Śnię o syrenach.
To nic szczególnie oryginalnego – małe dziewczynki na całym świecie mówiły dokładnie to samo. Wiem to, bo sama byłam jedną z nich, fantazjując o podwodnych królestwach i pięknych stworzeniach o delikatnych, ludzkich rysach, które przechodzą w majestatyczne, jaskrawo kolorowe ogony.
Ostatnio jednak moje sny stały się o wiele bardziej dosłowne niż kiedyś.
I o wiele mroczniejsze.
Bardziej…erotyczne.
Przechodzę między jawą a astralem z łatwością mrugnięcia okiem. W jednej chwili kataloguję taksonomię bezkręgowców z głębin otchłani, a w następnej to ja jestem w tej otchłani, zanurzona. Czasami jest mi zimno, setki metrów pod powierzchnią oceanu, gdzie nie dociera światło słoneczne.
Innym razem jednak…jest mi tak bardzo gorąco. Tak gorąco, że oddycham zbyt szybko, jakby moje płuca wciągały za dużo tlenu tam, gdzie go nie powinno być. Śliska warstwa potu pokrywająca moją skórę tworzy barierę między żywiołami, otulając mnie…rozpuszczając mnie.
I za każdym razem, czy to przeszywający chłód, czy palący żar, on tam jest.
On jest drapieżnikiem, a ja jego ofiarą.
Wszystko dzieje się w ułamku sekundy, i gdy już mam poddać się głębinom…on tam jest – ciemna masa emanująca słabą, musującą poświatą, dzięki której ledwo mogę dostrzec jego zarys.
On jest wszędzie, nad i pod, otacza mnie.
Wtedy go czuję, wszystkie falujące, smukłe mięśnie, gdy potężna długość jego ogona owija się wokół mojego drgającego ciała i ściska, przytrzymując mnie w miejscu. Nie widzę, jak mnie całuje, ale moje ciało pulsuje, gdy gibkie, władcze wargi stykają się z moimi. W momencie, gdy to się dzieje, słona woda w moich płucach znika i wiem, że to jego powietrze mnie podtrzymuje. Wciągam głęboki oddech, który jest w jakiś sposób pełniejszy, bogatszy, smaczniejszy niż cokolwiek, co kiedykolwiek mogłam sobie wyobrazić.
Czuję, jak jego język wślizguje się między moje wargi, drażniąc mnie, zachęcając do eksploracji. Moje ręce przesuwają się po gładkiej kolumnie jego gardła, do tyłu jego szyi i w ciemny gąszcz jego włosów, przyciągając go bliżej, gdy odwzajemniam pocałunek. Potrzebuję więcej. Jego język wślizguje się głębiej do moich ust, pieszcząc mój własny, zanim prześlizgnie się po podniebieniu i wzdłuż boków moich zębów. Smakuje jak morze, słony i bogaty.
Jego język liże puls u podstawy mojej szyi i zastanawiam się, czy czuje, jak trzepocze się wymykając spod kontroli. Silne palce owijają się wokół mojej szyi i pozostają tam, trzymając mocno, prowokując mnie, bym spróbowała od niego uciec – nie jestem pewna, czy bym to zrobiła, nawet gdybym mogła.
Wydaje z siebie kolejny dźwięk, coś pomiędzy warknięciem a syczeniem, a potem jestem w ruchu.
Nadal jestem ślepa i nie ma powietrza. Nie widzę, jak mnie porusza, nie czuję wody poruszającej się wokół nas. Po prostu wciąga mnie na miejsce, jakby to nic dla niego nie znaczyło. Czuję szorstką ścianę skał i piasku na moich plecach, która pojawia się znikąd, wstrząsając mną przy uderzeniu.
Moje nogi są nadal mocno złączone, a to jego ogon zmusza je do rozwarcia. Przytrzymuje mnie na miejscu przy ścianie swoim ogonem, uwalniając ręce, by wędrowały po moim ciele. To niemal szaleńcza eksploracja. Jego ręce przesuwają się po moich udach, a potem rozsuwa moje nogi jeszcze bardziej, wślizgując się między nie, a moje ciało sztywnieje, gdy jego język wędruje od mojej brodawki w dół po moim brzuchu.
Czuję, jak przesuwa się niżej, jego ogon zaciska się wokół mojego ciała, prawie mnie miażdżąc, utrudniając mi oddychanie. Mogę wyczuć po głębokich wibracjach emanujących od niego, że lubi moją walkę, mój ból. To go ekscytuje, a z kolei jego mroczna rozkosz rozpala we mnie coś rozwiązłego i uległego – niebezpieczne pragnienie podobania się. Chcę się poddać, oddać się całkowicie jego woli, pozwolić temu stworzeniu wykorzystać moje ciało, by zaspokoić jego własną żądzę.
