Po całym tym chaosie, Jasonowi w końcu udało się odciągnąć Stellę.
Lillian cierpiała tak bardzo, że jej twarz wykrzywiła się, a łzy napłynęły do oczu, gdy patrzyła żałośnie na Ethana. "Ethan, ja…"
Twarz Ethana była posępna od wściekłości.
Odwrócił się do Jasona i warknął: "Zabierz ją stąd. Już!"
Stella próbowała strząsnąć z siebie Jasona, ale nie było mowy, żeby pozwolił jej odejść.
Jezu, skąd ona ma tyle siły?
"Panno Dawson, chodźmy," ponaglał Jason.
Stella prychnęła. "Moja torba."
Użyła jej przed chwilą, żeby uderzyć Ethana, więc teraz leżała u jego stóp. Wściekły Ethan chwycił ją i rzucił w jej stronę.
Jason złapał ją w powietrzu i wcisnął w jej ramiona. "Dobrze, dobrze, masz swoją torbę."
Cała sytuacja była jednym wielkim bałaganem.
W końcu Stella została wciągnięta do samochodu przez Jasona.
Jason chciał odwieźć ją do domu, ale nie było mowy, żeby pozwoliła ludziom Ethana ją wozić. Sama wsiadła za kierownicę i odjechała z piskiem opon.
Ethan, wciąż oszołomiony uderzeniem, potrzebował chwili, żeby wszystko zarejestrować. Zanim się ocknął, Lillian siedziała tam z potarganymi włosami i spuchniętą nogą. Jego gniew wobec Stelli tylko wzrósł.
Wziął Lillian w ramiona. "Zaniosę cię do szpitala."
Lillian skinęła głową, a jej oczy zalśniły łzami. Wyglądała absolutnie żałośnie.
Ethan odwrócił się do Jasona. "Idź po samochód."
Jason zerknął w stronę miejsca parkingowego, z którego wyjechali wcześniej.
Pusto.
"Ech… Panna Dawson go zabrała."
W całym tym chaosie Jason zamierzał sam odwieźć Stellę, ale ona zamiast tego odjechała.
Twarz Ethana jeszcze bardziej pociemniała.
Jason przełknął ślinę. "P-pójdę na parking podziemny i wezmę inny."
Kluczyki wciąż były w biurze. Najpierw będzie musiał po nie pójść.
Gdy Stella czekała na czerwonym świetle, jej telefon zawibrował.
Spojrzała na identyfikator dzwoniącego.
Jej biologiczna matka, Susan Carter.
"Przyjedź dziś wieczorem do domu. Muszę z tobą o czymś porozmawiać."
Stella odkręciła butelkę wody i wzięła łyk. "Jestem zajęta. Nie mam czasu."
Już wiedziała, o czym chcą porozmawiać, i nie obchodziło jej to.
Susan cmoknęła językiem. "Zajęta czym? Przecież nie robisz niczego, żeby przypodobać się Ethanowi."
Susan zawsze miała skomplikowaną mieszankę emocji wobec tej swojej biologicznej córki.
Stella uśmiechnęła się złośliwie. "Więc pozwoliłaś Lillian wrócić, żeby to zrobiła za mnie?"
Po drugiej stronie na chwilę zapadła cisza.
Stella nie była głupia. Wiedziała dokładnie, dlaczego dzwoni Susan. Dwa lata temu jej kłótnia z Lillian stała się bardzo brzydka. Gdyby Lillian wtedy nie wyjechała, prawdopodobnie gniłaby teraz w więzieniu.
Teraz, gdy wróciła, zarówno Ethan, jak i rodzina Reedów musieli się martwić, że Stella znowu narobi kłopotów.
Skoro już to wiedziała, Susan nie zadała sobie trudu, żeby to ukrywać. Jej ton nieco złagodniał. "To było lata temu. Nie możesz tego puścić w niepamięć?"
Wiatr z wpółotwartego okna niósł chłód, muskając szyję Stelli i wnikając do jej piersi.
Przez chwilę poczuła zimno.
Ale tylko przez chwilę.
"Pani Susan," powiedziała obojętnie. "Prawie zginęłam w tym wypadku samochodowym. Minęły dopiero trzy lata. Zapomniałaś już, jak wyglądałam, kiedy wróciłam?"
Kiedy w końcu ją znaleźli, spędziła całe dwa miesiące w szpitalu.
Lillian to wszystko zaaranżowała. Bała się, że Stella wróci do rodziny Reedów i zabierze to, co było jej.
Ten wypadek miał ją zabić. Uniemożliwić jej powrót do domu.
A teraz Susan chce, żeby po prostu to puściła w niepamięć?
Susan westchnęła. "To naprawdę nie była ona. Nie możesz ciągle zakładać o niej najgorszego."
Stella od niechcenia wrzuciła pustą butelkę po wodzie do śmietnika przy ulicy. Przewróciła oczami.
"Lillian mówi, że traktuję ją niesprawiedliwie, a ty jej po prostu wierzysz? Skoro tak jej ufasz, to po co w ogóle mnie szukałaś? Tak ją kochasz — trzeba było po prostu przy niej zostać."
"Stella!" warknęła Susan. "Możesz być raz rozsądna? Musisz urządzać histerię za każdym razem, gdy o tym wspominamy? Kiedy to się skończy?"
Za każdym razem, gdy pojawiał się temat Lillian, kończyło się to kłótnią. Susan miała tego dość.
Westchnęła ciężko, wyraźnie starając się powstrzymać irytację. Potem przeszła do sedna. "Dobra, nie musisz jej wybaczać. Ale tym razem jest inaczej. Ona jest chora. Bardzo chora."
Stella wydała z siebie zimny śmiech. "Ona jest chora, więc mój ślub z Ethanem musi zostać przełożony? Więc Ethan musi przy niej zostać?"
Nie obchodził jej Ethan, ale sposób, w jaki myśleli ci ludzie, był tak pokręcony, że nie mogła się powstrzymać od wbicia kilku szpilek.
Susan brzmiała jeszcze bardziej zirytowana. "Ona i Ethan dorastali razem. Zawsze na nim polegała. Nie martw się — Ethan i tak się z tobą ożeni. Ale na razie, czy możemy się wszyscy skupić na zdrowiu Lillian?"
Jasne.
Mogą cenić Lillian, jak tylko chcą, ale oczekują, że ona też ustąpi?
Jaka to logika?
Susan zauważyła jej milczenie. "Słuchasz mnie?"
Słuchać czego? Tej śmiesznej próby prania mózgu?
Stella wydała z siebie głośne prychnięcie. "Skupcie się na tym, na czym chcecie. Tylko nie wciągajcie mnie w to."
Potem, bez słowa, rozłączyła się i zablokowała Susan.
















