– Nie rozumiem, po co to wszystko jeszcze przeciągamy – głos Luki przeciął napięcie w pokoju, ociekając arogancją. Uśmieszek trwale zagościł na jego twarzy, gdy odchylił się na krześle, całkowicie wyluzowany. – Wszyscy wiemy, jak to się skończy.
Sophia zacisnęła pięści pod stołem, paznokcie wbijając się w dłonie. Czuła, jak krew napływa jej do twarzy, ale zmusiła się, by zachować opanowanie. Nie da mu satysfakcji zobaczenia, jak traci kontrolę, nie tutaj, nie przed ich ojcami i prawnikami, którzy traktowali jej przyszłość jak transakcję biznesową.
– W przeciwieństwie do ciebie, niektórzy z nas przejmują się szczegółami – warknęła Sophia, jej głos był na tyle ostry, że mógłby przeciąć wypolerowany dębowy stół konferencyjny między nimi. Obrzuciła go miażdżącym spojrzeniem, żałując, że nie może zetrzeć tego zadowolonego wyrazu z jego twarzy.
Po drugiej stronie stołu Luca zaśmiał się cicho, protekcjonalnie. – Och, nie martw się, księżniczko. Jestem pewien, że twoi prawnicy przeczytali każde słowo, przeanalizowali każdą klauzulę. Będziesz miała się dobrze.
– Nie nazywaj mnie tak – wycedziła Sophia, jej głos drżał od powstrzymywanej furii. Czuła na sobie wzrok wszystkich w pokoju, w tym jej ojca, którego chłodne spojrzenie przypominało jej, by trzymała nerwy na wodzy.
Jej ojciec, Richard Drayton, poruszył się na krześle, z wyrazem zniecierpliwienia na twarzy. – Sophia, proszę – powiedział, jego głos był płaski, ale stanowczy. – Przejdźmy przez to. Ta fuzja jest dla dobra obu naszych rodzin. To biznes, nic osobistego.
– Nic osobistego? – Te słowa zabolały bardziej, niż powinny. Ale dla jej ojca zawsze najważniejszy był biznes. Nawet jej własne życie, jej własne małżeństwo, było dla niego tylko kolejną transakcją, kolejnym ruchem na szachownicy, mającym na celu umocnienie władzy i prestiżu.
Spojrzenie Sophii powędrowało do prawnika jej ojca, który przeglądał ostateczne warunki umowy. Jego monotonny głos ciągnął się, recytując klauzula po klauzuli o wspólnych udziałach, podziale zysków i fuzjach firm, jakby rozmawiali o opcjach na akcje, a nie o jej przyszłości.
– Ta fuzja zjednoczy korporacje Drayton i Alvarez, tworząc partnerstwo, które zdominuje rynek – powiedział prawnik, nie odrywając wzroku od stosu dokumentów przed sobą. – Obie strony zgodziły się na warunki, a data ślubu została ustalona zgodnie z umową.
Ojciec Luki, Hector Alvarez, skinął głową z aprobatą. – To sprytny ruch. Obie rodziny na tym korzystają. A wraz ze ślubem partnerstwo staje się oficjalne. To sytuacja, w której wszyscy wygrywają.
Sophia poczuła ciężar sytuacji, który ją przygniatał. Była sprzedawana jak korporacyjny aktyw, a jej małżeństwo z Luką było jedynie sposobem na przypieczętowanie transakcji biznesowej między ich rodzinami. Jej dłonie drżały na kolanach, ale zmusiła się, by je uspokoić, nie okazując żadnych oznak słabości.
Luca, oczywiście, wydawał się całkowicie niezrażony tym wszystkim. Siedział tam, rozparty na krześle, jego drogi garnitur był idealnie skrojony, a jego oczy błyszczały rozbawieniem, gdy obserwował, jak wrze w niej ledwo powstrzymywana złość. Dla niego to była tylko kolejna gra, kolejne zwycięstwo w długiej linii podbojów.
– Jesteś strasznie cicha, Sophia – powiedział Luca, jego głos ociekał fałszywą troską. – Już masz wątpliwości?
Szczęka Sophii zacisnęła się, ale nie odpowiedziała. Nie da mu satysfakcji, że dała się sprowokować. Zamiast tego skupiła swoją uwagę na kontrakcie przed sobą, wertując linijki prawniczego żargonu, który określał warunki jej małżeństwa, jakby to była umowa biznesowa.
– To nie jest małżeństwo – pomyślała z goryczą. – To kontrakt.
Nie miała wyboru w tej sprawie. Obaj ich ojcowie zaaranżowali to od samego początku, a teraz było już za późno, by się wycofać. Fuzja dojdzie do skutku. Ślub się odbędzie. I będzie związana z Luką Alvarezem na dobre i na złe.
A raczej, bardziej prawdopodobne, na złe.
– Jak państwo widzą – kontynuował prawnik, nieświadomy napięcia w pokoju – obie strony zachowają równą kontrolę nad swoimi firmami, ale zyski będą dzielone na podstawie wskaźników wydajności. Dodatkowo, będą wspólne inwestycje w nowe przedsięwzięcia, począwszy od...
Sophia przestała go słuchać. Nie mogła znieść więcej tej sterylnej prawnej dyskusji. Jej przyszłość, jej życie, były rozkładane na czynniki pierwsze i klauzule, jakby jej szczęście lub jego brak były tylko kolejnym szczegółem do negocjacji.
