Pierwszy Rozdział
ARABELLA.
"Peter..." jęczę, kiedy przerywa pocałunek i powoli otwiera oczy, żeby spotkać się z moim spojrzeniem. Są zaciemnione, pożądanie i żądza w nich pływają, a moje serce wali w piersi, bo jestem pewna, że moje wyglądają tak samo.
"Ara..." wymawia moje imię cicho i dłużej nie mogę się powstrzymać. Chwytam za przód jego koszuli i przyciągam jego usta z powrotem do moich. Jęk opuszcza jego wargi, kiedy je rozwieram i wsuwam język do środka; moje dłonie przesuwają się z jego ramion na klatkę piersiową, wędrują w dół jego ciała i zatrzymują się na dolnym brzegu koszuli.
Jego dłoń zaciska się wokół mojej głowy, gdy powoli opuszcza mnie na łóżko, a dreszcz podniecenia przebiega przez moje ciało, gdy moje plecy uderzają o miękki materac, a ciepło zbiera się w moim podbrzuszu.
To się dzieje. Naprawdę się dzieje. W końcu przekraczamy tę jedną granicę.
Wszystkie myśli ulatniają się, gdy Pete odrywa usta od moich, by obsypać pocałunkami moją szyję. Przygryzam wargi, żeby powstrzymać głośne jęknięcie, które grozi wydostaniem się na zewnątrz, gdy czuję, jak jego dłoń zbliża się do mojej piersi, a moja ręka na jego koszuli zsuwa się niżej, aż napotykam pas jego spodni i kiedy jego zęby drapią skórę na mojej szyi, wywołując ze mnie cichy jęk; moja dłoń przesuwa się po oczywistej erekcji, która napiera na jego spodnie.
W ułamku sekundy Pete odsuwa się ode mnie z paniką w oczach, a mój oddech staje się krótki i urywany, gdy czekam, aż znowu się przysunie, ale on tego nie robi. Stoi nade mną z szeroko otwartymi oczami, a potem wstaje z łóżka.
"Pete?" wołam zdezorientowana, opierając się na łokciach o materac, a on kręci głową: "Tak mi przykro, Ara. Tak mi przykro. Nie wiem, co we mnie wstąpiło."
"Co? O czym ty mówisz, Pete? Wróć tutaj." Wyciągam rękę, próbując go złapać, ale on odsuwa się jeszcze bardziej, a moja pierś opada, wszelkie płomienie podniecenia opuszczają moje ciało na myśl, że to znowu się dzieje.
Podnieca mnie. Przybliża mnie do krawędzi, a potem mi to wszystko odbiera. Oczywiście, to miało się zdarzyć. To jest to, co on zawsze robi.
"Nie powinniśmy, Ara. Nie możemy." Jego słowa przyciągają moją uwagę z powrotem do niego i siadam prosto na łóżku: "Czy my naprawdę przez to przechodzimy jeszcze raz?"
"Musisz mnie zrozumieć, Ara. My—"
"A ja próbowałam!" Podnoszę głos, stłumiona frustracja seksualna i nagły gniew przejmują moje zmysły. Kiedy Pete odchyla głowę do tyłu, jakby właśnie został uderzony. Biorę oddech i zaczynam od nowa: "Próbowałam, Pete. Próbowałam cię zrozumieć, ale nie rozumiem, o co chodzi. Mówiłam ci wiele razy, że wszystko ze mną w porządku. Jestem gotowa, żeby zrobić z tobą następny krok, ale dlaczego ciągle się powstrzymujesz? Dlaczego rozbudzasz moje nadzieje, tylko po to, żeby je wszystkie zniweczyć? Czy nie pociągam cię w ten sposób? Czy o to chodzi? Nie jestem wystarczająco atrakcyjna, żebyś mnie dotknął?"
"Oczywiście, że nie, skarbie. Nie o to chodzi. Nigdy o to nie chodzi." Zapewnia, a ja mówię: "To o co chodzi? Dlaczego nie chcesz pójść dalej niż pocałunek? Dlaczego ciągle się przy mnie powstrzymujesz?"
