Chłopak zdradza mnie z moją najlepszą przyjaciółką. Banał. Ciąża po jednej nocy z seksownym nieznajomym. Nic niezwykłego. Ten seksowny mężczyzna, ojciec mojego dziecka, jest nowym szefem MOJEJ firmy, która została sprzedana przez współzałożycieli, czyli mojego zdradzającego chłopaka i najlepszą przyjaciółkę. Przeznaczenie.

Pierwszy Rozdział

Sophie Powers trzymała świat w garści. Przechadzała się korytarzami Forward, jej start-upu technologicznego, i nie mogła powstrzymać uśmiechu dumy. Jej policzki ściskały się, naciągając kąciki oczu, gdzie ciasny kok groził początkiem bólu głowy. Obcasy stukały o wypolerowane płytki, a każdy krok pobrzmiewał przypomnieniem o wszystkim, czego dokonała w ciągu krótkich 26 lat. Skinęła głową na pożegnanie recepcjonistce, nowej, której imienia jeszcze nie zapamiętała. Tammy? Samantha? Co to ma za znaczenie? Sophie wyszła z budynku, wsuwając okulary Ray-Ban na oczy, by walczyć z wieczornym słońcem unoszącym się nad Doliną Krzemową. Taksówki pędziły obok. Jedna z nich wypuściła kłąb czarnego dymu z tłumika, posyłając falę spalonej gumy, która zaatakowała nozdrza Sophie. Skrzywiła się i machnęła ręką przed twarzą, aby rozproszyć opary. Taksówka zatrzymała się z piskiem opon. Bez wątpienia wezwana jej machnięciem ręki. Planowała spacer, ale dlaczego nie dotrzeć jeszcze wcześniej i bez potu zbierającego się pod pachami? Gwałtownie otworzyła tylne drzwi taksówki i wsunęła się na popękane siedzenie. Przynajmniej ta pachniała miętą z nutą dymu. Bywała w gorszych. Podała kierowcy adres Mathew i przycisnęła teczkę do ud, pozwalając, by widok rozciągał się za oknem. Mathew będzie taki zaskoczony. Przez wszystkie miesiące, kiedy pracowali razem z Theresą nad stworzeniem Forward, Sophie upierała się, że będzie ostatnią osobą wychodzącą z budynku każdego dnia. Czasami nawet spała na kanapie w swoim biurze. Jej dziecko jej potrzebowało, a byłaby żałosną matką, gdyby odeszła, zanim firma postawi pierwsze chwiejne kroki. Teraz płynęli. Pędzili ku obiecującej przyszłości. Znaki dolara piętrzyły się na horyzoncie. Jeśli technologia zadziała tak, jak się spodziewała, zarobią miliony, a każda bezsenna noc będzie warta cieni pod jej oczami i narzekania Mathew, że nigdy nie ma dla niego czasu. Dziś wieczorem pokaże mu prawdę. Niespodziewana kolacja w jego mieszkaniu, która bez wątpienia doprowadzi do pięknej nocy miłosnych uniesień – i wspaniałego nowego początku kolejnego etapu zarówno ich związku, jak i wartości majątkowej Forward. Nie chodzi tylko o pieniądze. Jasne, ale pieniądze pomagały. Zdrowsze konto bankowe oznaczało więcej możliwości. Lepsze mieszkanie. Potencjał na drugą firmę. Miała już pomysł na kolejny element technologii. Kiedy tylko przeprowadzi badania i… – Wysiada pani, czy nie? – Gburowaty głos taksówkarza przerwał marzenia Sophie. Odwrócił się do niej, jedną rękę trzymając na kierownicy, a drugą opierając na oparciu siedzenia. Poszarpane wąsy pasowały do jego ciężkiego grymasu. Zapukał w twardy plastik oddzielający ich od siebie. – Rusz się, kobieto. Sophie zapłaciła za przejazd i wyskoczyła z samochodu. – Dostawałby pan lepsze napiwki, gdyby pan nie warczał na klientów. – Uniosła brodę i odeszła, zanim zdążył odpowiedzieć. Budynek Mathew górował nad nią. Białe ściany odbijały światło słoneczne, przypominając Sophie piaszczyste plaże, którymi cieszyła się jako dziecko. Nie znalazła czasu na spacer po piasku od… Nawet nie pamiętała, kiedy ostatni raz była na