Jej oczy powędrowały do Luki, który obserwował ją z tym nieznośnym uśmieszkiem wciąż przyklejonym do jego twarzy. Puścił do niej oko, a ona poczuła, jak krew w niej wrze. On się tym bawił. Bawił się jej dyskomfortem, jej bezradnością.
Chciała na niego nakrzyczeć, powiedzieć mu, że to nie jest gra, że to nie jest jakaś gra o władzę, którą może wygrać, będąc zadowolonym z siebie i aroganckim. Ale wiedziała, że to nic nie da. Luca Alvarez nie dbał o jej uczucia. Zależało mu na jednej rzeczy: na wygranej. A teraz wygrywał.
W końcu prawnicy zakończyli swoją analizę, a obaj ojcowie podpisali dokumenty, ich podpisy przypieczętowując transakcję. Prawnik zwrócił się do Sophii i Luki, kładąc dwa długopisy na stole przed nimi.
– A teraz, jeśli oboje państwo zechcą podpisać tutaj – powiedział prawnik, jego ton był kliniczny. – To sformalizuje fuzję i umowę małżeńską.
Sophia wpatrywała się w długopis przez dłuższą chwilę, jej ręka unosiła się nad nim. To był ten moment. Kiedy podpisze, nie będzie odwrotu. Będzie związana z Luką, z rodziną Alvarez, z całym tym bałaganem.
– Zrób to – powiedziała sobie. – Po prostu miej to za sobą.
Podniosła długopis i, biorąc głęboki oddech, nabazgrała swoje imię na dole kontraktu. Jej ręka lekko drżała podczas podpisywania, ale zmusiła się, by zachować opanowanie. Luca, oczywiście, podpisał się z rozmachem, jakby to była dla niego najłatwiejsza rzecz na świecie.
– Gotowe – powiedział, odchylając się ponownie na krześle z tym zadowolonym uśmiechem. – To było takie trudne?
Sophia nie odpowiedziała. Po prostu obrzuciła go spojrzeniem, jej nienawiść do niego płonęła jaśniej niż kiedykolwiek. Ale zachowała neutralny wyraz twarzy, nie pozwalając mu zobaczyć, jak bardzo to na nią wpływa.
Gdy ojcowie i prawnicy wymieniali uściski dłoni i uprzejmości, telefon Sophii zawibrował w torebce. Zignorowała go na początku, ale kiedy zawibrował ponownie, wyjęła go, wdzięczna za rozproszenie uwagi.
Wstrzymała oddech, gdy zobaczyła powiadomienie: wiadomość z nieznanego numeru.
„Transakcja zakończona. Witaj w życiu w piekle, przyszła pani Alvarez”.
Jej serce waliło w piersi, gdy czytała te słowa, jej umysł pracował na najwyższych obrotach. Podniosła gwałtownie wzrok, jej oczy spotkały się z Luką, który siedział naprzeciwko niej z tym samym irytującym uśmiechem. A potem, jakby chciał potwierdzić jej najgorsze podejrzenia, pomachał jej lekko, poruszając palcami w powietrzu w sposób szyderczy.
Chciała rzucić w niego telefonem, przeskoczyć przez stół i spoliczkować ten zadowolony uśmiech z jego twarzy. Ale zamiast tego wzięła głęboki oddech, zmuszając się do zachowania spokoju.
– Jeśli chcesz wojny – pomyślała, jej oczy zwęziły się w szparki, gdy wpatrywała się w Lukę – to wojnę dostaniesz.
Wsunęła telefon z powrotem do torebki, jej umysł już pracował nad strategiami. Luca Alvarez myślał, że może ją kontrolować, myślał, że może zamienić jej życie w żywe piekło i mu się to upiecze. Ale nie miał pojęcia, z kim ma do czynienia.
To nie był koniec. Daleko do końca.
Gdy spotkanie dobiegało końca, a ojcowie gratulowali sobie udanej fuzji, Sophia wstała, wygładzając sukienkę z chłodną precyzją. Luca również wstał, obdarzając ją szyderczym uśmiechem, gdy wyciągnął do niej rękę.
– Z niecierpliwością czekam na naszą wspólną przyszłość, pani Alvarez – powiedział, jego głos ociekał sarkazmem.
Sophia nie uścisnęła jego dłoni. Zamiast tego spotkała się z jego spojrzeniem ze stalową determinacją, jej głos był niski i kontrolowany, gdy odpowiedziała: – Ciesz się tym, póki możesz, Luca. Ponieważ to jest jedna transakcja, której będziesz żałował.
Uśmiech Luki zachwiał się tylko na moment, ale potem powrócił, ten sam zadowolony uśmieszek, który sprawiał, że chciała krzyczeć. – Zobaczymy – powiedział, jego głos był pełen pewności siebie.
Sophia odwróciła się na pięcie i wyszła z pokoju, z wysoko uniesioną głową. Czuła na sobie wzrok Luki, gdy wychodziła, ale nie chciała się odwrócić.
To nie był koniec. To był dopiero początek.
– Niech rozpoczną się igrzyska – pomyślała, gdy otworzyła drzwi i weszła na korytarz. – On nie ma pojęcia, w co się wpakował.
















