"Nie możesz mówić poważnie." Głos Luki przeciął powietrze w pomieszczeniu jak nóż, ociekając niedowierzaniem i protekcjonalnością. Jego wzrok wiercił Sofię zza długiego, lśniącego stołu w sali konferencyjnej, pełen pogardy i czegoś bardziej niebezpiecznego, wyzwania.
Sofia nawet nie drgnęła. Pochyliła się do przodu, dłonie splecione na wypolerowanej powierzchni, oczy wbite w Lukę, jakby prowokowała go, by powiedział coś więcej. "Och, mówię bardzo poważnie," odparła, jej głos był opanowany, ale buzujący pod spodem. "Jeśli ta fuzja ma się udać, musimy sobie wyjaśnić jedną rzecz, to ja będę tu rządzić."
W sali zapadła cisza. Członkowie zarządu, zebrani na tym ważnym spotkaniu, wiercili się niespokojnie na krzesłach, wyczuwając napięcie między nimi dwojgiem. Na papierze mieli być partnerami, ale sposób, w jaki się na siebie patrzyli, jasno dawał do zrozumienia, że to walka o dominację.
Luca skrzyżował ramiona, opierając się na krześle, jakby miał cały czas świata na tę grę. "Rządzić?" powtórzył z ironicznym uśmiechem na ustach. "Nie potrafisz nawet porządnie zarządzać Drayton Tech. A teraz myślisz, że jesteś w stanie udźwignąć całą fuzję?"
Paznokcie Sofii wbiły się w stół, ale nie pozwoliła, by gniew pojawił się na jej twarzy. Jeszcze nie. "Czy to właśnie sobie wmawiasz, Luca? Że podkopywanie mojej pozycji to twoja najlepsza szansa na przejęcie kontroli nad zarządem?" Jej ton był ostry, jak ostrze ukryte pod jedwabiem.
"Nie muszę cię podkopywać," odparł gładko Luca, zerkając krótko na członków zarządu, z których każdy zdawał się unikać jego wzroku. "Twoje przywództwo w Drayton Tech mówi samo za siebie. W ostatnim kwartale nie odnotowano żadnego wzrostu. W rzeczywistości przychody nieco spadły, prawda?" Jego uśmieszek poszerzył się, gdy pozostali członkowie zarządu zaczęli przytakiwać, choćby minimalnie.
To uderzenie zabolało, ale Sofia nie zamierzała się wycofać. Grał nieczysto, a jeśli chciał wojny, to ją dostanie.
"To śmiałe oskarżenie, jak na kogoś, czyje ostatnie przedsięwzięcie spaliło na panewce," powiedziała Sofia, jej głos był spokojny, ale stanowczy. Nie musiała podnosić głosu. Prawda jej słów przecięła powietrze jak bicz. Spędziła tygodnie na przygotowaniach do tego spotkania, grzebiąc w biznesowych porażkach Luki. Teraz nadszedł czas, by wykorzystać to, co znalazła. "Jak to się nazywało? Varex Solutions? Ambitny start-up, nad którym nadzorowałeś i który stracił miliony w sześć miesięcy?"
Kolor zniknął z twarzy Luki na krótką chwilę, ale szybko się opanował, a jego oczy zwęziły się w szparki. Nie spodziewał się tego. W sali zapanowała cisza, a napięcie iskrzyło jak elektryczność. Pozostali członkowie zarządu wymienili niespokojne spojrzenia, niepewni, czy interweniować, czy pozwolić im się nawzajem rozerwać.
Luca pochylił się do przodu, jego głos opadł nisko, przesycony jadem. "Nie wiesz, o czym mówisz, Sofia. Varex nie był moją porażką. To było...."
"Och, ale wiem," przerwała Sofia, a jej ton przeciął jego słowa. Uniosła brew, wyraźnie rozkoszując się chwilą zwycięstwa. "Czytałam raporty. Miałeś kontrolę nad finansowaniem, zatrudnianiem i realizacją. A jednak był źle zarządzany od góry do dołu. *Twoje* przywództwo zawiodło, Luca. Dlatego Varex upadł."
