Laura wpada do baru jakieś czterdzieści pięć minut po otwarciu, chwyta mnie za ramię i wciąga na korytarz, żeby pogadać.
– Co tu się wczoraj do cholery działo? – syczy mi niemal prosto w twarz. Marszczę brwi, trochę zdezorientowana.
– Mówiłam ci, była bójka i trochę nabrudzili, więc zamknęliśmy wcześniej – przypominam jej, a ona kręci głową.
– Nie ma mowy, żeby to była cała historia. Przynajmniej
