plaży. Dodać to do listy na kiedyś. Zanotowała w pamięci, wchodząc do szklanej i chromowej windy i naciskając przycisk trzeciego piętra. Żołądek jej się ścisnął, gdy winda unosiła się w bezszelestnym poślizgu. Lobby oddalało się coraz bardziej, a widok z lotu ptaka zawdzięczała szklanym ścianom zakrzywiającym się wokół niej. Drzwi otworzyły się z sykiem powietrza, które ochłodziło jej policzki. Sophie zacisnęła teczkę w jednej ręce, a drugą przeczesała włosy, wsuwając luźne kosmyki z powrotem do koka, po czym poprawiła okulary i marynarkę. Beżowa wykładzina zmiękczyła jej kroki, gdy szła krótkim korytarzem do drzwi Mathew. Szare ściany rozciągały się po obu stronach, wciągając ją głębiej do budynku. Wyjęła klucz, wsunęła go do zamka i otworzyła drzwi cichym przekręceniem nadgarstka. Wyszedł dziś na lunch, żeby pracować nad rozmowami kwalifikacyjnymi dla osobistego asystenta – zabierając samochód firmowy – a Theresa zadzwoniła, że jest chora. Znowu. Szczerze mówiąc, Sophie zaczynała myśleć, że jej dwaj współzałożyciele nie traktują Forward tak osobiście jak ona. Ale wszystko miało się zmienić. Sophie zsunęła szpilki, zostawiając je w szafie obok drzwi wejściowych. W rogu stała para czerwonych szpilek. Zmarszczka gniewu pojawiła się na jej ustach, gdy ogarnęło ją zmieszanie. Nie miała żadnych szpilek. Serce waliło jej w uszach, a szum każdego uderzenia stawał się coraz głośniejszy. Ruszyła naprzód. Zamarła. Zamiast widoku z ściany okien w otwartym salonie Mathew, zasłony były zasunięte, rzucając na pomieszczenie cień. Na stole w jadalni leżały resztki romantycznej kolacji. Dwa talerze. Jeden na zwykłym miejscu Mathew, a drugi na jej. Puste kieliszki do wina. Butelka Dom Pérignon przewrócona na bok na środku stołu. Świece wypaliły się nisko, czerwony wosk spływał na szkło, gdzie zastygł w kałużach, które przypominały jej świeżą krew. Zapach kurczaka i czosnku nakładał się na subtelne perfumy. Jej ręce zacisnęły się w pięści, choć kolana chciały osłabnąć, gdy zaprzeczenie walczyło z gniewem. Gniew zwyciężył, posyłając ją krokiem do sypialni Mathew, gdzie rzuciła się do drzwi i otworzyła je na oścież. Uderzyły o ścianę i odbiły się z powrotem. Sophie podniosła rękę, aby zatrzymać drzwi, a one uderzyły ją w dłoń z donośnym trzaskiem. Mathew zrzucił się z łóżka, zabierając ze sobą puchową kołdrę. Owinął pękiem materiału wokół talii i stanął naprzeciwko niej. Jego dyszenie wypełniło pokój. – Sophie? – Mathew przeczesał ręką blond włosy, powodując, że stanęły dęba. – Tak. Cześć. Pamiętasz mnie? Twoja dziewczyna. – Jej ręce zaczęły drżeć i zacisnęła uchwyt na teczce, aż uchwyt wbił się w jej dłoń. – Um. – Mathew uśmiechnął się. Ten przepraszający uśmiech, którego używał, gdy czegoś chciał. Kiedyś to było urocze. Teraz po prostu ją wściekało. Pociągnął za białą kołdrę, a jego oczy odwróciły się od Sophie. – Nie powinno cię tu dzisiaj być. – Racja. – Zakpiła i wskazała na niego palcem. – Bo dlaczego nie miałabym złożyć niespodziewanej wizyty mojemu chłopakowi? Dlaczego nie miałabym wierzyć, że jest mi wierny przez cały czas, a nie tylko w dni, w które wie, że się pojawię? – To tylko… No cóż. Planowałem ci to powiedzieć. – Znowu przyjął ten głupi uśmiech i wzruszył ramionami, jakby to było coś, co można zmazać i zapomnieć. – Kiedy? Brwi Mathew uniosły się. – Co? – Kiedy? – Zapytała ponownie. – Kiedy miałeś mi powiedzieć? – Sophie weszła do pokoju, w kierunku łóżka. – A kim jest ta zdzira? Zanim Mathew