Cisza.
Szczęka Luki zacisnęła się, a Sofia wiedziała, że zapędziła go w kozi róg, przynajmniej na razie. Ale wiedziała też, że to nie koniec, jeszcze długa droga przed nimi. Luca był wojownikiem i nie pozwoli jej tak łatwo wygrać.
"Myślisz, że to wystarczy, żeby mnie zdyskredytować?" zapytał Luca, jego głos był teraz śmiertelnie cichy, a oczy płonęły wściekłością. "Varex to był pojedynczy projekt. Ty natomiast spędziłaś lata, prowadząc Drayton Tech ku stagnacji. Twoi ludzie są lojalni, jasne, ale gdzie jest innowacyjność? Gdzie jest wzrost?"
Sofia zjeżyła się na to oskarżenie, ale zanim zdążyła odpowiedzieć, jeden z członków zarządu, starszy mężczyzna o imieniu Vincent Hale, odchrząknął, próbując załagodzić sytuację. "Może powinniśmy skupić się na zadaniu, które mamy przed sobą," zasugerował ostrożnie, spoglądając między nimi. "Jesteśmy tutaj, aby omówić strukturę przywództwa nowej firmy, a nie roztrząsać przeszłe przedsięwzięcia biznesowe."
Sofia rzuciła mu spojrzenie wdzięczności, ale trwało to krótko. Luca nie zamierzał się wycofać.
"Struktura przywództwa jest dokładnie tym, o czym rozmawiamy," powiedział chłodno Luca, zwracając uwagę z powrotem na Sofię. "A jeśli ta fuzja ma się powieść, potrzebujemy kogoś kompetentnego u steru. Kogoś, kto wie, jak wprowadzać innowacje, jak podejmować ryzyko, jak prowadzić. A to nie jesteś ty."
Sofia poczuła, jak krew w niej wrze, ale nie pozwoliła Luce zobaczyć, że się poci. "A ty myślisz, że jesteś tą osobą? Mężczyzna, który nie potrafił utrzymać jednej firmy, zanim prześlizgnęła mu się przez palce?"
"Nie chodzi o jedną firmę," warknął Luca, a jego oczy płonęły. "Chodzi o wizję. A w tej chwili to ja ją mam."
Sofia pochyliła się do przodu, a jej głos opadł do niebezpiecznego szeptu. "Jedyna wizja, jaką masz, Luca, to wizja kontroli. Chcesz przejąć tę fuzję, kontrolować wszystko i naginać do swojej woli. Ale ja ci na to nie pozwolę."
Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, a otaczający ich pokój zniknął w tle, gdy rysowały się linie bitwy. Żadne z nich nie chciało się wycofać. To już nie chodziło tylko o fuzję, to było osobiste. Chodziło o dumę, o udowodnienie, kto jest prawdziwym liderem. Tym, który potrafi przejąć kontrolę, wygrać i zdominować.
"Być może korzystne byłoby współzarządzanie," zasugerowała nieśmiało inna członkini zarządu, kobieta o imieniu Ewelina, wyczuwając, że napięcie wymyka się spod kontroli. "Oboje wnosicie unikalne atuty, w końcu. Dlaczego nie..."
"Współzarządzanie?" zadrwił Luca, przerywając jej. "Tak to nie działa. Nie można mieć dwóch osób dowodzących statkiem. Jeden z nas musi prowadzić, a to będę ja."
Sofia poczuła falę lodowatej furii na jego arogancję. Wyprostowała się, a jej plecy usztywniły się, gdy zwróciła się do sali, jej głos był głośny i wyraźny. "Ta fuzja ma na celu połączenie dwóch firm, dwóch rodzin. To nie jest dyktatura, Luca. I nie pozwolę ci jej w taką zamienić."