"Musisz mnie zrozumieć, Ara" - szepcze, podchodząc bliżej. Pochyla się nad krawędzią łóżka i wyciąga do mnie ręce. Kiedy kładę swoje dłonie na jego, on pociera moje kostki i uśmiecha się do mnie: "Wiem, że tego chcesz, ale musisz mi zaufać; to nie jest odpowiedni moment."
"To kiedy będzie ten właściwy moment?" unoszę brew, mój głos jest cichy, a on podnosi jedną z rąk, żeby pogładzić mój policzek. "On nadejdzie, a kiedy to się stanie; obiecuję, że wynagrodzę ci każdy jeden raz, kiedy odmówiłem ci tego, czego chcesz, ale na razie; po prostu potrzebuję, żebyś mi zaufała. Hmmm?"
Kiedy nie odpowiadam, podnosi moją drugą rękę i robi smutną minę, a ja, wzdychając, mówię: "Okej. Ufam ci."
"Wiem, że ufasz." Rozpromienia się, przybliżając swoją twarz i opuszczam głowę, żeby pocałował mnie w czoło, zanim zacznie wyciągać mnie z łóżka. "Chodź. Wyjdźmy z twojego pokoju. Wygląda na to, że pokusa jest właśnie tutaj." Chichocze.
"Kiedy oni wrócą?" pyta Pete, gdy wychodzimy z mojego pokoju i idziemy korytarzem, który prowadzi nas do salonu.
"Powinni być tu za chwilę" odpowiadam na jego pytanie, gdy docieramy do salonu i puszczam jego dłoń, żeby pójść do kuchni. Nalewam sobie szklankę wody, wypijam zawartość jednym haustem i przecieram usta dłonią, a moja pierś opada z westchnieniem, gdy stoję tam z dłońmi opartymi o blat. Po kilku sekundach odstawiam szklankę i wracam do salonu, żeby zobaczyć, jak Peter wstaje z kanapy.
"Chyba powinienem już iść. Dara właśnie napisała sms-a." Mówi, kiedy staję przed nim, a ja mruczę: "Powinieneś iść w takim razie. Nie chcesz, żeby czekała."
Kiwa głową, a potem zaskakuje mnie, obejmując mnie w talii i przyciągając do swojej klatki piersiowej. "Nie jesteś... Zła na mnie, prawda?"
"Nie jestem" - zapewniam go z lekkim uśmiechem, głaszcząc jego ramię, a jego uśmiech się poszerza, gdy przechyla głowę na bok i spotyka moje usta. To krótki całus, a potem odchyla się do tyłu.
"Do zobaczenia jutro w szkole, tak?" szepcze, a kiedy kiwam głową, całuje mnie w czubek nosa, zanim zwalnia uścisk.
Odwracam się w miejscu, obserwując, jak odchodzi, machając mu na pożegnanie, a on już ma wyjść, kiedy otwierają się drzwi; Sinclair i Ashley wchodzą do środka z małą Winnie.
Uśmiech pojawia się na mojej twarzy, gdy wymieniają pozdrowienia, a mój brat przewierca wzrokiem plecy Pete'a, gdy ten w końcu znika z domu.
"Wróciliście." Mówię, gdy drzwi się zamykają, a wszystkie spojrzenia padają na mnie.
"Znowu z nim byłaś?" Mój brat odzywa się pierwszy, gdy zaczynają iść w moją stronę, a ja mówię: "To mój chłopak. Kiedy przyzwyczaisz się do tego, że przychodzi się ze mną zobaczyć?"
"Nigdy." Odpowiada, rozwiązując krawat. "Jedynym powodem, dla którego zawsze wychodzi stąd żywy, jest Little Greene." Kręcę głową, gdy biorę dziecko od Ashley, a ona potarguje moje włosy.
"Jak poszło spotkanie?" pytam ją, a ona uśmiecha się szeroko: "Świetnie. Męcząco, ale świetnie. Dobrze się bawiłam."
"Mam nadzieję, że nie próbował przekroczyć granicy?" Głos Claira przerywa nam, a Ashley śmieje się, gdy biorę oddech na kolejną nadopiekuńczość mojego brata.
