Poranne światło wlewało się do środka, cienkie i niepewne, przesączając się przez żaluzje w smugach złota i delikatnej szarości. Sophia leżała, obserwując taniec cieni na suficie, czując, jak ciężar ciszy otula ją niczym koc. Wciąż czuła dotyk dłoni Luki z poprzedniej nocy, jego palce muskające jej policzek, jego niezachwiane spojrzenie, gdy w końcu wypowiedział słowa, których tak pragnęła usłysze
















