"W takim razie zapomnij." Głos Theo był niski, przeszywający powietrze lodowatym zdecydowaniem.
Adrian natychmiast zamknął usta. Bez słowa pośpiesznie otworzył drzwi samochodu, poruszając się ostro i sprawnie.
…
Zanim Benson dotarł zataczając się do domu, była już noc. Wpadł przez drzwi, wyraźnie pijany, i zaczął krzyczeć, gdy tylko przekroczył próg.
"Gdzie jest Sierra? Jeszcze nie przyszła przeprosić? Powiedzcie jej, żeby mi zrobiła moje specjalne lekarstwo na kaca!"
Niedługo potem z innej części domu wyszła gosposia.
"Młody panie Gray, panna Shaw tutaj nie ma," powiedziała uprzejmie.
Benson zamarł, a na jego twarzy pojawił się niedowierzający grymas. Wyciągnął telefon i przewinął wiadomości, które wcześniej wysłał Sierrze, instruując ją, by przygotowała mu lekarstwo na kaca. Bez odpowiedzi.
No, no, no. Więc Sierra ośmieliła się go zignorować.
Jego wściekłość wrzała pod powierzchnią i gwałtownym ruchem rzucił telefon na łóżko, a jego wyraz twarzy pociemniał.
Gosposia, wyczuwając burzę, która zbierała się w jego nastroju, odezwała się ostrożnie. "Młody panie Gray, czy mam zamiast tego przygotować lekarstwo na kaca?"
"Nie! Wynoś się!" warknął Benson, jego głos był ostry i przeszywający.
Bez słowa gosposia odwróciła się i wymknęła z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
…
Kiedy Sierra obudziła się wcześnie następnego ranka, ostry zapach świeżo rozpylonego środka dezynfekującego w sali szpitalnej sprawił, że zmarszczyła nos z dyskomfortu.
Mrużąc oczy przed jasnością pokoju, zamrugała kilka razy, zanim zauważyła wysoką postać stojącą przy oknie.
Przez chwilę ogarnęła ją dezorientacja i w jej piersi zapłonęła iskierka nadziei. Jej głos, ochrypły z nieużywania, przerwał ciszę.
"Benson?"
Mężczyzna przy oknie zamarł na dźwięk jej głosu. Powoli odwrócił się twarzą do niej, jego wyraz twarzy był zimny i obojętny.
Promienie słoneczne wpadające za nim sprawiały, że rysy jego twarzy były wyraźnie zarysowane.
Sposób, w jaki jego rzęsy rzucały delikatne cienie pod oczami, tylko wzmacniał naturalną intensywność i ostrość, którą zdawał się emanować.
Gdy Sierra w pełni ogarnęła wzrokiem jego twarz, nikła nadzieja w jej oczach zniknęła w jednej chwili. Jej i tak blada cera jeszcze bardziej zbladła, pozostawiając ją upiornie białą.
"Wujku Theo? Dlaczego to ty?"
To był Theo – wujek Bensona.
"Jesteś rozczarowana, że mnie widzisz?" Jego głos był chłodny i zabarwiony drażniącą nutą rozbawienia.
Theo podszedł bliżej, a jego wysoka postać górowała nad nią, gdy zbliżał się do łóżka. Cień, który rzucał, wydawał się zarówno przytłaczający, jak i nieunikniony.
Sierra zawsze żywiła w stosunku do niego sprzeczne uczucia – mieszankę szacunku i strachu. Zmusiła się do zachowania spokoju, choć jej sztywny wyraz twarzy zdradzał jej niepokój.
"Nie. Po prostu pomyliłam cię z kimś innym," odpowiedziała ostrożnie.
"Sierro, to już drugi raz, kiedy mnie z kimś mylisz."
Ostre brzmienie głosu Theo przeszyło powietrze, zimne i podszyte cichym niezadowoleniem.
Oczy Sierry lekko drgnęły, gdy jej myśli powróciły do pierwszego spotkania z Theo.
To było trzy lata temu, w Gray Manor. Pojechała tam szukać Bensona i zauważyła młodego mężczyznę stojącego w ogrodzie tyłem do niej.
Jego postura była uderzająco podobna do Bensona, a nawet nosił ten sam styl białego stroju wypoczynkowego, który Benson często preferował.
Do głowy przyszedł jej figlarny pomysł – chciała go przestraszyć. Poruszając się cicho, podkradła się za niego, stanęła na palcach i zakryła mu oczy rękami.
"Benson, zgadnij, kto to?"
Jej głos był słodki i wesoły, a jej twarz promieniała jasnym, psotnym uśmiechem. Ale odpowiedź, którą otrzymała, nie była ciepłym, słonecznym tonem Bensona. Zamiast tego był to głos zimny, gładki i niespodziewanie urzekający.
"Nie jestem Bensonem."
Zamarła, zaskoczona, a jej ręce opadły, gdy w panice cofnęła się. Ruch sprawił, że potknęła się o własne nogi i zaczęła upadać.
Zanim uderzyła o ziemię, wyciągnęła się silna ręka, chwytając ją i wciągając w mocny, pewny uścisk.
"Zapamiętaj to, jestem Theo."
Lodowaty głos rozbrzmiał nad nią, a kiedy podniosła wzrok, zaparło jej dech w piersiach. Jego twarz była niewiarygodnie przystojna, ale jego ostre, zimne oczy przeszyły ją chłodem.
W tym momencie zdała sobie sprawę, że nieświadomie zrobiła psikusa niesławnemu "królowi demonów" rodziny Gray, człowiekowi, którego bano się za jego zimną i bezwzględną reputację.
Sierra była przerażona. Od tego dnia, ilekroć spotykała Theo, unikała go za wszelką cenę.
Teraz, gdy jej wzrok drgnął z niepokojem, wiedziała, że Theo też nie zapomniał o tamtym dniu. Naprawdę zasłużył na swoją reputację osoby, która żywi urazy.
"Przepraszam, wujku Theo."
