Odwracam się do niego. "Nie próbował. A nawet gdyby próbował, potrafię sobie poradzić. Mam osiemnaście lat, Clair. Nie sześć. Przestań być taki nadopiekuńczy."
"Masz osiemnaście lat i mieszkasz pod moim dachem." Zaznacza, a Ashley uprzedza moją odpowiedź: "Pamiętam jeszcze, co robiłyśmy, kiedy byłam w jej wieku, Sin. Daj dziewczynie żyć."
"Ona taka jest, bo ty ją do tego zachęcasz." Prycha, a ona mówi: "Może powinieneś spróbować zrobić to samo. To bardziej ekscytujące."
"Mówisz tak, bo..." Sinclair nie zdąża dokończyć swoich słów, gdy Ashley podchodzi bliżej i chwyta go za przód marynarki. "Ciii, skarbie. Nie będziemy się o to znowu kłócić, prawda?"
Kładę Winnie na swoim ramieniu, obserwując, jak mój brat topnieje pod dotykiem i pełnym miłości spojrzeniem swojej żony. Przytrzymuje jej twarz, otwierając usta: "Nie. Nie, nie będziemy. Jestem wobec ciebie bezsilny."
Ashley chichocze, stając na palcach, żeby go dosięgnąć i przewracam oczami, odwracając się od nich, gdy łączą swoje usta, wiedząc, że zaraz przeniosą się do swojego własnego świata. Ignorując i zapominając o wszystkim i wszystkich wokół.
"Zaniosę Winnie do łóżka" - oznajmiam i nie jestem zaskoczona, kiedy nie otrzymuję odpowiedzi. Mieszkam z tą parą od piątego roku życia i przysięgam, że ich miłość do siebie nawzajem rośnie z każdym rokiem. Można by pomyśleć, że po ślubie i sześcioletnim dziecku złagodzą ciężar pożądania i uwielbienia dla siebie nawzajem, ale tak nie jest. Obserwuję ich miłość i rozwój od lat i nigdy nie będę mogła podziwiać ich miłości bardziej, niż już to robię.
Po włożeniu Winnie do łóżka i położeniu obok niej jej pluszowego misia, wychodzę z jej pokoju i wracam do salonu, żeby zobaczyć Ashley przypartą do oparcia kanapy, z Clairem nachylającym się nad nią, a dźwięki ich całujących się ust głośno rozbrzmiewają w powietrzu. I oto typowa sceneria, którą otrzymuję od pary, która nie może trzymać rąk z dala od siebie.
"Jestem tutaj." Oznajmiam, powodując, że się od siebie odrywają. Kiedy mój brat odwraca się do mnie, mówię: "To kolejny powód, żebyście poszli do pokoju."
Chichocze i spogląda z powrotem na swoją żonę, która pyta: "Gdzie jest moja córka?"
"Włożyłam ją do łóżka" - odpowiadam, a ona kiwa głową, jeszcze raz przykładając usta do jego, zanim się od niego odsuwa. "Powinnam przygotować obiad. Co chcesz zjeść, kochanie?"
"Ciebie" - słyszę jego odpowiedź i przewracam oczami, gdy wpadają w kolejną jedną ze swoich flirtujących rozmów, podczas gdy ja idę w kierunku kanapy. Na dźwięk pisku wyjmuję telefon, a westchnienie opuszcza moje usta na widok imienia mojego chłopaka.
PETE: Jestem w domu. Co robisz?
Kieruję wzrok na dwoje ludzi, którzy stoją na środku pokoju, przytuleni do siebie, zanim spoglądam z powrotem na ekran i, przygryzając wargi, zaczynam pisać odpowiedź.
~
"Ara! Schodzisz na dół?" Słyszę głos Ashley i wołam z powrotem: "Już idę! Jestem w drodze." Rzucam jedno spojrzenie w lustro obok mojego łóżka, poprawiam krawędź buta, zanim chwytam torbę i wychodzę z pokoju.