zdążył się ruszyć lub zaprotestować, Sophie zerwała prześcieradło z łóżka. Jej zduszony okrzyk zagłuszył ostry śmiech kobiety. Theresa. – Szczerze mówiąc, Sophie, czy jesteś zaskoczona, że mnie tu widzisz? – Theresa zsunęła się z łóżka, wcale nie wstydząc się swojej nagości. Podsunęła się do Mathew i objęła go ramieniem w pasie. – Równie dobrze możemy powiedzieć jej resztę. Reszta? Jaka reszta? Zdrady w ich związku nie było dość? – Jak mogłaś? – Sophie zamierzała wypluć to pytanie w ich twarze, ale wyszło to jako słabe błaganie. Cofnęła ramiona i uniosła brodę. Jej ton stał się oziębły. – Moja najlepsza przyjaciółka i mój chłopak. Chyba nie może być bardziej banalnie niż to. Jedno, czego nauczyła się, zakładając własną firmę: nigdy nie okazuj słabości. Nigdy nie pozwól im zobaczyć, że wygrywają. Okej. Dwie rzeczy. Mathew zdjął ramię Theresy i skrzywił się. Zrobił krok naprzód. Sophie uniosła dłoń, uniwersalny gest oznaczający stop. – Słuchaj, Soph, chodzi o to, że byłaś tak pochłonięta firmą. – Rozszerzył oczy i spuścił wzrok. – Nigdy więcej się nie bawimy. Jesteś zbyt spięta. Cały czas napięta. Wyglądasz jak zakonnica z tą fryzurą i okularami. Nie wspominając o garniturach. No weź, nie możesz założyć ładnej sukienki od czasu do czasu? To tak, jakbyś już mnie nie kochała. – Nie wciskaj mi tego żałosnego usprawiedliwienia dla twojego zachowania. – Zamachnęła się teczką, uderzając go w ramię i powodując, że się zachwiał. – Biedny Mathew. Musiał radzić sobie z dziewczyną, która próbuje ich wzbogacić. Biedny kochanek musi zabierać do domu pierwszą kobietę, która wskoczy z nim do łóżka. – Wycofywała się w stronę drzwi. – Jesteście żałośni. Oboje. – Sprzedajemy Forward. – Theresa skrzyżowała ramiona i wypięła biodro. Jak ta kobieta może emanować taką pewnością siebie bez jednego ubrania na sobie? Sophie potrząsnęła głową i zacisnęła uchwyt na teczce. Jej zawartość była teraz święta. Nie zasługiwali na to, by wiedzieć, co odkryła. – Nie możecie sprzedać. Jestem właścicielką… – Jednej trzeciej udziałów. Podczas gdy Mathew i ja posiadamy sześćdziesiąt sześć procent razem wzięte. Przegłosujemy cię, Sophie. – Podczas gdy głos Theresy podnosił się tonem i jadem, Mathew wycofał się z miną bitego psa, która skręcała żołądek Sophie. – Nie sprzedaję. – W porządku. – Zęby Theresy błysnęły bielą w świetle lampy, wilczy uśmiech na jej ustach. – Będziesz zdana na łaskę tego, kto nas wykupi. – Wystawiła usta w grymasie. – Biedna Sophie. Miejmy nadzieję, że ktokolwiek to będzie, nie zamknie całego interesu. Została pokonana. Wiedziała o tym. Theresa i Mathew wiedzieli o tym. Jedyne, na co mogła teraz liczyć, to na zgrabne wycofanie się. Sophie trzymała głowę wysoko i wzrok utkwiony w swojej byłej najlepszej przyjaciółce i jej nowym pupilu. – Zobaczymy. Dopiero gdy zniknęła im z oczu, Sophie odwróciła się i pobiegła przez przestronny salon. Łzy zamazywały jej wzrok. Wściekle je otarła i chwyciła buty z podłogi. Nie zawracając sobie głowy wsuwaniem stóp w obcasy, dopadła do windy, naciskając przycisk jednym palcem, podczas gdy jej klatka piersiowa ściskała się w bolesnym imadle. Nie płacz. Nie tutaj. Głęboki oddech powstrzymał łzy. Wykorzystała kilka sekund w windzie, aby wsunąć stopy w buty i poprawić wyraz twarzy. Nikt nie mógł wiedzieć, jak trzęsą się jej wnętrzności. Popatrzą na nią i zobaczą obraz spokoju. Wzięła kolejny głęboki oddech i wysiadła. Nikt nie spojrzał w jej stronę. Dwóch mężczyzn czekających