Benson czekał w swoim biurze cały dzień, spodziewając się, że Sierra przyjdzie przeprosić. Jednak gdy dzień pracy dobiegał końca, Sophie mimochodem wspomniała, że Sierra zabrała cały personel firmy na kolację.
Wściekły Benson chwycił kluczyki i pojechał prosto do restauracji. Kiedy dotarł na miejsce, usłyszał końcówkę ogłoszenia Sierry – rezygnuje z pracy.
Fala niewytłumaczalnego gniewu rozpaliła się w jego piersi.
Sierra odwróciła się, żeby na niego spojrzeć. Przekrwione oczy Bensona płonęły frustracją, a emocje ledwo trzymał na wodzy.
Za nim, w swojej białej sukni, stała Sophie z wyrazem delikatnego, wyuczonego skupienia na twarzy.
"Tak, rezygnuję. Wykonałam już wszystkie swoje zadania. Jutro wszystko przekażę panu Grayowi" – powiedziała chłodno Sierra.
Benson ścisnął jej nadgarstek mocno, niemal bezwiednie. "Kto ci pozwolił odejść? Nie wyrażę na to zgody!" – zażądał.
Jego uścisk był na tyle mocny, że sprawiał ból, a Sierra zmarszczyła brwi.
"Puść mnie" – powiedziała ostro.
Przez chwilę Sophie nie mogła ukryć swojej radości. Miała nadzieję, że Sierra odejdzie, czekając na tę szansę, by spędzić więcej czasu z Bensonem.
Ale wciąż nie mogła pozbyć się podejrzenia, że to wszystko może być podstępem, grą, którą Sierra prowadzi, aby zwrócić na siebie uwagę Bensona.
W końcu Benson puścił nadgarstek Sierry, choć jego spojrzenie pozostało ostre jak zawsze. "Czy skończyłaś już ten swój napad złości?"
"Czy ty już skończyłeś?" – odparowała Sierra. Jej wzrok na moment skierował się na Sophie, zanim kontynuowała głosem lodowatym jak lód. "Już się usunęłam, żebyście ty i Sophie mogli być razem. Czego jeszcze ode mnie chcesz?"
Jej słowa uderzyły w Bensona jak policzek. Na moment jego gniew osłabł, zastąpiony przebłyskiem satysfakcji. W jego mniemaniu Sierra wciąż się nim przejmowała. Zachowywała się w ten sposób tylko dlatego, że za bardzo go kochała.
Czując się ośmielony, Benson nieco złagodził ton. "Źle zrozumiałaś Sophie, widzę w niej tylko młodszą siostrę. Po prostu się nią opiekuję, to wszystko."
"Siostra?" – Sierra wydała z siebie zimny śmiech. "Chcesz mi powiedzieć, że ona jest tylko twoją siostrą, po tym, jak widziałam was dwoje całujących się? Benson, myślisz, że jestem aż tak głupia?"
Benson zmarszczył brwi. "Jakie całowanie? Co za bzdury wygadujesz?"
Obok niego twarz Sophie natychmiast się zmieniła. Wystąpiła naprzód, chwytając Sierrę za ramię z wyrazem desperacji.
"Sierra, wiem, że jesteś zła na pana Graya przeze mnie. To wszystko moja wina. Jestem gotowa odejść z firmy. Proszę, błagam cię, nie zrywaj z panem Grayem."
Jej ton był szczery, niemal żałosny, ale ręka ściskająca ramię Sierry zacisnęła się celowo. Sierra skrzywiła się z ostrego bólu i gwałtownym ruchem strząsnęła dłoń Sophie.
"Ała!" – Sophie wydała okrzyk, potykając się i upadając na podłogę.
Wściekły głos Bensona przeciął napięcie jak bicz. "Sierra, posunęłaś się za daleko!"
Natychmiast schylił się, żeby pomóc Sophie, obejmując ją opiekuńczo ramieniem. Jego oczy płonęły gniewem, gdy posłał Sierrze piorunujące spojrzenie.
"Panie Gray, proszę, niech pan się nie gniewa na Sierrę. Po prostu nie stałam stabilnie" – wtrąciła cicho Sophie, z oczami pełnymi łez, sprawiając wrażenie, jakby znosiła jakąś wielką niesprawiedliwość.
Spojrzenie Bensona przesunęło się od kruchego wyglądu Sophie do Sierry. Jego szczęka się zacisnęła i przemówił przez zaciśnięte zęby. "Sierra, nie jesteś nawet w połowie tak delikatna jak Sophie."
Sierra opuściła głowę, a pieczenie zadrapania na ramieniu było na tyle ostre, że zamgliło jej oczy łzami. Słowa Bensona tylko pogłębiły kwaśny ból w jej piersi.
"Jeśli w niczym nie mogę się z nią równać, to po prostu powinieneś być z nią. Od teraz nie mamy ze sobą nic wspólnego."
Sierra zmusiła się do stłumienia emocji kotłujących się w jej piersi, gdy mówiła. Spojrzała na innych kolegów siedzących wokół stołu i zdołała wykrzesać z siebie wymuszony uśmiech.
"Wy jedzcie dalej. Ja muszę wyjść do toalety. A co do niezaproszonych gości, to proszę, żeby wyszli." Z tymi słowami odwróciła się i odeszła.
Twarz Bensona pociemniała i krzyknął za nią: "Sierra, wróć tu i przeproś!"
Jednak jedyną odpowiedzią, jaką otrzymał, były jej zimne, bezduszne plecy, gdy szła dalej.
W toalecie Sierra stała przy umywalce, trzymając dłonie pod bieżącą wodą, a łzy zaczęły płynąć niekontrolowanie.
Wypowiedziała tak bezduszne słowa, ale jej pierś bolała tak bardzo, że zdawało się, że zaraz pęknie. Patrzenie, jak Benson broni Sophie, było jak nóż wbijający się coraz głębiej w jej serce.
Kiedy byli dziećmi, Benson stawał przed nią w ten sam sposób, żeby ją chronić. Kiedy była gnębiona, odpędzał każdego, kto ośmielił się ją skrzywdzić.
Sam kończył posiniaczony i zakrwawiony, ale wciąż patrzył na nią z tym samym pokrzepiającym uśmiechem i mówił: "Cee, ja cię obronię. Nikt nigdy cię nie skrzywdzi, póki ja tu jestem."
Sierra zacisnęła pięści, gdy ból w jej sercu stawał się coraz bardziej dotkliwy z każdą chwilą.
"Dlaczego za każdym razem, kiedy cię widzę, udaje ci się narobić takiego bałaganu?"
Zimny, czysty głos zaskoczył ją. Sierra podniosła głowę i spojrzała w lustro. Wpatrywało się w nią odbicie uderzająco przystojnej twarzy.
