Wtedy jego usta są na mnie, jego język muska mnie, drażniąc mnie lekkim jak piórko dotykiem. Bez ostrzeżenia jego zęby wbijają się w ciało mojego uda, tym razem mocniej, i krzyczę z bólu. Boli tak bardzo, że w moich oczach pojawiają się łzy, ale potem, niemal natychmiast, następuje przypływ przyjemności, gdy jego język łagodzi ból – nienaturalnie.
Liże moje wnętrze, jego język zagłębia się głęboko, jego nos muska moją łechtaczkę i czuję, jak moje ciało się napina. Ból jest wyśmienity i czuję, jak moje ciało reaguje na przyjemność i agonię. Czuję narastające ciepło, zwijające się głęboko w środku, i wiem, że nie będę w stanie dłużej się powstrzymać. Ale wiem, że to nie zależy ode mnie. Jestem jego zabawką, ciałem, którym można się bawić według jego woli, a moja przyjemność jest produktem ubocznym. Wiem w głębi duszy, że nie będę usatysfakcjonowana, dopóki on nie będzie.
Ogromny mięsień jego ogona zaciska się wokół mnie jeszcze raz, gdy się przesuwa, wznosząc się nade mną. Wtedy jego kutas wślizguje się między moje uda, ocierając się o mnie, ale nie wchodząc we mnie. Jęczy, gdy wbija się między moje nogi, pokrywając się moim podnieceniem. Jęczę w odpowiedzi, pragnąc go wewnątrz mnie, potrzebując go poczuć. Nadal mnie drażni, wciskając się we mnie, ale nie penetrując, i czuję, jak staję się jeszcze bardziej mokra.
Nie wiem, co jest w tym stworzeniu, ale wiem, że potrzebuję go wewnątrz mnie, wypełniającego mnie, rozciągającego mnie, dopełniającego mnie. Nadal ociera się o mnie, a ja czuję, jak moje ciało się napina. Czuję, jak pulsuje we mnie i wiem, że to tylko kwestia czasu.
Wtedy czuję, jak wciska się we mnie i—
"Phoebe? Phoebe!"
Budzę się gwałtownie, oszołomiona i zdezorientowana na podłodze mojej łazienki. Mrugając, patrzę w zatroskaną twarz mojej współlokatorki i jęczę.
"Phoebe? Wszystko w porządku? Usłyszałam hałas i zastałam otwarte drzwi." Patrzy na wodę spływającą po mojej twarzy i śmieje się.
Kręcę głową, z policzkami płonącymi ze wstydu, gdy spoglądam w dół, skanując moje nagie ciało, pewna, że znajdę jakiś fizyczny dowód na wszystko, czego właśnie byłam świadkiem. Nadal czułam jego usta na moich, bolesną błogość jego ugryzienia, kuszące rozciągnięcie, gdy mój tajemniczy tryton zaczął mnie brać – nie byłabym zaskoczona, gdybym obudziła się z rękami zagrzebanymi między moimi udami. To nie byłby pierwszy raz.
Ale nie, poza ciemnym rumieńcem na mojej oliwkowej cerze i perełkowymi szczytami moich sutków, nie było śladu mojego trytona. Jak zawsze, wycofał się z powrotem w głębiny moich snów.
Leah zakręca prysznic i pomaga mi wstać. "Chyba po prostu zemdlałam", mamroczę, czując się głupio. Byłam tak pochłonięta moją najnowszą fantazją, że musiałam się poślizgnąć i uderzyć.
Moja współlokatorka przykłada grzbiet dłoni do mojego czoła, cmokając jak prawdziwa lekarka w trakcie szkolenia. "Mam nadzieję, że nie dopada cię coś. To naprawdę popsułoby twój wyjazd".
"Wyjazd?" pytam, moje myśli nadal zamglone wyimaginowanymi wspomnieniami kłów przebijających moje uda…tak blisko mojego centrum…rozpalając mnie…zmaczając—
Leah macha mi ręką przed twarzą, przywracając mnie do teraźniejszości. "E-e, Ziemia do Phoebe? Co masz na myśli, 'jaki wyjazd?'" Marszczy brwi, "No ten, na który czekałaś przez całą swoją karierę akademicką? Ten, na którym planujesz oprzeć swoją pracę dyplomową?"
Moje ramiona natychmiast się napinają, gdy sobie przypominam. Jak mogłam zapomnieć, nawet na chwilę, nie wiem. "Racja. Południowy Pacyfik", wzdycham, a mój żołądek skręca się teraz z zupełnie innego powodu.
"Jasna cholera, Południowy Pacyfik!" Leah zakrzyknęła: "Lepiej się ogarnij, dziewczyno. Masz znaleźć syreny!"
To życiowa szansa na badania, desperacka próba, która może zbudować lub złamać kariery pół tuzina naukowców…a ja jestem jedną z nich. Mamy tylko jeden cel: Znaleźć ostateczny dowód na istnienie rozumnego gatunku podwodnego, redefiniując w ten sposób drzewo ewolucyjne ludzkości.
Żaden problem.
Reszta mojego życia zaczyna się jutro rano…a ja nawet się nie spakowałam.