na windę nawet nie oderwało wzroku od swoich telefonów. Sophie odetchnęła cicho i wyszła z powrotem w gasnące światło słoneczne. Po jej lewej stronie basen wysyłał falujące fale nad elektryzującą błękitną Malibu. Samochód firmowy. Teraz jej samochód. Sophie wzięła do ręki pilot i wsunęła się na skórzane siedzenie. Żadnych więcej taksówek. Mathew chciał sprzedać. W porządku. Lepiej jej bez niego. Wkręcając silnik na obroty, wyjechała z parkingu i skierowała się w stronę swojego mieszkania. Nie tak przestronne i efektowne jak Mathew, ale wystarczająco dobre na teraz. Wjechała na miejsce parkingowe i wrzuciła klucz do teczki. Wieczór w domu w samotności wydawał jej się równie atrakcyjny jak leczenie kanałowe. Co robić. Co robić. W swoim mieszkaniu Sophie rzuciła teczkę na łóżko i wystukała palcami wzdłuż kości biodrowych. Jej garnitur zaczepił o początek zadziora, kierując jej uwagę w dół na miękki niebieski materiał zakrywający ją od brody do kostek. Zakonnica, rzeczywiście. Mathew nie rozpoznałby zakonnicy, gdyby podeszła i spoliczkowała go. Intrygujący pomysł. Teraz potrzebowała tylko przyjaciółki, która zgodziłaby się przebrać za zakonnicę. Mogłyby złożyć Mathew małą wizytę za nią. Roześmiała się na głos, a dźwięk był zaskakujący w ciszy. Mathew myślał, że już nie wie, jak się bawić. Cóż. Pokaże mu. Pół tuzina kroków zaprowadziło ją przez złamaną biel dywanu prosto do jej szafy. Otworzyła drzwi na oścież i przeszukała zawartość. Niebieskie spodnie. Czarne marynarki. Białe koszule. Brzoskwiniowa sukienka z czasów, gdy została zaproszona na koktajl. Robiła okropne rzeczy z kolorem jej skóry w połączeniu z blond włosami. Co założyć? Błysk czerwieni wyjrzał z tyłu. Idealnie. Sophie zerwała wieszak z drążka i przyjrzała się sukience, wciąż owiniętej plastikiem. Elegancka i seksowna. Zgadza się. Głęboki dekolt. Podwójnie się zgadza. Rzuciła sukienkę na łóżko i zanurkowała z powrotem do szafy po buty. Może i nie miała czerwonych szpilek jak Theresa Zdrajczyni Była Najlepsza Przyjaciółka. Ale miała wspaniałą parę czerwonych szpilek Jimmy Choo z paskami inkrustowanymi diamentami, które kupiła, aby nosić je z sukienką leżącą teraz niedbale na jej łóżku. Sukienka była prezentem dla samej siebie w zeszłym roku. Włożyła ją do szafy z zamiarem założenia jej dla Mathew. Koniec z tym pomysłem. I tak nie zasługiwał na to, by zobaczyć ją w niej. Godzinę zajęło jej wzięcie prysznica i ułożenie włosów. Kolejną na makijaż. Potem przeszła do wkładania soczewek kontaktowych. Okulary były o wiele łatwiejsze. Założone i gotowe. Soczewki kontaktowe, z drugiej strony, były śliskie i ciągle spadały jej z palca, zanim włożyła je do oka. Po trzeciej próbie uderzyła w marmurowy blat i zawarczała, zanim wyłowiła tę drobną uciążliwość z roztworu i spróbowała ponownie. Jej palec zadrżał, upuszczając soczewkę. Nie zdążyła się zatrzymać i opuszek palca musnął jej gałkę oczną. – Fuuu! – Dreszcz zatańczył jej na plecach. Sophie odskoczyła i przyłożyła obie ręce do oka. Soczewka kontaktowa leżała na krawędzi blatu, lśniąca wilgocią. Czy były tego warte? Opuściła ręce i wpatrywała się w lustro, w swoje jedno brązowe oko. Drugie zostało przekształcone w jaskrawy błękit przez kolorową soczewkę kontaktową. Błękit. Bez wątpienia. Zgrzytnęła zębami i umyła soczewkę w roztworze, zanim spróbowała ponownie. Determinacja ustabilizowała jej rękę, a soczewka wślizgnęła się na oko. Zamrugała, aby osadzić ją na miejscu i nastroszyła