Jestem tylko o krok od salonu, kiedy mój telefon wibruje i marszczę brwi na widok tekstu na ekranie.
DEX: Obawiam się, że nie mogę cię dziś odebrać, skarbie. Myślisz, że możesz się tu sama dostać?
JA: Coś się stało? Wszystko w porządku?
"Dlaczego się krzywisz?" Podnoszę głowę na dźwięk głosu Ashley i mówię: "To Dex. Powiedział, że nie może mnie odebrać."
"Och, wszystko z nim w porządku? Nigdy nie zapomina cię odebrać." Pyta, podając mi miskę, a ja nabijam widelec na plasterek jabłka. "To samo go zapytałam."
Już ma znowu się odezwać, kiedy mój telefon wibruje i ona gestykuluje, żebym sprawdziła.
DEX: Wszystko jest. Po prostu zwykłe momenty mamy. Nie musisz się mną martwić. Spotkam się z tobą w szkole.
JA: W porządku, uważaj na nią.
"To tylko jego mama" - informuję Ashley, kiedy podnoszę głowę, żeby wziąć plasterek arbuza, a ona mówi: "To wtedy nieuniknione."
"Wiem." Wzdycham, nabijając ogórka, zanim odkładam widelec. "Chyba będę musiała sama dostać się do szkoły."
"Sin cię może zawieźć." Mówi, a moje oczy się rozszerzają: "On jeszcze nie wyszedł?"
Jej policzki czerwienieją, gdy rozchyla usta. "Mogłam zająć minutę lub dwie z jego czasu."
"Dlaczego mnie to nie dziwi?" Kręcę głową, a ona śmieje się, odwracając się z powrotem w kierunku kuchni. "Gdzie jest moja Winnie?" wołam do niej, a ona odpowiada: "Jeszcze śpi."
Mruczę, podchodząc do kanapy i opieram się o nią plecami. Ashley wychodzi z kuchni i uśmiecha się do mnie, idąc na górę po schodach. Za niecałą minutę wraca do salonu z walizką i kilkoma aktami w ręku.
"Pomogę ci z tym" - mówię jej i podchodzę bliżej, żeby wziąć od niej akta, zanim odwrócimy się w kierunku drzwi. Ashley staje przede mną i wrzuca walizkę do torby, a ja mam zamiar opuścić głowę, kiedy moje oczy dostrzegają jakąś postać.
Prostując plecy, patrzę przed siebie i widzę faceta stojącego obok motocykla. Jego głowa odwraca się w moją stronę, a zimny dreszcz przebiega przez moje ciało, gdy lustruje mnie wzrokiem, zanim odwraca głowę i wsiada na motocykl.
"Ara." Podskakuję na dźwięk głosu Ashley i widzę, że stoi obok mnie z przymrużonymi oczami. "Dlaczego zamarłaś?"
"Nie zamarłam" - zaprzeczam, a ona nalega: "Zamarłaś. Na co się patrzyłaś?"
Bez większego namysłu kieruję wzrok z powrotem w to samo miejsce i otwieram usta: "Kto to jest? Czy ktoś się tu nowy wprowadza?"
Ashley przesuwa się bliżej w bok, zanim odwraca się z powrotem do mnie. "Och, on. Twój brat powiedział, że ktoś nowy się wprowadzi."
"Kiedy?" Pytam ją, a ona unosi brew: "Dlaczego się tak tym przejmujesz?"
"Nie przejmuję się." Kręcę głową, odrywając od niej wzrok, wrzucam akta na siedzenie i słyszę jej śmiech za sobą. "Wydajesz się taka."
"Nie jestem" - nalegam, kiedy znowu spotykam się z jej spojrzeniem. "Jestem po prostu ciekawa. Nic więcej. To dziwne, że widzę tu kogoś nowego."
"O czym wy we dwie rozmawiacie?" Ashley odwraca się ode mnie na dźwięk głosu mojego brata, a ja spoglądam z powrotem w to samo miejsce, powoli pocierając dłonią klatkę piersiową, zanim kręcę głową i wsiadam do samochodu.
Co to, do cholery, było za uczucie?