Usta Luki wykrzywiły się w okrutnym uśmiechu. "Myślisz, że masz wybór?"
"Tak," powiedziała po prostu, piorunując go wzrokiem. "I ma go również ten zarząd."
Wincenty, wyczuwając potrzebę odzyskania kontroli, podniósł rękę. "Powinniśmy to przegłosować," powiedział stanowczo. "Niech zarząd zdecyduje, kto powinien być dyrektorem generalnym połączonej firmy."
Sofia poczuła, jak jej serce przyspiesza. To była ta chwila... moment, w którym wszystko mogło się zmienić. Luca wyglądał równie zdeterminowany, a jego oczy przelatywały po twarzach członków zarządu, próbując ocenić, gdzie leży ich lojalność.
"Dobrze," powiedział Luca, opierając się na krześle, emanując pewnością siebie. "Głosujmy. Zobaczmy, kogo ten zarząd uważa za bardziej odpowiedniego do prowadzenia."
Sofia rozejrzała się po sali, patrząc w oczy każdemu członkowi zarządu, w milczeniu błagając ich, by kierowali się rozsądkiem. By przejrzeli brawurę Luki i uznali jej możliwości. Przeprowadziła Drayton Tech przez trudne czasy, zapewniła stabilność i lojalność wśród swoich pracowników, zbudowała coś solidnego. Luca może i miał charyzmę, ale ona miała treść.
"Podajmy to pod głosowanie," powiedziała, jej głos był opanowany, pomimo napięcia iskrzącego w powietrzu.
Gdy oddawano głosy, serce Sofii waliło jak oszalałe. Czuła wzrok Luki na sobie przez cały czas, a jego uśmieszek poszerzał się z każdą mijającą sekundą, jakby wiedział coś, czego ona nie wiedziała.
W końcu ostatni głos został policzony, a Wiktor odchrząknął, trzymając wyniki w ręku. "Jest remis," powiedział, jego głos był wahający się. "Zarząd jest podzielony po równo. Pięć głosów na pana Alvareza i pięć głosów na panią Drayton. Wciąż sugeruję współzarządzanie."
Serce Sofii opadło, a ona widziała, jak uśmieszek Luki zamienia się w pełny uśmiech. "Wygląda na to, że będziemy musieli to rozstrzygnąć w inny sposób," powiedział gładko, a jego głos ociekał triumfem.
Zanim Sofia zdążyła odpowiedzieć, ostry wibracja z telefonu jednego z członków zarządu przerwała ciszę. Mężczyzna o imieniu Karol, siedzący na końcu stołu, dyskretnie wyciągnął telefon z kieszeni i zerknął na ekran.
Nikt inny zdawał się tego nie zauważyć, ale Sofia dostrzegła, jak jego usta wykrzywiły się w sprytny uśmiech, gdy szybko odpisywał. Jego palce tańczyły po ekranie, zanim wsunął telefon z powrotem do kieszeni, wyglądając na zbyt zadowolonego z siebie.
Karol podniósł wzrok znad telefonu, a jego twarz była maską neutralności, zupełnie nieświadomy, że Sofia zauważyła jego wyraz twarzy, choć zignorowała to bez dodatkowej myśli.
Gdy spotkanie trwało, myśli Sofii pędziły. Coś było nie tak. Fuzja od samego początku była sporna, ale teraz czuła, że ktoś pociąga za sznurki za kulisami. Ktoś chciał, żeby skakali sobie do gardeł.
I odnosili sukces.
Sofia ukradkiem spojrzała na Lukę, który wciąż rozkoszował się swoim domniemanym zwycięstwem. Gdyby tylko wiedział, co się naprawdę dzieje.
To nie była już tylko walka o kontrolę nad fuzją. To było coś znacznie większego i znacznie bardziej niebezpiecznego.
"Jeśli Luca myśli, że wygrał tę rundę, to jest w wielkim błędzie," pomyślała Sofia, a jej serce stwardniało z determinacji.
















