szybko spuszcza wzrok na ziemię. Chciałbym, żeby tak nie robiła. Mógłbym wpatrywać się w nie cały dzień.
– Nie jestem jak oni – oznajmiam, gdy jej milczenie trwa. Nigdy nie zniżyłbym się tak nisko jak oni. Nigdy nie biłbym kobiety dla własnej korzyści.
– Czy byli inni tacy jak ty? – Zazwyczaj tam, gdzie był jeden, było ich wielu, ukrytych przed wzrokiem.
Kręci głową. – Tylko ja.
Wiedza, że skrzywdzili tylko ją, sprawiała, że było jeszcze gorzej. Że wszyscy inni byli uważani za lepszych od niej, podczas gdy ona miała krew Alfy.
– Jesteś osobą, która nigdy nie musi się mnie bać. Chcę, żebyś o tym wiedziała.
Naciąga rękawy bluzy na dłonie. Ukrywając przede mną jeszcze więcej siebie.
Do zmierzchu nadal nie odezwała się pierwsza. Każda rozmowa wychodziła ode mnie i zawsze kończyła się tylko jej kiwnięciem głową lub potrząśnięciem nią. Była prawie niemożliwa do odczytania, ale uwielbiałem wyzwania.
– Musisz spać – mamroczę, prowadząc ją w kierunku schodów. Nie miała Wilka i nie mogła dołączyć do nas na biegu watahy.
Jej niebieskie oczy wędrują do dużego zegara wiszącego na ścianie, ale nadal milczy, zachowując swoje myśli dla siebie.
Podąża za mną przez dom z powrotem do mojej sypialni. Pozwalając mi ponownie nałożyć krem na jej brzuch. Tak jak wcześniej, wstrzymuje oddech, tylko tym razem nie wydaje się tak przestraszona jak wcześniej i patrzy na mnie zamiast zamykać oczy.
– Dobranoc – mamroczę. Gdy pochylam się, żeby pocałować ją w policzek, napina się, a jej serce zaczyna bić szybciej. Spodziewałem się, że ucieknie, ale pozostała w miejscu, mocno zaciskając powieki.
Wypuszcza cichy jęk, gdy wracam do drzwi. – Wychodzisz? – szepcze zaskoczona.
– Dziś wieczorem jest pełnia księżyca. Prowadzę bieg watahy. Wrócę za kilka godzin, ale najprawdopodobniej będziesz spać.
– Bieg watahy? – mamrocze, marszcząc brwi.
– Wiesz, kiedy wataha idzie razem na wielkie polowanie. – Jej oczy stają się coraz większe, im więcej mówię. – Moonshine nie robią biegu watahy? – O ile mi wiadomo, wszyscy to robili.
Kręci głową.
Posyłam jej uspokajający uśmiech. – Przyzwyczaisz się do nich. Wyśpij się. Bo kiedy odzyskasz swojego Wilka, dołączysz do nas.
Gdy zaczynam zamykać drzwi, pozostaje w tym samym miejscu, wpatrując się we mnie, zdezorientowana. Mimo to wychodzę.
Na dole zastaję Erica i Jensona, którzy na mnie czekają.
– Jak idzie z nową dziewczyną? – pyta Jenson, rozpinając koszulę.
– Neah zostaje, a Moonshine nie robią biegów watahy – mamroczę, rozważając słowa Neah.
– Mówisz poważnie? – pyta Eric. – Myślałem, że to standard wszędzie. Wszystkie Wilki są wzmocnione w noc pełni księżyca i to najlepszy czas na polowanie.
Marszczę brwi na Erica. – Jesteś pewien, że nie widziałeś niczego niezwykłego?
– Z mojej pozycji zachowywali się jak wszyscy inni. Niektórzy poszli do pracy, niektórzy zostali i trenowali, inni zbierali plony – unosi brew. – Dlaczego, co twoim zdaniem ukrywają?
– Na początek, kto zabił rodziców Neah.
– Trey? – sugeruje Eric.