włosy. Fale obejmowały jej policzki, podkreślając ciemne skrzydła, które namalowała wokół oczu. Prawie siebie nie poznawała, a jeszcze nie włożyła sukienki. Zwiewny materiał wślizgnął się na jej biodra jak sen, kończąc się w połowie drogi między biodrem a kolanem. Poruszał się wraz z nią, a każdy krok wywoływał przypływ pewności siebie. Jej świeżo złamane serce waliło boleśnie w piersi. Chociaż przyznała, że bardziej boli ją perspektywa utraty kontroli nad Forward niż utrata Mathew. Wślizgnęła się do samochodu i pozwoliła GPS-owi wybrać najbliższy bar jako cel. Monotonny głos dyktował wskazówki, a Sophie posłusznie wykonywała polecenia. Opalony parkingowy wziął kluczyk i odjechał. Z torebką przyciśniętą do brzucha Sophie weszła do baru. Wystrój w stylu speakeasy uspokoił jej nerwy. Czerwone stołki ustawiły się wzdłuż baru, za którym mężczyźni i kobiety wypełniali zamówienia z szybkością ruchów rąk. Muzyka wślizgnęła się do jej systemu, odurzająca jak alkohol, który płynął swobodnie i obficie. Tłum wydawał się zrelaksowany, a kilka par poruszało się po scenie po jej prawej stronie. Sophie podeszła do baru i zajęła miejsce na wolnym stołku. Kobieta z tatuażem na rękawie skinęła głową i przyjęła zamówienie Sophie na whisky z lodem bez mrugnięcia okiem. Nie ma sensu się bawić. Wiedziała, czego chce. Napoju i towarzystwa. Napój był łatwy. Przejrzała zatłoczone pomieszczenie. Z jej lewej strony rozległ się ciężki łomot. Sophie spojrzała w tamtą stronę i zmarszczyła brwi, patrząc na swój drink. Otyły mężczyzna patrzył na nią pożądliwie przez załzawione oczy. – Hej, kochanie. Wyglądasz, jakbyś potrzebowała dobrej zabawy. – Jego oddech zakwasił jej żołądek. Był tu i pił przez większość dnia, sądząc po jego braku koordynacji i bełkotliwej mowie. – Nie z tobą. – Wstała, zabierając ze sobą drinka, i przeniosła się na koniec baru, najbliżej parkietu. Mocne rytmy zadziałały magicznie, rozluźniając napięcie z jej żołądka. Jej biodra kołysały się w rytm muzyki. Whisky zniknęła jednym haustem. Pomachała po kolejny i dostała dolewkę, zanim jej ręka zwolniła szklankę. Ruch po drugiej stronie pomieszczenia błagał o jej uwagę. Witaj, wysoki, ciemny i przystojny. Tego chciała dzisiaj wieczorem. Jego. Pan Zamyślone Oczy. Dobra zabawa. Wyglądał na takiego, który wie, jak ją dać. Szerokie ramiona wypełniały marynarkę, która musiała być szyta na miarę dla niego. Sophie wypiła drugą whisky i pozwoliła, by muzyka przejęła kontrolę. Jej ciało poruszało się w rytm, uwodzicielska melodia, która skręcała jej biodra i wzywała ją do podniesienia rąk. Jej serce przestało boleć, gdy w dole żołądka zadomowiła się nowa potrzeba. Pan Zamyślony podszedł do baru i pomachał palcem. Sophie przesunęła się w jego stronę, kontynuując swój taniec. Teraz miała jego uwagę. Jego oczy skupiły się na jej biodrach, zanim przesunęły się w górę. Zatrzymał się ponownie na jej piersiach, a zadowolony uśmiech ukazał jego doskonałe zęby. Niech gra się rozpocznie. Odeszła kołysząc się, wykrzywiając na niego palec, gdy się kołysała. Jak ryba na haczyku, którą był, wstał, podniósł drinka i wkroczył na parkiet. Sophie włożyła palec w jego krawat, wyrywając go z marynarki. – Jak masz na imię, przystojniaku? – Neil. – Miło mi, Neil. – Pociągnęła za krawat, owijając go wokół dłoni. – Jestem Marie. Potrzebowała jednej nocy, aby być kimś innym. Jednej nocy, aby rozpuścić włosy i dobrze się bawić. Zasłużyła na przyjemność.

Odkryj więcej niesamowitych treści