– Nie sądzę, żeby Trey był na tyle sprytny, żeby to zrobić. Idiota nawet nie zadał sobie trudu, żeby przeczytać umowę – mamrocze Jenson.
– Myślę, że powinniśmy ich odwiedzić jutro – proponuje Jenson.
– Zaskoczyć ich? – mamroczę.
– Czasami lepiej, gdy nie wiedzą, że nadchodzimy!
– Prawda. Trey był wściekły z powodu mojego przybycia.
Kiedy polowanie się kończy, potwierdzam z Erikiem i Jensonem, o której godzinie wyruszamy, zanim skieruję się na górę, żeby wziąć prysznic.
Wsuwając się cicho przez drzwi sypialni, byłem zadowolony widząc, że Neah śpi mocno w łóżku. Połowicznie spodziewałem się, że jej nie zobaczę. Pomyślałem, że mogła wykorzystać okazję, żeby uciec. Zamiast tego zwinięta jest w małą kulkę, przytulając poduszkę, wciąż w dresach, które dałem jej wcześniej.
Nie budzi się, gdy biorę prysznic, nawet nie drgnie, gdy włączam światło. Prawie jakby była przyzwyczajona do spania w zamkniętej przestrzeni, o każdej porze dnia.
Wycierając się, wchodzę z nią do łóżka. Przyciągając jej drobną, słabą posturę do siebie. Wydaje kilka zabawnych dźwięków, gdy zaczyna się budzić, ale szybko zasypia z powrotem.
Budząc się przed nią, nie mogłem powstrzymać się od obserwowania jej snu. W pewnym momencie w nocy przewróciła się na bok, twarzą do mnie. W porannym świetle widać było delikatne plamki piegów na jej nosie.
Wzdycha, nagle siadając prosto i pocierając oczy. – Gdzie ja jestem?
– Neah, jesteś w moim wataże, pamiętasz.
Jej niebieskie oczy zatrzymują się na moich, zanim skierowują się w dół, na moją nagą klatkę piersiową, a potem na prześcieradło, które ledwo mnie zakrywało.
– Jesteś… Jesteś nagi?! – Na jej policzkach pojawił się rumieniec, który sprawił, że nie wyglądała już tak krucho.
– Wolę w ten sposób, zwłaszcza w moim własnym łóżku – uśmiecham się do niej.
Klepie się po ciele, sprawdzając, czy nadal ma na sobie ubranie i wydaje westchnienie ulgi, gdy zdaje sobie sprawę, że wciąż jest w pełni ubrana.
"Moglibyśmy ją rozebrać." – mamrocze Aero. "Moglibyśmy jej pokazać, czego naprawdę chcemy."
"Musimy to zrobić wolniej." – odpowiadam w myślach. "Ona nie jest jak żadna inna."
Aero dąsa się na moją uwagę, wycofując się na tyły mojego umysłu. Na szczęście, gdy dorastałem, lepiej radziłem sobie z trzymaniem go pod kontrolą.
Neah przechodzi przez pokój, zamykając się w małym pokoju z toaletą. Słyszę, jak mamrocze do siebie, żeby się trzymać.
– Kiedy skończysz – wołam – musimy nałożyć twój krem.
Mija dziesięć minut, zanim się pojawia. Mierzy mnie wzrokiem, gdy naciągam czarny t-shirt.
– Eric, Jenson i ja mamy coś do załatwienia. Ty tu zostaniesz. – Chwytam słoik z kremem i gestykuluję, żeby podniosła bluzkę.
– Sama? – pyta, jej głos drży, gdy podwija bluzkę.
– Sama – potwierdzam. – Cóż, będą tu inni, więc nie całkiem sama. – Moja ręka zawisa na jej brzuchu trochę dłużej.
"Ona tu jest." – warczy Aero.
Opuszczając rękę, Aero dąsa się. Chciał udowodnić coś. Oznaczyć ją jako naszą, w końcu uciszyć plotki krążące wokół nas.
















